Bez kategorii
Like

CZY TO JUŻ JAWNA WOJNA Z KULTEM MARYJNYM?

13/03/2012
653 Wyświetlenia
0 Komentarze
21 minut czytania
no-cover

Pyta o. Janusz Zbudniewek w homilii wygłoszonej w czasie Mszy Św. za Ojczyznę 11 marca w kościele Św. Ducha

0


 

W niedzielę, 11 marca,odbyła się w kościele Świętego Ducha (oo. paulinów) comiesięczna Msza Święta, sprawowana z intencją Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę.

Najświętszej Eucharystii przewodniczył i kazanie wygłosił o. Janusz Zbudniewek. Oto tekst homilii:

 

 

Liturgia III niedzieli Wielkiego Postu zatrzymuje nas dzisiaj wśród problemów, które w różnych kulturach świata były i są przywołaniem norm życiowych w rzeczywistości międzyludzkiej, rodzinnej i osobistej. Przypomnienie ich w liturgii Wielkiego Postu to jakby napomnienie do respektowania przykazań Bożych zapisanych w Księdze Wyjścia,a później w dziesiętnych zachętach prorockich jako stróżów prawa i moralności. Znali je Izraelici, poznali je poganie i znamy je od momentu naszego wejścia w orbitę do życia chrześcijańskiego. Jedne uczą, a inne ostrzegają, niczym znaki drogowe, zachowanie których pozwala ustrzec się przed nieszczęściem, krzywdą sobie lub drugiemu. Nie czas mówić o n ich dzisiaj, wiemy jakie błogosławione owoce przynosi ten, kto je zachowuje, a jakie skutki sprowadza inny, który je łamie lub świadomie lekceważy.

Dzisiaj możemy powiedzieć, że poniekąd przyzwyczailiśmy się łamać niejeden paragraf prawa, co więcej gotowi jesteśmy nieraz bronić się, że wolno nam wszystko w imię swobody własnego „ja”. Jesteśmy świadomi, jak ciężko przyjąć nam przypomnienie, lub upomnienie, że nawyk w który popadliśmy jest naszym błędem, by nie powiedzieć grzechem wobec Boga i bliźniego. Czyż nie patrzymy codziennie na medialny szum, gdy o oczywistych nadużyciach, które wgryzły się w nasze obyczaje, aprobujemy je, że tak już być musi? Narastających degradacji moralnych bronią przekupni stróżowie prawa, którzy zamiast szukać winnych i stanowić im warunki naprawy, naginają prawo, by uniewinniać zbrodniarzy i spekulantów – maskują ich kryptonimami, a poszkodowanych, czy protestujących wobec haniebnych decyzji skazują natychmiast na kary więzienia i grzywny. To ci odziani w togi mecenasi stanowią dzisiaj jedno z największych motorów bezładu, korupcji i zakłamania, przeciw czemu jesteśmy bezsilni, bo chronią ich anachroniczne immunitety. Bezprawie wyzute z wszelkiej moralności rozlało się jak gangrena po obyczajach naszej ojczyzny jak nigdy chyba dotąd, a relatywizm wobec prawdy płynącej z sumienia zagłuszają codzienne skandale od stanowiących prawa poczynając, a na służalczych dziennikarzach i medialnych spikerach kończąc. Bo czegóż się nie zrobi za sute honoraria, których godzina medialnej obłudy – byłaby zdolna dodać choćby szczyptę radości co najmniej dwustu najniżej uposażonych rencistów czy emerytów, a cóż dopiero mówić biednych?

Zagłębiając się w naukę Chrystusa z dzisiejszej Ewangelii, staje przed nami zagoniony za zyskiem lud, obojętny na miejsce święte i czas, w których zamiast szukać naprawy stanu moralnego, nabywał nawyku robienia mniejszych lub może kokosowych interesów, bagatelizując sumienie. Do świątyni Salomona wkracza dzisiaj Chrystus, aby oświadczyć zebranym, że ziemski cud świata w postaci wspaniałej budowli jest niczym wobec tej, którą on wzniesie w ciągu trzech dni – gdy z ich woli po męce na krzyżu stanie się twórcą nowej świątyni z ludzkich serc. Nie przeszkadzało to bynajmniej, że gdy kilka dni później stanął po drugiej stronie Starej Jerozolimy – zapłakał nad nią, bo była godna podziwu i czci, ale cóż, skoro zabrakło w niej szczerze ufających w spełnienie się zadań wniesionych przez oczekiwanego, innego Mesjasza, aniżeli ten, który stanął wśród swoich jak lekarz, pasterz i miłosierny samarytanin !

