Dlaczego w tym kraju opadają ręce.
O tym, że zostałem przez sąd uniewinniony po wielu latach walki i po trzech! badaniach DNA, już pisałem. Za namową życzliwych mi prawników, poprosiłem też sąd o uzasadnienie. Otrzymałem zarówno sam wyrok jak i jego uzasadnienie. O ile do wyroku, po przeczytaniu go pobieżnie, nie mam zastrzeżeń, o tyle do uzasadnienia już tak. W każdym bądź razie już i tak wysokie ciśnienie zapewne mi się podniosło.
Uzasadnienie składa się z dwóch elementów. W jednym podaje się w skrócie stan faktyczny, w drugim zaś jest meritum samego uzasadnienia. Podejrzewam, że sędziowie czytają tylko sam skrót i raczej dalej się nie wgłębiają.
Po przeczytaniu stanu „faktycznego” można odnieść wrażenie, że to winowajczyni była motorem tej całej rewizji wyroku. Ona starała się o to DNA, żeby raz na zawsze ukrócić wszelkie spekulacje. O mnie i mojej chorobie co prawda się wspomina, ale jakby przy okazji. Za to akcentuje sąd jaka to ona jest biedna i chora.
Ona chciała tego badania genetycznego, ja przejawiałem mniejszy zapał. Ale nic się nie wspomina o tym, że było to już trzecie! badanie DNA, a ja nie jestem żadnym mordercą. Byłem po prostu już zmęczony tą ślepotą i brakiem reakcji na oczywiste dowody. I długim czasem bezwładności sądu.
Miała tylko krótki romans z prawdziwym ojcem. W domyśle, ze mną długi. A znaliśmy się tylko z widzenia. O żadnym romansie ze mną nie było nawet nigdzie mowy. Stwierdził tak Sąd Okręgowy. W dowodach nikt nigdzie o tym nie wspomina. Nawet jej świadkowie zeznawali na moją korzyść.
Dowody wykluczające mnie jako potencjalnego ojca zostały przez SR w Nowej Soli ukryte. To także stwierdził SO. Została wypisana cała lista moich niedopatrzeń. Nie wspomniano tylko o tym, że gdyby sędzia postępowała zgodnie z literą prawa, nie byłoby jej.
„Pomyłek” za to było trochę. Niby nieistotnych, lecz czy rzeczywiście? W stanie „faktycznym” SR podał nieprawdziwą liczbę badań DNA. W dalszej części uzasadnienia, którą już mało kto czyta, podano liczbę dobrą. Rok pierwszego wyroku, z przed lat, też podano niewłaściwy. Rok moich urodzin także. Cóż, ludzie się czasami mylą. W artykule, który ukazał się na mój temat w prasie regionalnej, życzliwy mi prokurator opisuje moją sprawę tak, że fakty w 100% mijają się z prawdą. Ale ziarno zwątpienia zostało zasiane.
Ale nie jestem do reszty głupi, aby uwierzyć w te ciągłe „pomyłki”. Bo jednak trudno mi uwierzyć w fakt, że staje w mojej obronie, a przy okazji podaje rzeczy, które nie dość , że nie są prawdziwe i mnie pogrążają to na dodatek stawiają w bardzo złym świetle. Oczywiście, nie ma żadnego znaczenia, że Pani, która wydała na mnie ten wyrok, jest prawdopodobnie żoną prokuratora. A miasto nie jest wielkie.
Bezsprzecznym za to jest, że zdrowie mi nie pozwala nawet wyjść do pobliskiego sklepu i zrobić sobie samodzielnie zakupy. Wyrok sądu i w następstwie lata zaszczucia, więzienia, porażająca bezduszność tych po których spodziewałem się raczej czegoś innego niż krzywdy, jednak zrobiły swoje. Nie to jest jednak najgorsze.
Moja dziewczyna ma syna. Jest po dziecięcym porażeniu mózgowym. Chodzi, czyta, pisze. Poświęciła mu swoje najlepsze lata życia. Gdy jej zabraknie, kto się nim zaopiekuje? Bo na pewno nie bogaci dziadkowie, którzy się go wstydzą, nie ojciec-egoista i taka sama siostra. Teraz jeszcze ma dodatkowy ciężar w postaci mojej osoby. Też z jej zdrowiem nie jest najlepiej. Jednak o nas dba jak potrafi. Nie ma chwili odpoczynku. Nawet jak jest chora. Ile czasu można tak wytrzymać?
