Artykuły redakcyjne
Like

Czy warto tak rozmawiać?

27/06/2016
745 Wyświetlenia
1 Komentarze
23 minut czytania
Czy warto tak rozmawiać?

Doceniając starania redaktora Pospieszalskiego o ujawnienie prawdy o polskiej polityce nasuwają się jednak uwagi na temat prowadzonych rozmów. Po pierwsze niestety zbyt często mamy do czynienia nie tyle z rozmowami ile ze zwykłymi pyskówkami gubiącymi jakikolwiek sens programu. Wina kierującego leży w tolerowaniu braku dyscypliny i kultury wymiany myśli u rozmówców.

0


 

Niezbędne jest wprowadzenie pewnych uświęconych obyczajów dysputy akademickiej:

– trzymanie się tematu dyskusji, najlepiej jeżeli jest uwidoczniony na piśmie,

-wyznaczenie każdemu dyskutantowi określonego, nieprzekraczalnego czasu wypowiedzi,

– niedopuszczanie do jakichkolwiek interwencji w trakcie wypowiedzi,

– nieodzowność zakończenia dyskusji konkluzją.

A szczególnie niezbędny jest, zapewne niełatwy, odpowiedni dobór rozmówców.

Zwracam na to szczególną uwagę gdyż odnoszę wrażenie że niektórzy rozmówcy celowo dążą do skompromitowania programu.

 

Przywiązuję dużą wagę do działalności redaktora Pospieszalskiego, szczególnie na tle ogólnej jałowizny, a nawet zwykłego załgania ogromnej masy programów „politycznych” nadawanych przez różne stacje telewizyjne.

Zależy mi zatem na tym żeby ten program różnił się nie tylko treścią, ale też i formą, a przede wszystkim w miarę możliwości jasnym przekazem dla odbiorców, bo to jest najważniejsze.

Ludzie w Polsce od tak dawna i w takim rozmiarze karmieni są łgarstwami i głupstwami, że każda próba odkłamania medialnego obrazu rzeczywistości jest warta szczególnej troskliwości o jej poziom, rzetelność i czytelność.

 

Chciałbym się do tej sprawy odnieść przy okazji programu nadanego 21 czerwca o „zbrodni wołyńskiej”.

Jak słusznie podkreślił to jeden z rozmówców ludobójstwo dokonane na Polakach przez Ukraińców obejmuje przynajmniej 4 polskie województwa sięgając poza ich granice, a nie tylko Wołyń, chociaż najwięcej ofiar było na Wołyniu.

Ze względu na to że sam jestem Wołyniakiem, ale w czasie wojny nie przebywałem na Wołyniu do którego po kampanii wrześniowej w 1939 roku już nie mogłem wrócić, sprawa tej narodowej tragedii ludobójstwa jest mi szczególnie bliska chociażby ze względu na fakt że objęło ono ludzi mi bliskich, ale przecież wszystkie te ofiary są każdemu Polakowi bardzo bliskie.

 

Wołającą o pomstę do nieba jest sprawa ciężkiego grzechu zaniedbania przez „III Rzeczpospolitą” uregulowania statusu prawnego tego oczywistego ludobójstwa, wynika to zarówno z rozmiarów jak i przyczyn dokonanej zbrodni.

Jedyne prawidłowe rozstrzygnięcie może być dokonane w formie ustawowej zawierającej określone sankcje.

Na tym tle uznanie za satysfakcjonującą nikogo nie obowiązującej uchwały sejmu zawierającej niedopuszczalną tchórzliwą ucieczkę od nazwania sprawy zgodnie z prawdą po imieniu – musi budzić oburzenia i odrazę.

 

Niestety ciężki grzech, a nawet przestępstwo wobec narodu polskiego sięga w tej sprawie znacznie głębiej.

Zbrodnia została dokonana na terenie Polski i powinna podlegać polskiemu sądownictwu, którego obowiązkiem było się nią zająć.

Ale co o tym mówić skoro do dzisiejszego dnia nie został osądzony PRL i jego przestępcze i zbrodnicze organy.

Cała ta wykoślawiona sytuacja wynika z nieprawego pochodzenia samej „III Rzeczpospolitej” i jej „małopolskiego” charakteru.