Czas więc powiedzieć, że Boskie zasady spisane i przypomniane dzisiaj, to nie to samo co znaki na naszych ulicach – czy światła zmieniające się dla ruchu lub postoju, to nie to samo, co fotokomórki ostrzegawcze najeżone radarem i w konsekwencji mandatem karnym, ale to drogowskazy ducha, które niewierzący może łamać w przekonaniu, że nie spotka go nieszczęście, uda się obejść przeszkody, bo nie ma świadków, a ponadto zna argumenty, które bronią jego osobistej wolności. Przedsmak tego procesu pojawił się na pierwszych zwojach Pisma Bożego, gdy kusiciel prowokował naszych pradziadów – wychylcie się poza prawo, a będziecie niczym bogowie.

W kulturze wszystkich narodów były i są nadal pewne symbole, na które przysięgają ludzie w każdej życiowej rzeczywistości. Dla jednych są to księgi Tory, dla innych Biblia, Koran, a także figury Buddy. W polskiej kulturze, gdy niemal wszystkie dawne sejmy i sejmiki odbywały się w farnych kościołach miast, dominował zwykle krzyż, wobec którego stanowiono prawa, na Pasję Chrystusa składał przysięgę król, senator, sędzia i świadkowie. Krzyż był w każdym sklepiku, warsztacie i biurze, a gwiazda Dawida w oberży i w kantorku bankiera, by można było ufać uczciwości zatrudnionych tam pracowników. Co więcej jakże często czytano z tej samej Księgi Wyjścia przestrogi dawane sędziom i prostym wiernym w sprawach obrony prawdy i demaskowania fałszu. Oto niektóre: Nie będziesz rozgłaszał fałszywych wieści, nie dołożysz ręki, ażeby z ludźmi niesprawiedliwymi świadczyć na korzyść bezprawia. W procesie nie miej względu na bogatych. Nie pozwolisz wydać przewrotnego wyroku na ubogiego, który się zwraca do ciebie w swym procesie. Oddalisz sprawę kłamliwą i nie wydasz wyroku śmierci na niewinnego i sprawiedliwego, bo ja nie uniewinnię nieprawego.

W czasach minionego komunistycznego bezprawia wszystko co tchnęło kulturą chrześcijańską miało przestać istnieć. Ówcześni ideologowie, najczęściej w uczelniach wysyłali w zgromadzenia wiernych swoich studentów, by wsiewali kąkol, przed którym przestrzegał Prymas Tysiąclecia i dokonał swoistego cudu, by nie dopuścić do zeświecczenia polskiej katolickiej wspólnoty. W jego wiekopomnych ślubach Narodu na pierwszym miejscu postawił obronę godności krzyża, który akurat usuwano ze szkół, z sal sądowych i biur. Był świadomy, że gdy zabraknie krzyża bezkarność stanie się normą nie tylko przekonanych komunistów, ale i karierowiczów, chytrych judeuszy, co za nędzne złotówki poparli niejedną bolesną ustawę z aborcyjną włącznie. Na efekty nie trzeba było długo czekać, stały się faktem po bezkarnie spreparowanym zamachu smoleńskim, gdy śp. prezydent Kaczyński przestał już przeszkadzać w tworzeniu państwa bez Boga i bez parasola Kościoła, czego jesteśmy już dzisiaj niestety naocznymi świadkami.

