Polacy muszą wyrzec się swojej polskości". Taki apel wygłosił niedawno pewien polityk znany głównie ze skandali. Przez jednych wypowiedź ta została zignorowana, przez innych wyśmiana, a jeszcze przez innych uznana za bezczelną prowokację lub pozbawioną sensu. Nie lekceważyłbym jej jednak. Nie było to hasło rzucone bezmyślnie, ot tak sobie, byle by tylko zwrócić uwagę na jego autora. Komunikat z całą premedytacją został nadany do swoich, ale także stał się balonem sondażowym, sprawdzającym, jak się zachowa opinia publiczna. Opinia publiczna, jak się wydaje, uznała to za przejaw błazenady, wesołkowatości, a być może tylko cynizmu.
A ja powtarzam, to był całkiem poważny znak, jeden z wielu takich znaków, choć nie tak krańcowo jak ten wskazujący na niebezpieczne i groźne przemiany, jakie się dokonują w naszej rzeczywistości. Nie przechodźmy więc nad nim do porządku dziennego, ponieważ takie głosy zapowiadają to, co nam grozi od lat i co z żelazną konsekwencją wprowadzają do naszej świadomości i realizują już w praktyce w Polsce wpływowe kręgi liberalno-lewicowe i lewacko-demoralizatorskie.
Środowiska te zmierzają w pierwszym etapie do osłabienia pamięci narodowej, a następnie do jak najdalej idącej jej amputacji. Ktoś, kto uważnie śledzi procesy zachodzące w ciągu ostatnich dwudziestu lat, nie mówiąc już o okresie komunizmu, widzi z całą jaskrawością, jak się wypłukuje z pamięci zbiorowej pierwiastek polski, czyli charakterystyczne dla historii Narodu znaki identyfikacyjne, ślady i symbole związane z tradycją, religią, obyczajami, wielkimi postaciami historycznymi i życia publicznego.
Jeśli się do tego doda słynne już słowa premiera polskiego rządu Donalda Tuska, że "polskość to nienormalność", to scenariusz realizowanego planu jest jasny jak słońce: wynarodowić – jak się da i ile się tylko da – Polaków. Wynarodowić do cna, do kości. By nic z polskości nie zostało. Bo skoro polskość jest nienormalna, należy więc tę nienormalność zlikwidować. Pojętny uczeń Tuska szybko wyciągnął wnioski i publicznie oznajmił, że właśnie nadeszła pora, by polskości poderżnąć gardło i na dodatek odciąć jej głowę. A wiadomo, że bez głowy przestanie żyć. Ta operacja nie zaczęła się od dzisiaj.
Symbole naszej wspólnoty
Prześledźmy pokrótce etapy powolnego eliminowania z życia publicznego pamięci historycznej, która jest jednoznaczna z pamięcią narodową. Bo do czego w gruncie rzeczy ów pierwszy polityk nas nawołuje? Do tego, byśmy zerwali swoje związki z historią i tradycją, a więc z naszymi przodkami, dziadami i pradziadami. A czegoż to tak się ów polityk boi? Posiada przecież wcale niemało szabel w Sejmie, dysponuje dużym majątkiem, by się porządnie zabrać do roboty. On dokładnie wie, czego się boi. On i tacy jak on boją się konfrontacji z wielkimi ideami głoszonymi przez naszych przodków. Boją się ośmieszenia i kompromitacji w zderzeniu z potężnymi osobowościami naszej najnowszej historii, jak Piłsudski, Dmowski, Witos czy Paderewski, bo wyglądają na ich tle marnie, karykaturalnie, jak kukły pociągane przez obcych za sznurki.
Pamięć to nie tylko, jak się możemy dowiedzieć z ksiąg mądrości, umiejętność indywidualnego rejestrowania i wielokrotnego przewodzenia przed oczy niegdyś dostrzeżonych obrazów i odtwarzania kształtujących nas pojęć, zwana niekiedy pamięcią autobiograficzną. Pamięć to zjawisko społeczne utrwalone w języku i przekazywane z pokolenia na pokolenie w dziełach religijnych, książkach naukowych, pomnikach kultury, literatury i sztuki. To pamięć zbiorowa, nazywana też społeczną, w której odbijają się jak w zwierciadle wyobrażenia i obrazy naszej przeszłości. Ma ona niepodważalne funkcje poznawcze i kreatywne, takie jak przesyłanie do czasów współczesnych odpowiednich systemów wartości, wzorów i niezbędnych dla normalnego funkcjonowania społecznego koniecznych zachowań, odwołuje się do twórczych postaw, poczucia przynależności do określonej wspólnoty politycznej i kulturowej, w kształtowaniu której zaznaczyły się trwale narodowe znaki, pojęcia, symbole, metafory, czyli drogi rozwoju.