O tym oczywiście nikt z rozmówców nie wspomniał, albo ze zwykłej niewiedzy, albo ze zbyt dużego zaangażowania w oszukańczy interes zwany „III Rzeczpospolitą”.

Na szczęście mamy w chwili obecnej sygnalizowane, choć może jeszcze niezbyt skrystalizowane, dążenia do odzyskania niepodległości i tworzenia niezawisłego państwa polskiego.

Nie wyobrażam sobie ażeby niepodległe państwo polskie nie rozwiązało tego problemu w sposób nie budzący wątpliwości ani od strony prawnej, ani dla zachowania godności narodowej i pamięci o ofiarach.

 

Wszyscy którzy dokonywali zbrodni, zarówno inicjatorzy, organizatorzy i bezpośredni wykonawcy byli obywatelami polskimi i podlegali polskiemu wymiarowi sprawiedliwości.

Jeżeli ktoś ma w tym względzie wątpliwości to odsyłam go do samych członków UPA którzy schroniwszy się w amerykańskiej strefie okupacyjnej byli przedmiotem żądań sowieckich wydania ich Sowietom jako wojennych zbrodniarzy.

Wówczas członkowie UPA stwierdzili że są polskimi obywatelami i nie podlegają jurysdykcji sowieckiej.

Nota bene Anders wielu z nich przyjął, ale chyba nie zdążył osądzić

 

Problem leży w tym że tzw. „III Rzeczpospolita” nie ma ciągłości prawnej z niepodległym państwem polskim, którego nikt przecież nie zlikwidował, ale ma za to ciągłość z tworem nie tylko antypolskim, ale wprost bezprawnym – czyli PRL.

I tak czegokolwiek nie tkniemy w obecnej rzeczywistości zawsze w końcu musimy trafić na ten problem.

Krótko mówiąc bez niepodległego państwa polskiego stanowiącego ciągłość w stosunku do państwa noszącego nazwę Odrodzona Rzeczpospolita Polska, która jest w myśl obu przedwojennych konstytucji kontynuatorką państwa przedrozbiorowego, nie da się rozwiązać  żadnego istotnego dla życia narodu problemu.

 

Odrębną sprawą jest stosunek państwa i społeczeństwa ukraińskiego do tej, ale przecież nie tylko tej zbrodni.

Ukraina ma problemy ze swoją historią, a szczególnie z bohaterami historycznymi.

Niekwestionowani wielcy władcy Rusi kijowskiej pomijając fakt że byli okupantami w stosunku do słowiańskiej ludności swoich księstw, zostali zawłaszczeni przez historię Rosji.

Wszyscy Rurykowicze, a właściwie Rorikowie są traktowani jako Rosjanie, chociaż byli Skandynawami, a w wiekach X i XI ich główną siedzibą był Kijów.

Trudno również za Ukraińców uznać władców litewskich, ale książąt halicko włodzimierskich, wprawdzie też Rurykowiczów, już chyba można, chociaż Bolesław przekazał Lwów w spadku swojemu zięciowi Kazimierzowi Wielkiemu uznając że są to bliższe związki niż z pozostałymi Rusiami.

 

Kłopotliwa jest sprawa Unii Lubelskiej i przekazania ziem ukrainnych koronie polskiej, opór stawiali Litwini, ale miejscowa szlachta ruska chętnie przeszła pod władanie polskie gdyż nadawało to jej prawa niedostępne na Litwie.

Ciekawe, o ile zabór normandzki czy litewski w historiografii rosyjskiej i sowieckiej nie nosi nazwy zaboru, o tyle Unia Lubelska jest tak traktowana.

Natknąłem się w wychodzącym we  Lwowie w czasie I sowieckiego zaboru w latach 1939 – 41 w rzekomo ukraińskojęzycznym piśmie „Czyrwonyj Prapor” na reprodukcję obrazu Matejki  „Unia Lubelska” z następującym podpisem: …”W lwiwśkim muzei nachodytsia malunok wełykoho ukraińśkoho malara z XVI stolittia – Iwana Matejki pid zahołowkom: „Unia Lubelska” kotoryj obrazowuje zakabałynia Ukrainy Polszczeju”.

