Bez kategorii
Like

Czy to wszystko Big Farma, czy też pospolita głupota wytwórców i użytkowników?

28/02/2011
510 Wyświetlenia
1 Komentarze
9 minut czytania
no-cover

Czyli o niemożności nabycia zwykłych „nieulepszonych” przedmiotów. Bo ja taka wredna jestem, że nie lubię uszczęśliwiania mnie na siłę. Ale po kolei.   Jako baba mam prawo do fanaberii 🙂. A co? Mniejsza zresztą o fanaberie. Ostatnimi czasy zapragnęłam nabyć (w Polsce) dwa przedmioty: kwas chlebowy i pastę do zębów zwierającą eugenol. To ostatnie to nie żadna straszna chemia, tylko jeden z czynnych składników olejku goździkowego (z tej przyprawy a nie z kwiatków). Jest to substancja silnie przeciwbakteryjna i znieczulająca. Poza tym lekko przeciwzapalna, wirusostatyczna, grzybobójcza, o dziąsła i przyzębie dba itp. No, świetna sprawa. Ale jako baba (w końcu „od czego są kobiety, jak nie od kaprysów”), miałam fantazję, by poszukiwana pasta nie zawierała: słodzików, konserwantów, „środków pianotwórczych” i […]

0


Czyli o niemożności nabycia zwykłych „nieulepszonych” przedmiotów. Bo ja taka wredna jestem, że nie lubię uszczęśliwiania mnie na siłę. Ale po kolei.

 

Jako baba mam prawo do fanaberii 🙂. A co? Mniejsza zresztą o fanaberie. Ostatnimi czasy zapragnęłam nabyć (w Polsce) dwa przedmioty: kwas chlebowy i pastę do zębów zwierającą eugenol. To ostatnie to nie żadna straszna chemia, tylko jeden z czynnych składników olejku goździkowego (z tej przyprawy a nie z kwiatków). Jest to substancja silnie przeciwbakteryjna i znieczulająca. Poza tym lekko przeciwzapalna, wirusostatyczna, grzybobójcza, o dziąsła i przyzębie dba itp. No, świetna sprawa. Ale jako baba (w końcu „od czego są kobiety, jak nie od kaprysów”), miałam fantazję, by poszukiwana pasta nie zawierała: słodzików, konserwantów, „środków pianotwórczych” i nadmiaru wypełniaczy. Uważam bowiem za rozsądne używanie tylko tego, czego naprawdę potrzebujemy, bez asysty szeregu „uszczęśliwiaczy”.

 

Ustaliwszy swoje zapotrzebowanie rzuciłam się na popularny serwis internetowy. Owszem, jest pasta goździkowa. Reklamowana jako bez słodzików i konserwantów. A jakże. Przeczytałam jednak (mówiłam już, że jestem wredna?) skład oferowanej mi pasty. Sacharynian sodu (słodzik) i benzoesan sodu (konserwant) „stoją” tam „jak byk”. Osobiście „nie kaman” po kiego grzyba ten benzoesan w wyrobie zawierającym eugenol. Ten ostatni jest tak silnym środkiem dezynfekcyjnym, że jest używany do „czyszczenia” kanałów zębowych podczas leczenia kanałowego! Cóż, jako blondynka pewno „z natury” nie jestem w stanie pojąć troski producentów o mój dobry stan. Nie mniej jednak wątpliwość mi została – Taki Ramzes któryś tam, świetnie się trzyma pomimo upływu paru tysięcy lat. I nie sam tylko suchy klimat to sprawił, ani nie sama maceracja ciała w natronie. Mumie trzymają się świetnie także z tego powodu, że olejki eteryczne użyte ongiś do balsamowania wywarły wtedy tak silne działanie bakterio- i grzybobójcze. – Nie potrzeba już było benzoesanu sodu (podejrzewanego n.b. o działanie rakotwórcze)… Poza tym nie oczekuję od pasty, że wytrzyma kilka tysięcy lat. Mnie do konsumenckiego szczęścia wystarczy kilkanaście miesięcy. A tyle eugenol + mentol + nieco zasady są w stanie zapewnić.

 

Dalej w składzie mamy laurylosiarczan sodu. Dzięki niemu pasta pięknie się pieni i użytkownik jest przekonany, że oto cudownie będzie miał ząbki umyte. Brutalna prawda jest zaś taka, że tym, co rzeczywiście nam te ząbki myje są głównie środki ścierne: staroświecka kreda i nowomodna (ale dobra) krzemionka koloidalna. A najlepszy jest i tak węgiel aktywny. Do nabycia w jednej takiej paście (czarnej!, bez „uszczęśliwiaczy”!! ale o tym za chwilę).

