Dajmy Platformie wygrać następne wybory, niech dorządzi

Zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby właśnie, aby Platforma rządziła po wyborach dalej, czyli do końca, naszego lub jej.

Niech spełni się sen i marzenia panów Sadurskich, Skalskich, Lisów, Michników itp., czyli niech Platforma dorządzi do samego końca, naszego lub jej.

Zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby właśnie, aby Platforma rządziła po wyborach dalej.
Ktokolwiek po niej przyjdzie, będzie musiał sprzątać ten bajzel i ponosić skutki, a "salon i autorytety" będą próbować obciążać odpowiedzialnością za zaistniała sytuację nową ekipę.

Gdyby PO wygrała i rządziła nadal istnieje duża szansa, że po roku, lub wcześniej,  ludzie pognaliby ich kijami i kamieniami  w polityczny niebyt i dopiero wtedy mogłaby zaistnieć odpowiednia sytuacja i przyzwolenie do niezbędnych reform i naprawy.
Jeśli wcześniej Platformie uda się "płynnie" przekazać władzę, to odpowiedzialność za wszystkie nieszczęścia może być zepchnięta na następców, a wtedy trudno będzie o jakieś sensowne reformy i naprawę sytuacji, więc koszty dla Polski i Polaków mogą być o wiele większe.

Warto to przeanalizować i zastanowić się, który wariant jest lepszy.

Oczywiście po medialnej nagonce na nowy rząd Platformie uda się z łatwością wrócić do władzy przy następnym rozdaniu, na myśl o czym, aż skóra cierpnie, coraz bardziej dociskanym podatnikom.

A wyborcy to nie tylko podatnicy, bo trudno uważać za takich całe rzesze tych, którzy tylko przejadają wytworzony dochód narodowy nie tworząc go osobiście i płacąc pozorne podatki. Od przyrastającej armii beneficjentów systemu w postaci choćby setek tysięcy urzędników i różnych "doradców" dochodu narodowego bowiem nie przybywa, ale znika on za to skutecznie tworząc mityczną dziurę.

A tych, którzy naprawdę coś wytwarzają jest coraz mniej i czują się w tym kraju coraz bardziej zniewoleni.
Gdy ich zabraknie armia urzędnicza i cała ta nieprodukcyjna  nadbudowa naprawdę się nie utrzyma, gdyby ktoś miał wątpliwości, bo oni płacą dokładnie takie same podatki, jak dzisiejsi emeryci lub renciści, czyli oddają tylko część z tego, co wcześniej dostają z gotowego budżetu.
A jak wiadomo z pustego i Salomon nie naleje.