Bez kategorii
Like

Demokratyzacja życia a system penitencjarny

04/03/2011
412 Wyświetlenia
0 Komentarze
14 minut czytania
no-cover

 Wszystko jak wiadomo zmierza ku lepszemu, demokracja zaś i liberalizm zostały wymyślone po to by najostatniejszy ciura i gamoń mógł poczuć w rękach siłę praw, którymi dysponuje. O tym jak przemożna jest ta siła najłatwiej przekonać się obserwując postępującą przez dzieje demokrację na tle warunków panujących w więzieniach. Oto przegląd kilku sytuacji, które uważnemu czytelnikowi rzucą niejakie światło na rzeczywistą naturę postępu i innych ważnych dla naszego czasu i czasów przeszłych a nieodległych idei.   Biorąc do ręki wspaniały, ale zapomniany oczywiście pamiętnik Jana Bartkowskiego, listopadowego powstańca, człowiek uczciwy nie może właściwie powstrzymać łez. Opisy cierpień i niedostatków jakich doznawali polscy spiskowcy aresztowaniu przez policję jest wprost wstrząsający. Oto Bratkowski zajmujący się na stancji wraz z kolegami ulewaniem kul ołowianych […]

0


 Wszystko jak wiadomo zmierza ku lepszemu, demokracja zaś i liberalizm zostały wymyślone po to by najostatniejszy ciura i gamoń mógł poczuć w rękach siłę praw, którymi dysponuje. O tym jak przemożna jest ta siła najłatwiej przekonać się obserwując postępującą przez dzieje demokrację na tle warunków panujących w więzieniach. Oto przegląd kilku sytuacji, które uważnemu czytelnikowi rzucą niejakie światło na rzeczywistą naturę postępu i innych ważnych dla naszego czasu i czasów przeszłych a nieodległych idei.
 

Biorąc do ręki wspaniały, ale zapomniany oczywiście pamiętnik Jana Bartkowskiego, listopadowego powstańca, człowiek uczciwy nie może właściwie powstrzymać łez. Opisy cierpień i niedostatków jakich doznawali polscy spiskowcy aresztowaniu przez policję jest wprost wstrząsający. Oto Bratkowski zajmujący się na stancji wraz z kolegami ulewaniem kul ołowianych do pistoletów i karabinów, zostaje wydany w ręce władz uniwersyteckich na skutek donosu jakiegoś studenta. Student ten dopuszczony do spisku nie pojął ważności idei, której służą jego koledzy i miast ulewać kule z ołowiu, pił wino na mieście, a potem latał na policję z donosami. W końcu doszło do najgorszego – do zatrzymania. Spiskowcy postawieni przed surowym uniwersyteckim kolegium wyparli się oczywiście wszystkiego, tych kul i spiskowania, wznosząc przy tym patriotyczne okrzyki i nucąc przepisane obyczajem na tę okazję melodie.

 

Postanowiono więc przeprowadzić śledztwo i zamknięto naszych bohaterów w sali wykładowej na całą noc. Pilnował ich stróż, który donosił im książki i chleb z pobliskiej piekarni. Potem zaś, dnia następnego przeniesiono ich do klasztoru św. Krzyża gdzie każdy dostał pojedynczą celę. W celi tej prócz stołu, łóżka i kaflowego pieca znajdowały się także książki, żeby aresztanci się nie nudzili i nie oddawali głupim rozmyślaniom o niczym. Przy toalecie i ubieraniu się asystowała aresztantom służba uniwersytecka, ludzie ci przychodzili dwa razy dziennie i przynosili wiadomości z miasta. Kiedy Bartkowski przy okazji jednej z takich wizyt wychylił głowę z celi zauważył rzecz straszną: „…tylko kiedy raz zdarzyło mi się przy wejściu bedela rzucić okiem na kurytarz, spostrzegłem jakiegoś draba z odrażającym piętnem policyjnego siepacza. Podobnego psubrata spostrzegłem czatującego albo w bramie, albo też przy drzwiach klasztoru…”

 

Wszystko to działo się drodzy Państwo w okrutnych czasach rządów cara Mikołaja I zwanego Pałkinem, w czasach kiedy nikt nie słyszał o demokracji i postępie, a kary cielesne w wojsku były na porządku dziennym. Całe szczęście idee postępu zaczynały właśnie zwyciężać i nie pozostało to bez wpływu na warunki panujące w więzieniach. O demokratyzację i polepszenie bytu więźniów starali się społem spiskowcy i policmajstrzy. Ci pierwsi głosząc hasła równości wszystkich ludzi, naturalnego prawa, dostępu do oświaty i dóbr jakie tylko są na świecie. Ci drudzy bacząc pilnie by granica dla zachowania porządku istotna nie została przekroczona, ale pilnując też by spiskowcy mieli do czasu do czasu możliwość głośnego zamanifestowania swoich przekonań, nawet z bronią w ręku. Wszystkim bowiem, policmajstrom może nawet bardziej niż spiskowcom, zależało na tym by idee postępu rozkwitały wśród wykształconych elit jak najbujniej. Mówimy tu o naszej części świata, nie zaś na przykład o takiej Ameryce, gdzie wszystko było na wywrót zorganizowane i nikt żadnego postępu głosić nie mógł, bo klasy, która by ten kaganek oświaty niosła po prostu nie było.

 

Im więcej postępu – myślał każdy szanujący się śledczy – tym większe zmiany w systemie penitencjarnym. Z czegóż to mogło wynikać? Ano z tego, że demokracja czyniła powoli, powoli każdego człowieka równym wobec innych ludzi. Nazywało się to – równym wobec prawa – ale było czymś zgoła innym. O ile w czasach Bartkowskiego żadnemu żandarmowi nie przyszłoby do głowy strzelić w pysk aresztanta, a to ze względu na dzielące ich różnice społeczne oraz szacunek dla osoby szlachcica, o tyle trzydzieści lat później nie było to już takie oczywiste, a udział chłopów w gaszeniu styczniowego buntu, chłopów, którzy wreszcie poczuli się ludźmi przecież, był nie do przecenienia.