Niestety i ten poziom i ten język i ta „prawda” zostały w znacznym stopniu przejęte przez historiografię ukraińską, łącznie z tym „ukraińskim” „zakabałyniem” co miało oznaczać –zagarnięcie.

Są to niestety skutki sowieckiej szkoły historii, której dopiero trzeba się oduczać.

 

Odtąd proces przechodzenia na katolicyzm i  polonizacji tej szlachty postępował dość szybko, chociaż nawet prawosławni możnowładcy jak Konstanty Ostrogski już poprzednio mogą być traktowani według dzisiejszych kryteriów jako kolaboranci w stosunku do Polski.

Narodowe ruchy ukraińskie mają początek w wieku XVII chociaż nie odnosiły się w pierwotnym wydaniu do spraw narodowych, a jedynie do przywilejów bractwa kozackiego.

Niektórzy, dzielni rycerze jak Sahajdaczny zbytnio są obciążeni tym „kolaboracjonizmem” żeby mogli być uznani za niekwestionowanych bohaterów narodu ukraińskiego, inni jak Nalewajko czy Pawluk byli watażkami zbyt małego kalibru nie mówiąc już o Polakach Kosińskim lub Ostrzaninie.

Na bohatera narodowego awansował Bohdan Chmielnicki, właściwie Zenobiusz, polskiego pochodzenia wychowanek Jezuitów.

Podobnie jak wielu z niezamożnej szlachty nie posesjonatów / ojciec był oficjalistą u Żółkiewskich/  szukał drogi do kariery przez wojska kozackie.

Wyróżniał się zdolnościami dowódczymi i pomysłowością taktyczną.

Jego ulubionym manewrem był atak na przeciwnika będącego w marszu.

Przez splot wypadków stanął nieoczekiwanie na czele czegoś co miało pewne cechy odrębnego państwa z którym nie bardzo wiedział co zrobić i miotał się między Polską, Moskwą, Mołdawią i Turcją żeby w końcu ulec carowi moskiewskiemu za przyrzeczone, ale jak to w moskiewskim obyczaju oczywiście nie dotrzymane, obietnice dziedzicznego hetmaństwa ukrainnego.

W ten sposób pogrzebał na trzy wieki szanse na niepodległość Ukrainy.

 

W Rosji carskiej w swoisty sposób doceniono „zasługi” Chmielnickiego jako wiernego poddanego „Małorusa” i wystawiono mu pomnik w Kijowie.

Moja matka i jej rodzeństwo studiujące na uniwersytecie kijowskim pamiętali o obchodach „zjednoczenia Rusi” czczonych przez Moskali, natomiast ich koledzy ukraińscy studenci z tej okazji wylewali nocniki pod tym pomnikiem.

Bolszewicy przejęli to święto jako rocznicę „rady perejasławskiej” i kontynuowali swoisty kult Chmielnickiego, pokutuje to we współczesnej Ukrainie po dzisiejszy dzień.

Podejmowane próby wyzwolenia Ukrainy z moskiewskiej przemocy z Mazepą, Wyhowskim i innymi nie wypaliły lub były zbyt mocno związane z obcą interwencją, są zatem mocno kłopotliwe w ocenie.

Do podobnych można zaliczyć też „hetmaństwo” carskiego adiutanta Skoropadskiego całkowicie zrusyfikowanego i niewątpliwego Ukraińca Pelury, któremu zarzuca się zdradę narodowych ambicji ukraińskich.

Sam pamiętam jak młodzi chłopcy na Wołyniu śpiewali:

„ A w nedilu zrana szczej w wośmy hodyni pryjichaw Petlura na polskij maszyni.

Czy wy chłopci spały, czy wy w karty hrały szczo wy Ukrainu za marki prodały?

A chłopci ne spały ta w karty ne hrały, chłopci mołodyje komandy ne znały”.

 

A zatem jest i kłopot z Petlurą, chociaż podobnie jak z Mazepą /paziem Jana Kazimierza/ była szansa na powstanie w jakiś sposób niezależnej Ukrainy.

