No, najwyraźniej się opłacało – po zakończeniu fazy I waga pokazuje ok. 6,5 kg mniej…
Doprawdy, ujrzenie 122,1 kg po 10 dniach diety "bezgłodowej" sprawia niejaką przyjemność. W fazie II, trwającej od wczoraj, przyjąłem system 1/1, tzn. jeden dzień protalowy (białkowy) naprzemiennie z jednym dniem protal+warzywa, przy czym warzywa tylko z listy dozwolonych. Lista jest długa i nie obejmuje praktycznie tylko bodaj fasoli, groszku, kukurydzy, ziemniaków itp. Wszelki ogórki, pomidory, papryki, sałaty, marchew, buraki są dozwolone – dla każdego coś miłego. Nie wspominając o witaminach i walorach smakowych…
Osobiście wprowadzam jedno usprawnienie diety, bezdyskusyjne i nie podlegające negocjacjom – owoce. Oczywiście ilości ograniczę do rozsądnych rozmiarów. Póki co nie ma mowy o kilogramie truskawek, czereśni, arbuza, jabłek, gruszek, jak to drzewiej bywało, jednak zapewniam – po 10 dniach niejedzenia owoców w ogóle, miseczka truskawek czy plaster arbuza wydają się być niedościgłym szczytowaniem kulinarnym 😉
Zgodnie z sugestiami "konserwatystki" pod poprzednimi wpisami, muszę zwrócić uwagę na zioła wspomagające pracę nerek – cytuję: "(…) perz, rdest ptasi, nawłoć, liść borówki brusznicy, pokrzywa, skrzyp, znamię kukurydzy i koniecznie mniszek lub arcydzięgiel.". Nie zaszkodzą, a mogą wspomóc, choć ja nie odczuwam najmniejszych dolegliwości, poza tym, że jestem lżejszy i ubrania nagle zrobiły się wygodniejsze.
Co wkurza, to moja waga – niby elektroniczna, a potrafiąca dawać taki rozrzut w pomiarach, że powietrze z człowieka schodzi jak z przebitej dętki. Gdyby nie wyraźnie odczuwalna różnica na ubraniach i pasek zapinany o dwie dziurki głębiej, to chwilami mógłbym uwierzyć w 1-kilogramowy spadek wagi. Szczęśliwie mam dostęp do wagi kontrolnej…
Dalsze wrażenia wkrótce.