Żeby zilustrować jak wielkie postępy zaszły w systemie penitencjarnym od czasów Bartkowskiego do czasów po I wojnie światowej posłużę się anegdotą. Już ją kiedyś opowiadałem, ale starzeję się, więc mi wybaczcie powtórzenie. Był sobie w Austrii za Franciszka Józefa pewien chorwacki działacz niepodległościowy, który całe życie spiskował przeciwko cesarzowi. Honvedzi wsadzali go do więzień, strażnik przynosił mu mleko i książki, ale było to dla naszego bohatera nie do zniesienia, albowiem złośliwi siepacze dawali mu zawsze do posługi strażnika Węgra, który nie dość, że nic po słowiańsku nie rozumiał, to jeszcze śmierdziało od niego końskim nawozem. Po wojnie i rozpadzie monarchii nasz bohater znalazł się w całkiem nowym państwie, które nazywało się Jugosławia. Nie podobało mu się to państwo, oj nie. Znowu zaczął spiskować i znowu trafił do więzienia. Zdziwił się. Nie dość, że nie ma książek, nie ma mleka, o węgierskim strażniku nie ma co nawet marzyć, cela miast być pustą i nastrajającą do rozmyślań, wypełniona jest bośniackimi koniokradami, którzy plują na podłogę, po prostu groza. Kiedy po kilku miesiącach go zwolniono, a dozorca przy wyjściu oddawał mu jego rzeczy zorientował się, że nasz bohater nie ma przy sobie pieniędzy. – Może panu pożyczyć – zapytał. – Tak – odrzekł na to chorwacki działacz niepodległościowy – na bilet do Wiednia. – Do Wiednia? – dozorca nie mógł opanować zdziwienia – a po co? – Pojadę – powiada nasz bohater – na cmentarz, na grób cesarza i powiem – Franiu, gdybym wiedział jak to się wszystko skończy nigdy nie powiedziałbym na ciebie złego słowa.

 

Tak to było na południu, gdzie klimat jest łagodny i ludzie jacyś tacy milsi, a teraz pomyślcie jakie postępy demokracja poczyniła u nas, gdzie przez pół roku trzymają mrozy. Więzienia w II Rzeczpospolitej były co prawda łagodniejsze od niemieckich i nie okradano w nich więźniów tak okropnie bezczelnie jak w zakładach penitencjarnych w Niemczech, czego dowiedzieć możemy się ze wspomnień Urke Nachalnika, nie było tam jednak miejsca na jakieś fanaberie – demokratyzacja była pełna. Kiedy zajrzymy do opisu jaki dał Wańkowicz po swojej wizycie u Sergiusza Piaseckiego w więzieniu na Świętym Krzyżu zobaczymy jak bujnie rozkwitły tam idee postępu. Oto w celi siedzi 17 skazanych, którzy aby móc utrzymać jakąkolwiek kondycję fizyczną, muszą chodzić czwórkami i na komendę robić w prawo zwrot. Jeśli ktoś się pomyli dostaje od kolegów w pysk, bo uniemożliwił im codzienną rekreację. O książkach w celi nie ma mowy, o tym by było światło po zmroku także nie. Samotność nie istnieje nawet w myślach – słowem demokracja i liberalizm pełną gębą.

 

Prawdziwe wyżyny jeśli chodzi o reformę systemu penitencjarnego osiągnęła jednak nie demokracja zwykła, ale demokracja ludowa. Nie trzeba było już budować więzień w grubych murach, wymyślono rzecz prostszą i tańszą – obozy, w których prosty złodziej, dzięki postępowi uczyniony obywatelem, człowiekiem i obiektem westchnień myślicieli, stawał się stróżem braci swoich intelektualistów. Gdyby zobaczył to policmajster z Warszawy roku 1831 podskoczyłby do góry ze szczęścia – A jednak się udało ! Niemcy też mieli swoje do powiedzenia w dziedzinie demokratyzacji systemu penitencjarnego, ich udział w tym procesie był tak silny, że po II wojnie światowej o mało co nie powrócili w tych więzieniach do tego co opisuje Bartkowski w roku 1831, ktoś się jednak opamiętał i reforma wróciła na dawne tory. A jeszcze w latach pięćdziesiątych Marek Hłasko pisał, że nie ma to jak więzienie w Stuttgarcie, gdzie można się odeżreć i wyspać.

 

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że idee postępu jakby się nieco wypaliły i rządy oraz to co zwykle nazywamy systemem będą musiały znaleźć inny sposób na demokratyzację życia w więzieniach. Co jednak stanie z tymi wszystkimi ludźmi, którzy gotowi są służyć za pieniądze, za wódkę lub za święty spokój? Co z nimi wszystkimi będzie? W jaki sposób wykorzysta się tę armię gotową o każdej porze dnia i nocy dawać powody i dowody na to, że ludzie muszą być równi, traktowani jednakowo, sprawiedliwie, co musi znaleźć swoje odbicie również w traktowaniu więźniów. Co z nimi? Na razie nie wiadomo. Poczekajmy aż się wszystko utrzęsie i zobaczymy do jakich to starć bohaterskich dochodzić będzie na naszych oczach i o jaką przyszłość walczyć będą spiskowcy, policmajstrzy i prowokatorzy.

 

W następnym odcinku; O postępie i własności.

0

coryllus

swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy

510 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758