I tak oto, co na początku przemian wydawało się zgodną współpracą Kościoła i rządzących, abyśmy w imię porządku moralnego strzegli spuścizny Ojców, ojczyznę traktowali jak Matkę i razem z Matką Chrystusa we wszystkich doświadczeniach budzili się do nowych zadań, w trudach podejmowali szczytne inicjatywy pod opatrznościowym duchem bł. papieża Jana Pawła II. Tymczasem z jego „odejściem do Ojca” – nad państwem i jego obywatelami nadciągnęła nowa fala niezgody, wylew nieprawdopodobnej ironii ze wszystkiego co święte, co prawem chronione, w rzeczywistości jednak bagatelizowane przez wspomnianych stróżów prawa w imię swobód pseudo-kultury, nieskrępowane niczym opinie i wyznania przy jednoczesnym dławieniu naszej historycznej świadomości dziejów. Brak czasu i nie miejsce, by mówić gdzie tkwią korzenie zła, z których wyrastają współcześni buntownicy i wichrzyciele. Trzeba by wrócić do czasu okrągłego stołu i Magdalenki, do hasła znanego wszystkim premiera, który przyzwolił grubą kreską na dalsze okradanie narodu i państwa z dóbr duchowych i materialnych bez konsekwencji za wszystko co złego uczynili ówcześni decydenci w przeszłości. Chronią ich dzisiaj ciemne okulary, świadectwa lekarskie o starczej amnezji, a nawet międzynarodowe trybunały, że umowy zapisane, choćby niegodne należy jednak szanować.

 

 

Toteż nie dziwmy się, że u zarania przemian zdeklarowany ateista i doradca pierwszego solidarnościowego prezydenta, któremu w sierpniu 2008 r. wyprawiono pompatyczne Castrum funebralis w warszawskiej katedrze z honorami jakby wielkiemu mężowi stanu. Tymczasem nie zapominajmy, że to on wkrótce po śmierci Prymasa Tysiąclecia i niebezpiecznym nawrocie choroby Jana Pawła II, układał sekretną politykę z rządem NRD, że transformacja naszego państwa nie może się dokonać bez zlikwidowania Solidarności, a organizacja nowego państwa po usunięciu Matki Boskiej z klapy marynarki i porozumień gdańskich („Kultura” Paryż 1995 nr 9 s. 73). Cóż to wszystko znaczyło, powiem może innym razem, bo dzisiaj mogę tylko odwołać się do żądań jednego z haseł stałych feministek sformułowanych na plakacie (czwartek 8 III br.) w ich ulicznej manifie, o przecięciu pępowiny państwa z Kościołem(również) bez odwoływania się do Matki Boskiej”.

Czy to już jawna wojna z kultem maryjnym, poprzez który broniliśmy naszej suwerenności i z nią wygrywaliśmy ostateczne zwycięstwa? Czy to może jedynie kolejna zasłona dymna na katastrofalny stan naszej gospodarki, gdy staliśmy się liderem katastrof, afer i chowania ich pod dywan przy smutnej współpracy partii chłopskiej, której zachowanie zdaje się przypominać biedne panienki spod latarni, byle utrzymać się przy władzy, jak one przy życiu?

Milczeć o arogancji wielu agitatorów, którym zawróciła w głowach urojona popularność, by prezentować na scenie darcie Biblii, czy wypowiadać o naćpanych winem i ziołami autorach Biblii, to już wyzwanie rzucane nie tyle człowiekowi – lecz Bogu, który jak dobry żniwiarz pozwala rosnąć chwastom wśród łanów pszenicznych do czasu żniw, kiedy owe chwasty rzuci na spalenie. Bo jak odczytać arogancję kobiety, która zadeklarowała publicznie, „że woli być zimną suką niż matką Polką”, bo nie znosi dzieci? Jej wyznanie nagłaśniane przez kierownictwo Radia i Telewizji wielokrotnie w szczycie największego odbioru z obecnością dzieci i starszych zbiera już żniwo. Czy przypadkiem wczorajszy komunikat o morderstwie cztero letniego synka, przez polskie młode małżeństwo w Londynie, nie było konsekwencją tej haniebnej propagandy?

Czyżby ci, co wygłaszają nieludzkie teorie, a drudzy je upubliczniają, nie mieli świadomości słów Chrystusa Pana, który mówił: Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia, lecz biada temu, przez którego one przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych. Uważajcie na siebie” (Łk 17 1-2).