O Darku, synu mojej dziewczyny, już trochę pisałem. Ostatnio byliśmy razem na turnusie rehabilitacyjnym nad morzem. O mały włos, a by został niespodziewanie wybrany najmilszym uczestnikiem tego turnusu. Nie byle co, bo nagrodą był darmowy turnus w tym ośrodku.
Pojechaliśmy z Darkiem razem. Opiekowała się nami moja dziewczyna. Z nikim się nie zaprzyjaźniliśmy, nigdzie nie chodziliśmy na imprezy. Gdy parę dni przed końcem turnusu ogłoszono, że będą wybierani najmilsi wczasowicze zbytnio się tym nawet nie zainteresowaliśmy. Dopiero jak powiedzieli jaka będzie nagroda trochę skomentowaliśmy to zdarzenie. Ale ponieważ nie szukaliśmy tam rozgłosu, nie oczekiwaliśmy też czegokolwiek. Nie pomyśleliśmy jednak o Darku. A on niezamierzenie był widoczny przez cały turnus. I jak się okazało, lubiany. Na niektóre zabiegi chodziliśmy razem.
W czasie zabiegów dużo mówił i strasznie marudził:
– Darek, dlaczego nie ćwiczysz?
– Bo nie mam sił.
– To Ci pomogę.
– Niech mnie Pani nie dotyka.
– Dlaczego?
– Bo mi się herbata zważy.
Albo:
– Muszę już wracać do pokoju bo mi cukier wyschnie.
Kiedyś oglądał w świetlicy jakiś program na Discovery. Było sporo ludzi bo pogoda nie dopisała. Ktoś włączył informację. Darek przesylabizował po swojemu: ka, es, te,zet,fał,jot, iks, jot, ka.P-O-G-R-O-M-C-Y. zet, jot, ce, fał, ka. M-I-T-Ó-W. „Pogromcy mitów”.
Do teraz nie wiem jak on to robi, że czyta co innego, a wychodzi poprawnie.
– Mamo?! A co robią Mici?
Jego mama mówiła, że Darek ma poczucie humoru. Ja obstawiałem, że mu po prostu tak wychodzi. Ale pewny nie jestem. Kiedyś na korytarzu komuś tłumaczył:
– …i te środki są od ludzi.
Tylko tyle zdołałem usłyszeć. Więc się go spytałem:
– Jakie środki.
– Jak to, nie wiesz?
– Nie.
– Sierotki Marysi.
Bez sensu, lecz się uśmiałem. Nawet kiedyś odpowiedziałem dziewczynie na pytanie czy na mojej karcie znajdują się jakieś środki:
– Tak. Sierotki Marysi.
Tyle, że w moim wykonaniu nie było śmiesznie. Wyglądało raczej jakbym do reszty postradał zmysły.
Gdy podano jego kandydaturę na stołówce, byliśmy zdziwieni. Dziewczyna kazała mu wstać. Rozległy się oklaski. Darek nie miał pojęcia o co chodzi:
– Mamo, czego chcą ode mnie ci ludzie?
Przegrał jednym głosem. Z dziewczyną, która już raz wygrała. I było na tej stołówce wielu mieszkańców z jej miejscowości. Wszyscy oni głosowali oczywiście lojalnie na nią. Na Darka pozostali. Po wszystkim ludzie podchodzili do naszego stolika i go pocieszali. Aby się nie przejmował. A Darek jak to Darek. Choć dalej za bardzo nie wiedział o co chodzi to na wszelki wypadek zrobił smutną minę.
