Czy SKOK oszukuje
17/06/2011
365 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
Szanowny Panie Szewczak, trzeba mieć niezgłębione pokłady tupetu, żeby lansować tutaj te swoją ekonomiczną propagandę klejoną w grzbiet, wydając jednocześnie ludziom takie dyrektywy
Obserwuję od jakieś czasu promocyjne poczynania pana Szewczaka, prezesa SKOK na NE i byłbym te prysiudy przemilczał, gdyby nie fakt, że okoliczności zmusiły mnie do tego by wejść w niechcianą i wstydliwą zażyłość z kasami pożyczkowymi Stefczyka.
Moja mama, 8 miesięcy przed śmiercią wzięła kredyt w takiej właśnie kasie, było to w moim rodzinnym mieście Dęblinie. Umowa została zawarta na skrajnie niekorzystnych dla mamy warunkach, albowiem zwyczajowe jest w Polsce –ciekawe czy tylko u Stefczyka – oszukiwanie ludzi starych i potrzebujących pieniędzy. Podpisała więc moja matka tę umowę i dzielnie spłacała pożyczkę zaciągniętą na dwa lata. Przy okazji paniusia w punkcie pożyczkowym wcisnęła jej jakąś książeczkę oszczędnościową, zmusiła do wpłacenia tam 25 złotych twierdząc, że jest to warunek otrzymania pożyczki i otworzyła jej jeszcze linię kredytową wręczając kartę do bankomatu, z której to karty moja mama ani chciała, ani mogła korzystać. Niestety nie mogłem rodzicielce tych pieniędzy pożyczyć, bo mam rozgrzebaną budowę domu i pracuję na zlecenia. Stało się więc jak się stało, poszła do SKOK-u i sobie pożyczyła. Spłacała to wszystko do stycznia, kiedy to umarła. Przyczyną śmierci – bezpośrednią przyczyną – było zatrzymanie krążenia. To zaś spowodowane było działalnością nowotworu o nazwie Plasmocytoma, który wytwarzając duże ilości wielkocząsteczkowych białek zatyka kapilarne naczynia krwionośne powodując zgon. Nie wiedzieliśmy o tym raku niemal do końca. Myśleliśmy, że matka ma udar, leżała na ortopedii, bo złamała sobie nogę w biodrze.
Tak się składa, że jestem jedynym spadkobiercą mamy, zanim jednak uzyskałem notarialne potwierdzenie tego faktu, poszedłem, tuż po pogrzebie do tego całego SKOK-u żeby wyjaśnić sprawę. Pani z okienka powiedziała mi, że muszę zostawić ksero aktu zgonu i czekać na decyzje w sprawie ewentualnego wypłacenia odszkodowania. Złożyłem co trzeba i wyjechałem. Miesiąc później okazało się, że oni tam w tym pomieszczeniu składającym się z części głównej, kibla, dwóch komputerów i biurka zgubili mój akt zgonu i muszę przywieźć go ponownie. Zawiozłem. Czekałem na jakieś pismo i ono przyszło, ale nie na adres korespondencyjny, który podałem w dokumentach, ale na adres domowy mojej zmarłej mamy. Odebrałem je więc z półtora miesięcznym opóźnieniem. W zeszłą niedzielę. Poinformowano mnie, że żadnego ubezpieczenia nie będzie, a w sprawie dalszego postępowania mam się skontaktować telefonicznie z działem windykacji. Miałem mnóstwo roboty i zadzwoniłem dopiero dziś. Oczekiwanie na to aż zgłosi się jakaś pańcia trwało i trwało. W końcu miła, jak ból zęba dzieweczka, wymruczała mi w słuchawkę, że to co zostało z mamy kredytu spłacić muszą spadkobiercy. Firma, która obsługuje takie sprawy czeka zwykle pół roku na wyłonienie przez sąd tychże spadkobierców. Ponieważ nie trzeba nikogo wyłaniać, bo jedynym spadkobiercą jestem ja i mam na to papier, zadzwoniłem do tej firmy chcąc dowiedzieć się ile mam zapłacić. Paniusia ze słuchawki powiedziała mi bowiem, że odsetki od kredytu narastają mi jakiejś kosmicznej wysokości od dnia śmierci mojej mamy, czyli przez prawie dwa tygodnie narastają wstecz. Aha, byłbym zapomniał, w tym punkcie pożyczkowym powiedziano mi, że sprawa musi się odleżeć, bo firma ubezpieczająca kredyt jest z zewnątrz i trzeba czekać na ich decyzję. Jest to kłamstwo, bo w umowie zapisane jest, że SKOK sam ten kredyt ubezpiecza, ale ja nie miałem po pogrzebie głowy do tego, by czytać dokładnie tę umowę. Oszukano mnie więc najbezczelniej w świecie. Nikt także nie poinformował mnie, że narastają jakieś odsetki, przeciwnie narobiono mi nadziei na to, że nie będę musiał spłacać tego kredytu, bo przyczyną zgonu było zatrzymanie krążenia. Ja zaś naiwnie wierząc w uczciwość pracowników SKOK powiedziałem im jak to było ze śmiercią mamy naprawdę, nie miałem zresztą czego kryć, bo do papierów dołączyć musiałem kartę zgonu.
Zadzwoniłem dziś więc do tej firmy, która zajmuje się obsługą tych kredytów, żeby dowiedzieć się ile mam zapłacić. Po raz pierwszy rozłączyłem się po pięciu minutach oczekiwania, po raz drugi po dziesięciu, po raz trzeci nie zadzwoniłem tylko zacząłem pisać ten tekst.
Szanowny Panie Szewczak, trzeba mieć niezgłębione pokłady tupetu, żeby lansować tutaj te swoją ekonomiczną propagandę klejoną w grzbiet, wydając jednocześnie ludziom takie dyrektywy. Bo przecież te paniusie same na pomysł, by zachowywać się w taki sposób nie wpadły. Powiem Panu jeszcze jedno; ja mogę tutaj i w salonie i w niezależnej i w niepoprawnych wrzucać dziennie dwa teksty o pańskiej firmie, solidnie udokumentowane. Nie stanowi to dla mnie problemu. I będę tak robił, póki ci ludzie tu do mnie nie zadzwonią i nie powiedzą ile mam zapłacić za moją oszukaną przez pańskich pracowników, zmarłą w styczniu matkę. Telefon do mnie znajdą w jednej z moich książek, które mogą sobie kupić na stronie www.coryllus.pl Albo niech im go poda jakiś złodziej zajmujący się handlem danymi osobowymi, są tacy, prawda? Ode mnie go nie dostaną. Miłego dnia życzę panu i wszystkim pańskim przemiłym pracownikom. I jeszcze jedno; niech Pan nie wciska ludziom kitu o patriotyzmie i finansach, bo ludzie bardzo chcą być po dobrej i właściwej stronie. Dobra zaś i właściwa strona to ta, która nie oszukuje i nie nalicza lichwiarskich odsetek zmarłym ludziom. Warto o tym pamiętać.