Nie popadajmy jednak w defetyzm. Kościół jak zawsze śpieszy nam z gorącą zachętą do ufnej nadziei w zwycięstwo prawdy nad złem. Oto z woli gorących serc patriotów zawiązała się piękna akcja Krucjaty Różańcowej, która zatacza coraz większy krąg w kraju i poza naszymi granicami, zwłaszcza wśród braci Węgrów, którym unijni reformatorzy nie pozwalają rządzić się własnymi prawami i wyjść z kryzysu bez zaciskania sobie sznura na szyję. Ufamy waszym gorącym modlitwom i ludziom dobrej woli, wierzącym w zwycięstwo nad przemocą medialną i nad ludźmi, którzy są nam nieżyczliwi.

To nie pierwszy już raz mamy do czynienia z podobną postawą wiary wobec presji walki z Bogiem i Pokorną Służebnicą Pańską. Na dowód czego niech posłuży historyczny przykład, gdy w 1705 r. budowniczy tutejszego kościoła, o. Innocenty Pokorski, musiał zmierzyć się z posłańcem króla szwedzkiego Karola XII, który świadom sromotnej klęski swego poprzednika, Karola Gustawa, pod murami Jasnej, wydał polecenie zrównania klasztoru z ziemią, wyrwania z niego przede wszystkim obrazu Matki Bożej, by go spalić, dzięki czemu miałby jego kult zginął na zawsze. Posłaniec ironizował argumenty przeorskie, dlaczego paulini nie pozwalają wejść do sanktuarium, mimo zachęty spolegliwego Szwedom kard. Michała Radziejowskiego, tym więcej, że mogą go wziąć siłą ? Bezbronny, ale ufny w pomoc Matki Chrystusa przeor odpowiedział wprost, że bynajmniej nie pokłada nadziei w uzbrojeniu twierdzy, lecz w opiekę Tej, która w niej obrała swoje mieszkanie. Mówiąc to wskazał na różaniec i trzymany w rękach brewiarz, który akurat ojcowie odmawiali w kaplicy cud. Obrazu prosząc o zwycięstwo. Zwycięski tryumf wkrótce nadszedł przy niewielkich nawet zniszczeniach i szkodach materialnych.

By nie przedłużać Naszego liturgicznego spotkania, wypada zacytować słowa Ojca Św. Benedykta XVI, który pisał niedawno, że „w ciągu historii zostały popełnione błędy wielu, którzy nazywali siebie wyznawcami Jezusa, ale w obliczu trudnych problemów nierzadko myśleli, że najpierw trzeba ulepszyć ziemię, a potem myśleć o niebie. Pokusą była myśl, że wobec pilnych potrzeb powinno się przede wszystkim zmieniać zewnętrzne struktury. Następstwem tego było nieraz przemienianie chrześcijaństwa w moralizm, a wiary w działanie. Słusznie przeto zauważył mój Poprzednik Jan Paweł II, że „dzisiejszą pokusą jest sprowadzanie chrześcijaństwa do mądrości czysto ludzkiej, jakby do wiedzy o tym, jak dostatnio żyć. W świecie zsekularyzowanym nastąpiło „stopniowe zeświecczenie zbawienia:, dlatego walczy się, owszem o człowieka, ale o człowieka pomniejszonego … My natomiast wiemy, że Jezus przyszedł, aby przynieść uświęcenie całkowite dla każdego bez wyjątku” (Enc. Redemptionis Missio 11.)

Czy słowa te, pełne ojcowskiej dobroci, są w stanie przekonać dzisiejszych decydentów, którzy nami rządzą, inni inspirują do walki, inni czarują obłudnymi hasłami sukcesów bez chęci poprawy sytuacji ludzi starszych – którym zabiera się ostatnie leki, a tłumom rzuca to, o co starożytni rzymianie w amoku wesela wołali: panem et circenses? Dzisiaj Kościół czuł się zobligowany przypomnieć pouczenie św. Pawła – o poszukiwaniu znaków wiary u Żydów, mądrości u Greków, a nam stawia przed umysłami Chrystusa i to ukrzyżowanego – odrzuconego przez mądrych, lecz napełnionego mądrością Boga.

 

 

Po Mszy św. wierni zebrali się w kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej, gdzie odmówili „dziesiątkę” Różańca Świętego o Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii, o wypełnienie Jasnogórskich Ślubów Narodu!

 

 

Poprzednie kazania Ojca Zbudniewka można przeczytać i usłyszeć na stronie Krucjaty:

http://krucjatarozancowazaojczyzne.pl/2012/03/1554/

0

Maria Kowalska

155 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758