Darek kilka lat zatruwał swojej mamie życie domagając się płaskiego telewizora. Dziewczyna bardzo długo oszczędzała, ale mu w końcu go kupiła. Po paru dniach ktoś zadzwonił do drzwi. Wstałem i straciłem równowagę. Starając się ją złapać chwyciłem odruchowo za ten nowy telewizor. Upadł kantem na podłogę. W miejsce gdzie przed chwilą była głowa naszego psa. Na szczęście pies był szybszy ode mnie. Jednak się to okazało traumatycznym przeżyciem dla psa. Jeszcze długo potem bał się nawet wchodzić do tego pokoju. Tylko czasami ze strachem do niego z daleka zaglądał.
Uszkodził się ekran, a telewizor okazał się nie do naprawienia. Dziewczyna nie miała pretensji, ale co będzie gdy usłyszy o tym wypadku Darek? Gdy wreszcie się dowiedział, powiedział tylko ze stoickim spokojem:
– Cóż, czasami tak bywa.
Ostatnio trzy razy upadłem na podłogę. Mieszkanie jest małe i nawet sam bym nie wskazał miejsca gdzie można w miarę bezpiecznie się wyłożyć. Raz nawet upadłem zaledwie parę centymetrów obok długiego, metalowego pręta. Byłem pewien, że go już dawno wyniosłem z mieszkania.
Żeby uniknąć podobnych sytuacji od jakiegoś czasu ćwiczę na balkonie. Barierka sięga mi trochę powyżej pasa. Gdybym stracił równowagę na pewno wypadnę. Ktoś powie: co za nonsens. Jaka w tej zamianie logika? Co najwyżej zobaczę jak sąsiedzi z dołu mają urządzone mieszkania. Ale wątpię, abym komuś o ty powiedział. Bo mieszkam na 10 piętrze.
Niektórzy budują pomniki dla potomnych z kamienia lub metalu. Można je jednak zniszczyć. Stopić lub skruszyć. Ja też staram się taki pomnik zbudować. Pomnik bezgranicznej ludzkiej głupoty. Ponieważ nie mam sił ani zdolności, aby ryć, robię to inaczej. I mam nadzieję, że będzie to świadectwo tej głupoty trwało do końca świata.
A może nawet, jak ktoś już to powiedział, o jeden dzień dłużej.
Uff! Się rozpisałem.
Teraz będzie długie podsumowanie. Zapewne niektórzy nie zrozumieją o co mi chodzi. Przeskakuję z tematu na temat. Istny galimatias. Chodzi mi o to, że już nie mam sił na nic, a tym bardziej udowadniać rzeczy oczywistych. Nie mam już sił, aby walczyć latami o odszkodowanie. Zapewne nie doczekam czasów, kiedy w takich urzędach chociażby jak sądy, byli ludzie kompetentni. Żeby nie dochodziło do takich sytuacji jak moja: kobieta może chodzić w ciąży kilka lat. W moim wypadku 4,5.
Sąd może wszystko, popełnić nawet największą głupotę. Bo kary i tak nie ma. Mój kolega zwykł mawiać: „rozpierdolę wszystko z dokładnością do jednego biurka”. W moim wypadku ta dokładność by prędzej wynosiła do jednej ulicy.
Niektórzy kraczą: „nadejdą takie czasy, że prędzej będzie nam do standardów Białorusi, niż…” Zapewniam, że dawno te standardy przekroczyliśmy. Rozmowa w sądzie:
– Niech Pan tylko odpowiada na pytania sądu.
– Dobrze.
Pada pytanie, ja na nie odpowiadam. Sąd:
– O czym Pan mówi?
– Odpowiadam na pytanie.
– Na jakie pytanie? Poza tym niech Pan nie podnosi głosu, bo zostanie ukarany.
– Nie podnoszę, to przez chorobę. Chyba sąd to rozumie?
– Oczywiście. Tylko proszę nie podnosić głosu.
W Polsce z grubsza ludzie dzielą się na dwie kategorie: tych, którzy twierdzą, że jest źle, i tych którzy wiedzą, że jest znacznie gorzej.
„A karawana jedzie dalej”. Przepraszam. Karawan.
……………………………………………………………………………………………………………………………………………….
Choruję na chorobę neurologiczną. O pracy nawet nie ma mowy. Napisałem wspomnienia o swoich przeżyciach w więzieniach. Niemieckich i polskich. http://wydaje.pl/e/wiezienia5
…………………………………………………………………………………………………………………………………………………