Zapowiedź Hofera przystąpienia do grupy wyszehradzkiej, zapewne niewiele zmienia w faktycznym układzie sił, Austria nie jest dużym państwem i po jej wejściu znaczenie materialne całego tego układu niewiele wzrośnie.
Kapitalne znaczenie ma jednak wymowa polityczna takiego posunięcia, gdyż postawa tej grupy krajów przechodzi z kręgu drugorzędnych członków UE – pozostałości po sowieckim imperium, do salonu europejskiego.
Byłby to cios we wszecheuropejskie rządy pani Merkel, którego nie byłaby w stanie przeżyć, przynajmniej politycznie.
Przy takiej perspektywie będzie zmuszona do poczynienia na rzecz Austrii wielu koncesji, na co może i liczy Hofer.
Niezależnie od biegu wypadków to co się stało dotychczas wymaga szybkiego działania, bowiem pozostawienie status quo z ujawnioną perspektywą zmobilizuje rządzących UE do skoncentrowania sił dla obalenia tej „irredenty”.
Rządy krajów tej grupy, a szczególnie rząd polski i węgierski nie mogą czekać, muszą natychmiast wystąpić z inicjatywą ogólnoeuropejską gruntownej przebudowy obecnego układu.
Punktem wyjścia jest analiza skutków zastosowania koncepcji lizbońskiej w warunkach nie przystosowania jej do realiów organizacji państw i współpracy międzynarodowej na terenie Europy.
Dotyczy to zarówno zakresu suwerenności państw członkowskich UE, uszanowania ich specyfiki kulturowej, zrównania praw, a szczególnie formuły współpracy gospodarczej.
Przedstawiciele „grupy wyszehradzkiej” muszą zaakcentować, że nie stanowią żadnej frondy i nie bronią wyłącznie swoich interesów w UE, a działają na rzecz wspólnej sprawy, jaką jest solidarna i dynamicznie rozwijająca się Europa.
Stąd postanowienia europejskiej wspólnoty nie mogą ograniczać się wyłącznie do członków UE, ale muszą objąć też i problematykę współpracy z krajami będącymi poza UE, a w tym szczególnie z krajami europejskimi.
Niezależnie od meritum sprawy takie posunięcie ma kolosalne znaczenie taktyczne przejmując inicjatywę w dalszym postępowaniu.
Zgłoszenie takiego wniosku przez kilka krajów zmusi do konieczności ustosunkowania się merytorycznego, zamiast spodziewanego ataku i prób karcenia w rodzaju tego, co spotyka Węgry i Polskę na każdym kroku.
Warunkiem powodzenia akcji przemian europejskich jest rozszerzenie platformy działania, lista zmian powinna być tak skonstruowana żeby mogła zmieścić różnorodne pretensje z zastrzeżeniami brytyjskimi powodującymi „brexit” włącznie.
Z enuncjacji premierów Polski i Węgier nie wynika żądanie radykalnych zmian, ale jeżeli ma być to droga „małych kroków” to niech przynajmniej będzie konsekwentna i nie zadowoli się pozorami, których w zapasie ma unijna administracja sporo.
Realnym osiągnięciem na tym etapie byłaby zmiana stosunków gospodarczych i zastosowanie wspólnej polityki współpracy z krajami pozaunijnymi.
Sprawą porządkową jest zwrócenie uwagi administracji unijnej włącznie z „parlamentem europejskim”, że nie jest ona zarządcą krajów członkowskich i nie może wchodzić w rolę zastrzeżoną dla rzeczywistego i pełnomocnego przedstawiciela krajów członkowskich, jakim jest Rada Europejska.
Pisząc powyższe uwagi chciałbym podkreślić, że moim zdaniem nie da się zreformować UE na tyle żeby stała się źródłem dla stworzenia europejskiej rodziny narodów, ale poczynienie wyłomu w tym biurokratycznym i antyeuropejskim tworze może wpłynąć na dalszy rozwój wypadków w pożądanym kierunku.