Do polskiej pamięci narodowej wliczamy takie podstawowe symbole patriotyzmu, jak wielcy bohaterowie: Kościuszko, Rejtan, Sobieski, Piłsudski, Mackiewicz, rotmistrz Pilecki, nasze powstania narodowe, słynne bitwy, etos Armii Krajowej, "Solidarności", znaki i barwy narodowe. Odnosimy się do nich z powagą i należną godnością. Wystarczy się tego wszystkiego pozbyć, a staniemy się ludźmi bez pamięci. A ku temu się zmierza. W chwilach próby te wartości odgrywają poważną rolę identyfikacyjną, budują wspólne emocje, wskazują kierunki zagrożeń i prowadzą ku jedności. Gdy wrogowie niszczą je lub profanują, narody stają w obronie zagrożonego bytu i gotowe są do poniesienia najwyższej ofiary, nawet ofiary życia, byle by tylko ratować poczucie godności i dumy narodowej.
Wojna z krzyżem
W polskiej tradycji ogromną rolę odgrywały i nadal odgrywają symbole chrześcijaństwa i znaki graficzne, które stały u fundamentów polskiego państwa, takie jak krzyż i ryba, ale też metaforyka i cały system odniesień i tropów literackich zapisanych w Biblii i w innych księgach Ojców Kościoła. Ogromną rolę odegrały święte obrazy, ikony, które zobowiązują wiernych do refleksji i są znakami tożsamościowymi ludzi wierzących, kierując uwagę poprzez piękno sztuki ku Bogu. Zlikwidujmy je, a okaże się, że straciliśmy wrażliwość na wyższe formy życia duchowego.
A zdrajcy Narodu pragną nam odebrać te wartości i zniszczyć je. Zwykle zaczynają od Boga. A jak od Boga, to od Jego ziemskich symboli, a więc przede wszystkim od krzyża. Niszczenie krzyża ma już samo w sobie oddzielną i wielowiekową historię. Bowiem krzyż dla zasadniczej większości Polaków to znak identyfikacyjny. Daje nam poczucie godności i siły. Jednoczy nas w czasie trudów i zagrożeń. Oświetla drogę. Należy go więc opluć, wyśmiać, skarykaturyzować, wypaczyć jego sens i znaczenie, słowem – odebrać mu wartość, świętość, zdeptać i zepchnąć w cień, by stał się nieważny.
Walkę z krzyżem obserwowaliśmy przez lata komunizmu i teraz nadal obserwujemy, widzimy, że walka ta się nasila. A jej szczególny, bolesny wymiar mieliśmy po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego i pozostałych ofiar katastrofy smoleńskiej, gdy watahy prymitywów napuszczonych przez ideologicznych inspiratorów obrażały ludzi, wyśmiewały ich i znęcały się nad uczestnikami religijnych zgromadzeń. Krzyża nadal chcą nas pozbawić w Sejmie i w szkołach. W związku z tym przeprowadzają zmasowane ataki na wiernych, których państwo polskie niezbyt dostatecznie broni.
Drugi nurt to walka z postaciami Kościoła i instytucjami kościelnymi i zakonnymi. Stąd nieustanne napaści na kapłanów, religię, a ostatnio utrudnianie o. Tadeuszowi Rydzykowi i innym twórcom Telewizji Trwam dostępu do multipleksu cyfrowego. To nie przypadek czy ludzki błąd. Blokowanie rozwoju Telewizji Trwam i Radia Maryja to nic innego, tylko ciągle ta sama walka z symbolami chrześcijaństwa. Ojciec Tadeusz Rydzyk staje na drodze ku wynarodowieniu Polaków. Trzeba więc związać mu ręce. A te ciągłe żądania, by Kościół był nowoczesny, czym są, jeśli nie próbą odebrania Kościołowi znaków tożsamości? A czym jest nieustanne dzielenie pasterzy Kościoła na postępowych i wstecznych, zupełnie jak za Bieruta? To też ma związek z ograbianiem Kościoła z pamięci historycznej. A w gruncie rzeczy z miłości i krzyża.
