Na łamach książki De Villiers opisuje jak trzy generacje francuskich polityków wydały kraj islamowi. Od dziesiątow lat nie tylko lewica, ale też i prawica nie wiedziały jak reagować wobec napływającej islamskiej imigracji. Na dowód słuszności swej opinii, autor przypomina bardzo ważne i znane wystąpienie młodego deputowanego, które miało miejsce 28 stycznia 1958 r. Wówczas we francuskim parlamencie padły słowa: „Potwierdzam, że z moralnego punktu widzenia, praktykujący muzułmanin jest pełnym obywatelem francuskim. Tym bardziej, że jego podstawowe zasady są takie same jak w religii chrześcijańskiej, fundamentu cywilizacji zachodniej.” Dodawał dalej: „My musimy im powiedzieć: Potrzebujemy was, jesteście młodzieżą narodu.” Tym młodym deputowanym był Jean Marie Le Pen, twórca Frontu Narodowego, którego głównym obecnie hasłem jest walka z imigracją.
Historia potwierdza słuszność opinii Phillipa De Villiersa, że cała klasa polityczna, niezależnie od jej barw, przyczyniła sie do aktualnej sytuacji w jakiej znajduje się Francja, zawładnięta dziś przez muzułmańską imigrację. Na alarm biją niektórzy nieliczni politycy, a wśród nich m.in. Robert Ménard, mer Bézier w departamencie Hérault na południu Francji. W ostatnich dniach został zaproszony do udziału w telewizyjnej debacie z Alainem Juppé, ubiegającym się o nominację republikanów wyścigu prezydenckim. Ménard wskazywał na inwazję imigrantów, twierdząc, że w wielu szkołach stanowią oni 90 proc. uczniów, co uniemożliwa prowadzenie zajęć zgodnie ze szkolnym programem. Nie stanowiło to problemu dla Juppé, mera Bordeaux, twierdzącego, że w jego mieście jest podobnie, ale nie chce on wojny domowej. Jego zdaniem, napływ kontrolowanej emigracji nie stawarza problemu. Jest to kolejny dowód na to, że Phillipe de Villiers ma racje pisząc o abdykacji francuskiej i unijnej elity politycznej wobec muzułmańskiej inwazji.
Franciszek L. Ćwik
POz
3 komentarz