 

Dalej w mojej wymarzonej paście straszą parabeny. (Aaaaa, już mi się o nich nie chce pisać, żeby nie psuć humoru Czytelnikom i sobie.)

 

Jeszcze dalej straszy sacharyna. No tu już ręce mi opadły… Naprawdę nie rozumiem musu dla którego pasta do zębów ma być słodka. Wg mnie pasta ma myć a nie smakować! No, ale jako się rzekło, jam ci baba wredna, w fochy obrosła a do tego blond.

 

Z gumą ksantanową (modyfikator reologii, czyli po prostu służy jako stabilziator i "robi konsystencję") ostatecznie mogę się pogodzić acz też nie bez oporów.

 

Zostaję zatem z moją czarną pastą (trudną do nabycia i drogą jak fiks, ale i tak tańszą niż garnitur sztucznych zębów). Jako, że TA pasta nie zawiera detergentów, to się nie pieni, nie zawiera zbyt wielu wypełniaczy i zagęszczaczy (to ma konsystencję taką z lekka ciapkowatą), w dodatku zawiera węgiel (brzozowy), więc jest czarna. Razem wziąwszy – wygląd ma mało atrakcyjny (wedle kryteriów rynkowo-leminżych). Zęby myje świetnie (żegnaj osadzie).

Goździki będę se pogryzać w ciągu dnia i w ten sposób zyskam możność skorzystania z dobroczynnego działania eugenolu. Szkoda tylko, że wytworzenie normalnej pasty do zębów najwyraźniej przekracza możliwości przemysłu kosmetycznego.

 

Problem drugi: kwas chlebowy. No, to już fanaberia czystej wody. Mniejsza z tym. Żyję ponoć na „zielonej wyspie” to i luksusu życzyłam sobie zażyć. Oczywiście rozumiem pewne konieczności – wyrób (spożywczy!) wieziony do nas z daleka musi być pasteryzowany (nie będzie w nim żywych dobroczynnych bakterii kwasu mlekowego – podobnie jak w „zdrowotnych” jogurtach, tych „na odporność” – NIE WIERZCIE REKLAMIE) i z lekka konserwowany. Rozumiem, że skutkiem tego nie dostanę w Polsce porządnego kwasu „prosto z beczki”. Zgadzam się na butelkowany – aż tak kapryśna nie jestem.

 

Ruszyłam po sklepach. W najlepszych delikatesach, owszem, mają kwas, a jakże! Nawet do wyboru. Do wyboru między tym zawierającym jedynie ekstrakt sodu i cukier + dwa konserwanty lub zawierającym ekstrakt sodu, cukier i syrop glukozowo-fruktozowy i trzy konserwanty. Produkowane toto jest na Ukrainie. Oni nie są w Eurokołchozie, ale chcąc tu sprzedawać muszą zdaje się dotrzymywać unijnych normatywów. No dobrze, tylko czy te normatywy naprawdę wymagają aż trzech a czasem i czterech konserwantów?! Nie wystarczy jeden?! I czy musi to być znowu benzoesan?! Nie wystarczą kwas cytrynowy, CO2 i wit. C (uwaga: niestety syntetyczna)?!

 

I z innej beczki: musi tego cukru być aż tyle?! I czy naprawdę trzeba jeszcze dodawać lepik (znaczy się „syrop glukozowo-fruktozowy” miało być)?

 

Nie żebym nagle zaczęła lubić Big Farmę, ale nasuwa mi się pytanie zawarte w tytule. – Czy naprawdę to przepisy wymagają tak absurdalnie asekuranckiego podejścia (chodzi mi o ten nadmiar konserwantów oraz o samą ich obecność tam, gdzie nie są one potrzebne)? Za jakie grzechy użytkownik nie może mieć tak banalnych rzeczy jak normalna pasta do zębów i normalny napój?

Jakoś wątpię, czy coś jeszcze da się zrobić. W każdym razie bądźmy świadomi. I czytajmy etykiety, zwłaszcza wyrobów „eko” i „wolnych od…” – żeby się nie naciąć, jak mnie usiłowano wrobić.

0

bez kropki

Zwyczajnie. Po ziemi:). Na prosty chlopski rozum baby:). [Grafika pochodzi z galerii obrazów Aleksandra Horopa www.horopgaleria.bloog.pl (za zgoda Autora)]

133 publikacje
0 komentarze
 

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758