GUS zanotował, niewielkie zresztą, spadki cen w Polsce co jest zjawiskiem niespotykanym od czasów przedwojennych kiedy deflacja występowała rzeczywiście na przestrzeni wielu lat począwszy od wielkiego kryzysu światowego.
Obecne spadki cen występujące w III kwartale zostały ogłoszone jako deflacja czyli zjawisko przeciwstawne inflacji męczącej nas jeszcze od czasów głębokiego „peerela”.
Miał to być zapewne określony efekt propagandowy, jeżeli bowiem inflacja w powszechnym przekonaniu jest zjawiskiem złym, gdyż nasze ciężko zarobione lub pożyczone pieniądze tracą na wartości to w deflacji te same pieniądze zyskują.
W tym rozumowaniu jest jednak jedno „ale” – a mianowicie chwilowy spadek cen to jeszcze nie deflacja, a po wtóre deflacja nie jest darem nieba, a raczej władzy nami rządzącej i za to jej powinniśmy być wdzięczni.
Tak naprawdę deflacja jest tylko skutkiem określonych procesów ekonomicznych w znakomitej większości niekorzystnych.
Jako w pewnym sensie obojętnym ekonomicznie może być traktowany objaw deflacji wywołany niedostateczną emisją pieniędzy w zestawieniu z wolumenem produkcji. Takie zjawiska miały miejsce w epoce pieniądza opartego na parytecie złota kiedy przestrzegano ustalonych relacji w stosunku do zasobów kruszcowych i walutowych.
Współcześnie ten element nie wchodzi w rachubę, emisja pieniądza odbywa się na innych zasadach w związku z czym klasycy przedmiotu mogą twierdzić że „prawdziwych pieniędzy” podobnie jak i prawdziwych cyganów już nie ma.
Nie można nazwać deflacją spadku cen spowodowanego postępem technologii, zwiększeniem produkcji, lub nowymi odkryciami są to zupełnie inne zjawiska.
Można wprawdzie przypomnieć że tzw. „ekonomia realnego socjalizmu” jako kanon traktowała stałe obniżanie kosztów wytwarzanie i związany z tym spadek cen. Jak to wyglądało w praktyce mogliśmy doświadczyć na własnej skórze.
Pozostałe przyczyny w postaci recesji i nadmiernego obciążenia dochodów wydatkami ograniczającymi siłę nabywczą to rzeczywiście zjawiska niekorzystne.
W „III Rzeczpospolitej” jednak wzorem PRL mamy do czynienia ze stałą inflacją zadekretowaną przez państwo, a wynikającą z gonitwy za ciągle rosnącymi wydatkami na utrzymanie reżimu i niedostatkami dochodów budżetowych.
Niedobory we własnej wytwórczości są uzupełniane importem wykazującym stale ujemny bilans obrotów powiększający ciągle stan zadłużenia.
Nie mamy zatem do czynienia z inflacją wywołaną inwestycjami czy nadmierną konsumpcją, ale czysto wegetatywną w warunkach stałej rozbieżności między dochodami i wydatkami.
Omawiane zjawisko przejściowego spadku cen jest „wypadkiem przy pracy” i wynika z kurczącej się siły nabywczej jako rezultat rosnącego bezrobocia i emigracji zarobkowej. W związku z tym ubywa w Polsce konsumentów dóbr co zmusza sprzedawców do obniżania cen nawet poniżej progu opłacalności.
Jest to zjawisko niebezpieczne dla naszej gospodarki która skazana jest na dalsze kurczenie się. A mimo to deflacji nie będzie bo rząd warszawski zadba o swoje „wyżywienie” i będzie nam fundował stałe podwyżki, a to podatków od nieruchomości już realizowane, które płacimy za właściciela pobierającego od nas tenutę dzierżawną, a to akcyzę i wszelkie inne świadczenia.
W obecnej sytuacji nie pomogą już półśrodki, potrzebne jest radykalne działanie w kierunku stworzenia bodźców rozwojowych, a są nimi niezmiennie, jak powtarzam od samego początku „okresu transformacji”, budownictwo mieszkaniowe i eksport.
Tym dziedzinom powinny być podporządkowane wszystkie elementy stanowiące warunki dobrego funkcjonowania gospodarki, począwszy od finansowych, a skończywszy na ułatwieniach administracyjnych.
Tylko realny, a nie statystyczny, jak to wykazuje GUS, wzrost gospodarczy wynikający ze wzrostu produkcji, zwiększonej aktywności gospodarczej społeczeństwa i przyrostu jego dochodów stworzy warunki dla uratowania narodu przed nieuchronną katastrofą.
Jednak żeby podjąć się tego zadania trzeba całkowicie zmienić oblicze państwa przeżartego do cna korupcją, stagnacją i totalną degradacją.
4 komentarz