Ponieważ śledztwo prowadzić będą Rosjanie możemy nie poznać całej prawdy o przyczynach katastrofy. Powołana przez nich komisja może powiedzieć światu tyle ile będzie chciała – napisałem rok temu 10 kwietnia, kilka godzin po katastrofie w Smoleńsku.
Po tym wpisie odwiedzający mojego bloga znajomy tak odniósł się do podejrzeń wobec Rosjan: „Czy zawsze my, Polacy musimy z kogoś robić potwora? Nawet wtedy, gdy potwór nie istnieje? Jesteśmy, Polacy, zawsze nastawieni egocentrycznie, mamy permanentne poczucie krzywdy. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że największa krzywda dla nas to właśnie taka postawa”.
Odpisałem wtedy, że o nic nie oskarżam Rosjan, bo nic do nich nie mam. „Podobnie jak większość Polaków wiem, że to nie narody są złe, ale polityczni hochsztaplerzy, którzy narodami manipulują” – dodałem i przypomniałem, że w ostatnich 20 latach demokratycznej RP aż nadto było afer i patologii, wobec których władza była i jest bezsilna, dlatego chcę silnego, mądrze rządzonego państwa.
Wówczas dowiedziałem się od znajomego, że „poczucie słabego państwa wynika z infantylnej przaśności, która nie pozwala większości Polaków myśleć pozytywnie, budować, używać twórczo szarych komórek po 16 godzin na dobę, a jedynie skazuje na bierne szukanie niedostatku we wszystkim i ubieranie innych w szaty potwora”.
Próbowałem przekonać znajomego, że mój apel o zbudowanie w Polsce silnego państwa nie jest rezultatem pretensji do losu o to, że nie jestem młody, piękny i dość mądry. To raczej wyraz troski o to, by silne, przygotowane na różne zagrożenia, zorganizowane według przejrzystych reguł państwo, służyło całemu narodowi, a nie głównie tym, którzy lubią pływać w mętnej wodzie.
W odpowiedzi znajomy napisał, że rzeczywistą przeszkodą w budowie silnego Państwa jest kilka a może nawet kilkanaście milionów Polaków, którzy się nie zmienią, w większości przypadków ich dzieci będą siedziały z nimi razem na kanapach i zamiast budować silne Państwo poprzez własną pracę, będą wskazywać, czego „oni” nie zrobili i, co „oni” zrobić powinni. A „oni” nie zrobią nic. „Ich” dla rozrywki można w telewizji pooglądać – tłumaczył znajomy.
Dyskusję zakończył mój komentarz: „Widzę, że nie masz dobrego zdania o rodakach, a ja – mimo eksterminacji polskich elit przez okupantów i mimo iż przez powojenne półwieczne zrobiono wiele, by tych, którzy pozostali przy życiu ogłupić i upodlić – nadal ufam, że wśród Polaków jest wielu rozumnych ludzi. Tych, którym brakuje rozsądku wystarczy nie traktować jak bydła, tylko politycznie edukować, a wtedy wybiorą kiedyś takich przedstawicieli, którzy nie będą przeszkadzać w budowie silnego państwa, służącego większości obywateli. Niestety mam wrażenie, że części politycznych elit wcale nie zależy na upodmiotowieniu Polaków, ale jedynie na wykorzystaniu ich naiwności w kolejnych wyborach po to, by samemu być beneficjentem państwa, zwłaszcza jego zasobów finansowych”.
Nie była to jakaś szczególna wymiana zdań. Takie debaty toczyły się wtedy w Polsce wszędzie. Mimo wszystko uznałem, że warto dziś przypomnieć tamte argumenty, chociażby po to, aby spróbować uchwycić istotę trwającego wciąż sporu nie tylko o Smoleńsk, ale głównie o Polskę.
Nie tylko o sporcie - w blasku slonca, bez sciem i mrocznych tajemnic.