Kresy zapomnienia
Kolejnym i bardzo konsekwentnym działaniem mającym na celu likwidację polskości jest stosunek oficjalnych władz państwowych do polskiej historii, a przede wszystkim do polskich Kresów. W zasadzie w bardzo okrojonym zakresie uczy się młodzież historii w gimnazjach, a w liceach nowe programy zakładają tylko jedną lekcję historii w klasie pierwszej, a potem już nic. To oznacza, że w świetle jupiterów odcina się korzenie własnej tożsamości. I zatraca się więź pokoleń.
Kresowianie, a więc ta część Narodu (obecnie wraz z potomkami ok. 6 milionów obywateli), która wydała na świat tak wielkie postaci jak: Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Aleksander Fredro, Kornel Makuszyński, Józef Conrad Korzeniowski, Zbigniew Herbert, Karol Szymanowski, by wymienić tylko niektórych, Kresowianie, którzy zostali wymordowani, ich domy spalone, a dobytek ograbiony, nie mogą się doczekać choćby symbolicznego pomnika w Warszawie dla ofiar ludobójstwa, jakiego dokonała UPA na Polakach w latach 1939-1946. A to już ostatnie pokolenie Kresowian, które odchodzi z tego świata, i wygląda na to, że władza państwowa ignoruje jego elementarne potrzeby, jak choćby potrzebę upamiętnienia najbliższych.
Już nie mówię o tym, że polityka kulturalna robi wszystko, by nie dopuścić do głosu znaków tamtego czasu. Nie ma pełnometrażowych filmów, wielonakładowych książek, nie ma sztuk teatralnych poświęconych tragedii Kresów, słowem – odcina się od korzeni kolejne fragmenty polskiej historii, czyli nakłada się własnym obywatelom ciemną opaskę na oczy, by nie widzieli własnych dziejów. W taki oto sposób władza ignoruje i lekceważy własny Naród. I zubaża jego życie.
Ci, którzy pracują nad odcinaniem głowy historycznej pamięci, mają w tym swój wielki interes, znacznie groźniejszy niż konfrontacje z poprzednikami, na tle których wyglądają żałośnie, a mianowicie taki, by po odarciu nas z pamięci, odcięciu od korzeni i źródeł własnej historii, całkowicie zapanować nad naszymi umysłami. Oni i tak już uczynili wiele, by sobie podporządkować nasze życie duchowe, intelektualne, religijne, artystyczne i polityczne. Ale wciąż im tego za mało. Już poprzez media panują nad wyobraźnią zbiorową i ogłupiają społeczeństwo. Narzucają obce i nieprzystające do nas wzory, normy, zasady i trendy ideologiczne, ale też byle jaki smak i gust artystyczny.
Słowem, psują nam wszystko, co się da, styl, język i pamięć. Dlatego każą nam o wszystkim, co nasze, zapomnieć. I to szybko, najszybciej jak się tylko da. Bo czas nagli. Za rok, za dwa mogą stracić władzę i siłę oddziaływania. Każą więc nam wyrzec się polskości, bo polskość jest dla nich nienormalna. Doskonale wiedzą, że polskość to nasza największa siła moralna, moc duchowa, skarb, z którego nieustannie czerpiemy wiedzę, mądrość i natchnienia do dalszej, sensownej pracy dla siebie i swojej Ojczyzny. Zdają sobie sprawę, że gdy utracimy pamięć, utracimy zdolność rozpoznawania nie tylko symboli historycznych, ale i znaków współczesnych, naszej konkretnej rzeczywistości, ponieważ nie będziemy w stanie do czegokolwiek się odnieść, odwołać, stracimy zdolności identyfikacyjne i staniemy się nikim.
I o to im chodzi. Bo z nikim już można zrobić wszystko. Przekabacić na takie kopyto, na jakie się chce. Nie będziemy w niczym mieć własnego zdania, bo ich zdanie będzie naszym zdaniem, nie będziemy potrafili żyć w spójnym intelektualnie systemie wartości, bo nam go odbiorą, a stworzą atrapy. Staniemy się bezwolną masą do ugniatania niezbędnych dla mocodawców i ich interesów zachcianek. W taki sposób upadla się narody i niszczy sens życia. Gdy zabraknie nam pamięci, świat się rozsypie, a my stracimy rozeznanie, gdzie i kim jesteśmy, i po co żyjemy.