Niedawno, przypadkowo natknąłem się na bloga pani Doroty Korzenieckiej, w którym autorka opisuje podobne do moich doświadczenia i przemyślenia, tyle że pochodzą one z terenu Norwegii:
„Norweski targ dzieci
Rozmawiając kiedyś z jedną z matek, która wykradła swoje dziecko z rąk rodziny zastępczej; pragnę państwu przytoczyć jeden incydent-jakiego sama ona była świadkiem. „Jak odebrano dziecko pani K, była ona z wizytą u sąsiadki o godzinie 23.00 i ta sąsiadka odebrała telefon od pani z Barnevernet, która mówiła,że mają fajne dziecko i czy reflektuje na nie…tzn. czy chce stać się rodziną zastępczą dla tego dziecka..? Po skończonej rozmowie sąsiadka powiedziała pani K.,że mowa była o jej dziecku..”
Zastanawia mnie o co w tym wszystkim chodzi,bo przecież takie urzędy pracują w określonych godzinach i chyba obowiązują jakieś procedury tzn. dotyczące informacji i ochrony danych osobowych. Czyżby coś wymknęło się spod kontroli?
Przeglądając internet trafiłam na ciekawą i szokującą stronę: www.bufdir.no, która zawiera zdjęcia dzieci, które czekają na nowy dom. Pod każdym zdjęciem-jest opis dziecka, jakie jest,co lubi, jakie są jego potrzeby oraz z jakiego rejonu Norwegii pochodzi. W niektórych opisach jest notka informująca-dlaczego zostało odebrane rodzicom. Patrząc na tę stronę,czułam się jakbym przeglądała stronę Finn czy Allegro… Byłam w internetowym sklepie, gdzie towarem są dzieci…
Czy te dzieci nie mają swych praw-ochrony danych osobowych? Czy wpadając w tryby instytucji Barnevernet-stają się własnością państwa i prawa ich wtedy nie dotyczą? Dlaczego w Norwegii, w państwie prawa-dochodzi do takich sytuacji, że istnieje taki „sklep”,który wystawia dzieci – jako towar? Czy to jest legalne? Przecież na całym świecie jest zakazany „handel ludźmi” itp. Gdzie są prawa człowieka? Dlaczego organizacje chroniące prawa człowieka,zezwalają na coś takiego?
Dzieci wystawione na tej stronie są traktowane jak „rzecz” i zastanawia mnie, jak takie dziecko może czuć się – widząc swoje zdjęcie i historię na takiej stronie? Czemu nikt nie liczy się z uczuciami rodziców, którzy na pewno cierpią i walczą o przywrócenie dziecka do rodziny… ? Czy tak naprawdę instytucje zajmujące się dobrem dziecka kierują się tylko tą ideą i czy spełniają swą rolę w ochronie praw tych najmniejszych? Czy może kryje się coś więcej pod nazwą Barnevernet…?
Dorota Korzeniecka”
http://dorotakorzeniecka.blogspot.com/2015/07/dorota-korzenieckamoje-doswiadczenia-z.html
Okazuje się, że Norwegia wcale nie jest takim cukierkowym rajem, jakiego obraz większość z nas sobie wytworzyła na podstawie powierzchownych relacji polskich gastarbeiterów i stereotypów rozpowszechnionych przez media. Okazuje się, że problem z długą i surową zimą nie jest najważniejszym utrapieniem Norwegów. Ten bajecznie bogaty kraj ma wiele kłopotów, które potrafią z życia jego mieszkańców zrobić równie dotkliwe piekło, jak to które czyni wojna i bieda w innych rejonach świata. Najgorszą patologią jest chyba, rosnąca bezduszność i przemoc państwa wobec dzieci i ich najbliższego środowiska, czyli rodziny. Realizuje się ona poprzez upiorną instytucję zwaną BARNEVERNET.
Skutkuje ona upokorzeniem i rozbiciem najistotniejszych dla człowieka wartości, ograbieniem go z najbardziej podstawowych więzi emocjonalnych, które są fundamentem człowieczeństwa i nadają sens jego istnieniu. Wszystkie dobrodziejstwa wynikające z materialnego dobrobytu przestają wówczas mieć jakiekolwiek znaczenie.
BARNEVERNET to biurokratyczna struktura, która najwyraźniej przeistacza się na naszych oczach w potwora. Zajmuje się ona odbieraniem dzieci prawdziwym rodzinom i przekazywaniem ich pod zarząd instytucji państwowych lub rodzinopodobnych biznesów prywatnych. Wszystko pod szczytnym hasłem „dla dobra dziecka”. Z tym, że definicja „dobra dziecka” zinstrumentalizowała się już poza wszelkie granice przyzwoitości. Z relacji pani Doroty Korzenieckiej wynika, że nikt już w Norwegii nie liczy się z rzeczywistymi potrzebami dziecka.
Barnevernet z relacji autorki bloga, przypomina niemiecki Jungendamt.
Przypominają go coraz bardziej również nasze MOPRy i MOPSy.
Różnice behawioralne są co prawda niewielkie, ale warte przeanalizowania bo odsłaniają istotę zjawiska i lokalną specyfikę społeczności na których pasożytują. Bo to, że pasożytują, jest chyba już oczywiste dla wszystkich i nie trzeba tego bardziej rozwijać?
Bez względu na miejscową specyfikę instytucje te zachowują się tak jakby celowo zostały zaprogramowane do pustoszenia tradycyjnych struktur społecznych w całej Europie. I trzeba przyznać, że robią to nadzwyczaj skutecznie. Opierają się im chyba tylko środowiska muzułmańskie? Dlaczego? Najlepszej odpowiedzi na to pytania udzielił niedawno Jerzy Urban. Co prawda została ona sformułowana w trochę innym kontekście, ale nie ujmuje to nic z jej prawdziwości. Muzułmanie wykonują wyroki śmierci.
W Norwegi i Niemczech problem przemocy instytucjonalnej na rodzinie najdotkliwiej odczuwają emigranci z Polski, którzy znacznie częściej niż tubylcy stają się ofiarami agresji tego systemu. Oficjalnie tłumaczy się to tym, że Polacy są mniej okrzesani i mniej cywilizowani od tubylców, oraz że gorzej radzą sobie z wychowywaniem własnych dzieci. Jest jednak tajemnicą poliszynela, że emigranci są po prostu łatwiejszym łupem dla funkcjonariuszy tych instytucji. Mało orientują się w systemie prawnym nowej ojczyzny, są ubożsi pod względem materialnym i słabo zakorzenieni w lokalnych środowiskach, nie wytworzyli z nimi trwałych relacji i więzi, więc w razie zagrożenia nie mogą liczyć na jego naturalne mechanizmy obronne.
Największą, moim zdaniem, różnicą pomiędzy naszymi MOPR-ami, a Barnevernetemjest geneza i historia ich powstania. Norweski Barnevernet wyewoluował niejako w sposób naturalny. Urósł i okrzepł jak każda biurokratyczna organizacja, żerując na rozpadających się więziach społecznych i rodzinnych, w miarę degeneracji tradycyjnych wartości. Polski odpowiednik Barnevernetu jest raczej tworem sztucznym, skonstruowanym w oparciu o rozwiązania sprawdzone w Norwegii (między innymi) i celowo zaimplementowanym naszemu społeczeństwu jako rodzaj gotowca, najprawdopodobniej dla wywołania podobnej degeneracji wartości, oraz przyspieszenia rozpadu więzi spajających strukturę społeczną.
Jestem ojcem. Bronię rodziny przed pedofilią instytucjonalną