Tylko że Mazepa pod Połtawę w 1709 roku przyprowadził zamiast obiecanych 15 tysięcy ukraińskiego wojska tylko półtora tysiąca. Nic też dziwnego że Karol XII przegrał bitwę, podobnie jak Petlura do zdobytego przez wojska polskie w maju 1920 roku Kijowa wprowadził niecałe 30 tys. zamiast potrzebnych 300 tys. dla obrony Kijowa przed bolszewikami.

W odróżnieniu od poprzedników siła mobilizacyjna ukraińskich formacji spod znaku Bandery była znacznie większa, tylko że nie były to formacje ukraińskie, ale jak SS Galizien i ukraińskie jednostki policyjne – formacje niemieckie służące do najohydniejszych akcji mordowania Żydów i Polaków.

Była okazja do zerwania z Niemcami, podobnie jak to uczynił Piłsudski w 1916 roku, ale Bandera nie skorzystał z tego i zamiast walki o niepodległą Ukrainę zainicjował mordowanie Polaków. Oczywiście było to w interesie zarówno bolszewickim jak i niemieckim gdyż odwracało uwagę od właściwych okupantów Ukrainy Sowietów i Niemiec.

Siedząc w niemieckim obozie, zresztą na specjalnych warunkach, nie miał faktycznego wpływu na bieg wypadków, ale „Czuprynka” i inni wierni jego towarzysze zadbali o wypełnienie jego zaleceń „oczyszczenia” z Polaków terenów wschodniej Polski traktowanych jako „zachodnia Ukraina”.

Nie zrobiono żadnego wysiłku w kierunku wyzwolenia ziem rdzennie ukrainnych z Kijowem na czele, a wielkość niezależnej ukraińskiej armii UPA nie przekraczała 30 tys. uczestników.

 

Dopiero dokonany przez Sowiety podział całego imperium bolszewickiego przyniósł powstanie państwa ukraińskiego bez udziału narodu ukraińskiego, ale za to z makabrycznym dziedzictwem nie tylko rosyjskim, ale przede wszystkim kagebowskim ciążącym na Ukrainie po dzień dzisiejszy.

I znowu mamy do czynienia z kontrastami: -z jednej strony hałaśliwe  roszczenia terytorialne i nacjonalistyczne, a z drugiej brakuje nie tylko ochotników, ale nawet poborowych dla obrony ukraińskich ziem okupowanych przez Rosjan.

 

Mają współcześni patrioci ukraińscy problem kogo uznać za godnego miana nieskazitelnego, ukraińskiego bohatera narodowego, najlepiej byłoby poszukać wśród piewców pięknej i wolnej Ukrainy, ale i tu natrafia się na kłopoty.

Spotkałem się z taką oceną: …”Hohol” wełykij ukraińskij pysar piszuczy rosijskoju mowoju”, na tej samej zasadzie można pisać i o Bohdanie Zalewskim i Goszczyńskim i o wielu innych z tą różnicą że Gogol nie uznawał odrębnego narodu ukraińskiego, a zgodnie z carskim nakazem traktował jako część narodu rosyjskiego. Dał temu wyraz w „Tarasie Bulbie”.

Jest w tym jednak akcent optymistyczny uznający że Ukraina to kraj nie tylko ludzi posługujących się językiem ukraińskim, ale i polskim i rosyjskim, a ze względu na Krym także tatarskim. Taka Ukraina staje się krajem znacznie bogatszym kulturowo, a i dla historii można na tym tle poszukać pozytywnego rozwiązania.

Dla mnie charakterystyczne były wrażenia Ukrainki z Polski która pojechała na Ukrainę kijowską i potem w telewizji opowiedziała swoje wrażenia.

Nie ukrywała przerażenia faktem że ani w Kijowie ani w żadnym innym mieście nie natrafiła na ślady ukraińskie. Ludzie mówią wyłącznie po rosyjsku i sprzedawana prasa jest w znakomitej większości rosyjska.

Ukraińcy znajdują się dopiero w okresie tworzenia swojej świadomości narodowej i nie jest to najlepszy okres zarówno ze względu na sytuację materialną jak i polityczną. Stąd wysoki stopień niezadowolenia w społeczeństwie ukraińskim i to powoduje podział na dwie zasadnicze opcje: prorosyjską i proeuropejską.

Ze względu na oddziaływanie informacyjne na temat poziomu życia w zachodniej Europie chyba większość mieszkańców Ukrainy pragnie dostać się do Europy widząc w tym jedyną możliwość wyrwania się z nędzy.

Pokusą stało się zaproszenie Ukrainy do stowarzyszenia z UE.

Z drugiej strony znaczna część rosyjskojęzycznej ludności Ukrainy chce połączenia z Rosją. W obecnej chwili rozdarcie Ukrainy jest faktem i nie widać możliwości połączenia, istnieje natomiast możliwość powstania narodowej siły zdolnej do utrzymania państwa. Powodzenie tego procesu zależy od wyboru drogi.

Jeżeli ster przejmą skrajne nacjonalistyczne ugrupowania, reprezentujące wprawdzie niezbyt liczne szeregi z terenów polskich południowo wschodnich województw zagrabionych w 1939 roku przez bolszewików, ale za to bardzo agresywne, to nie da się na tym gruncie zbudować silnego ogólnoukraińskiego ruchu na rzecz wzmocnienia państwa.

Ruch umiarkowany znajdzie większe poparcie w centralnej Ukrainie, ale aktywność tego społeczeństwa jest minimalna, istnieje jednak nadzieja że pod wpływem zaistniałej sytuacji i zagrożenia ponownego włączenia całej Ukrainy do Rosji, ruch ten ożywi się i stworzy właściwe oparcie dla ukraińskiej niezależnej państwowości.

Dla takiego wszechukraińskiego ruchu najlepszym patronem byłby Petlura, lub któryś z przywódców kozackich nie splamiony zdradą jak Chmielnicki.

Jest to sprawa ważna nie tylko dla stosunków z Polską, ale przede wszystkim dla jedności Ukrainy.

 

Dla Polski nie może być obojętne to co dzieje się na Ukrainie, uzależnienie jej od Moskwy jest oczywiście sprzeczne z polskimi interesami, ale też i niezależna Ukraina nie może podlegać polityce agresywnej, budowanej na ideologii Bandery i Doncowa.

Stąd wskazanie o poszukiwanie wspólnego języka ze środowiskami umiarkowanymi widzącymi przyszłość swojego kraju we współpracy z krajami Europy środkowej, ale nie niemieckiej Mitteleuropy.

I to trzeba mieć na uwadze szczególnie wobec zbliżającej się 73 rocznicy zbrodni ludobójstwa dokonanej przez Ukraińców na Polakach.

 

Nie da się stosunków między Polską i Ukrainą ułożyć prawidłowo dla dobra obu narodów na zasadzie oczywistego zakłamania historii, a nawet półprawd i niedomówień.

Wiąże się z tym także odpowiedzialność narodowa.

Nie da się uniknąć odpowiedzialności narodu niemieckiego za ludobójstwa dokonane w czasie rządów hitlerowskich, trudniej natomiast przypisać narodowi rosyjskiemu ludobójstwa bolszewickie.

Rząd sowiecki w Rosji był od początku nielegalny i nie zaakceptowany przez naród rosyjski, ponadto nie był rządem rosyjskim, a raczej nie tylko rosyjskim de nomie, a de facto antyrosyjskim. Jednakże wbrew temu oczywistemu stanowi prawnemu /Sowiety nie uznawały się za kontynuatora państwa rosyjskiego/, współczesna Rosja Putina uznała się za kontynuatorkę Związku Sowieckiego w ten sposób biorąc na siebie odpowiedzialność za zbrodnie bolszewickie.

 

Ukraina nie jest kontynuatorką sowieckiej republiki ukraińskiej, ale nie jest też kontynuatorką ukraińskich republik, konstytucja obecnej Ukrainy pomija problem jakiejkolwiek kontynuacji.

Nie można zatem domagać się prawnej odpowiedzialności za czyny dokonane przez inne państwo noszące nazwę państwa ukraińskiego.

Istnieje jednak odpowiedzialność moralna za tych których uznaje się za bohaterów narodu ukraińskiego, dla dobrosąsiedzkich stosunków, a przede wszystkim dla dobra narodu ukraińskiego i jego moralnej postawy ci bohaterowie nie mogą nosić piętna popełnionych zbrodni przeciw ludzkości.

0

Andrzej Owsinski

794 publikacje
0 komentarze
 

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758