Bez kategorii
Like

Czy patriotyzm jest pop?

30/04/2011
410 Wyświetlenia
0 Komentarze
14 minut czytania
no-cover

Właśnie mi powiedziała, że ona to pieprzy. Nie idzie na żadne wybory. Nie będzie głosować na bandę durniów, których umysł nie sięga ani milimetra wyżej od tego, co im przekaże najbardziej żałosny pop. A ja tu ją akurat świetnie rozumiem.

0


       

     Mam wrażenie, że już kiedyś o tym opowiadałem, ale ponieważ jest ku temu dobra okazja, opowiem raz jeszcze. Otóż pamiętam, jak swego czasu, jeszcze na początku lat 90. prowadziłem kurs językowy, na który przychodziła głównie młodzież licealna. Młodzież jak to młodzież. Nic szczególnego, ani w jedną, ani w drugą stronę, choć przyznam, że dziś, z perspektywy czasu, mam wrażenie, że oni akurat byli lepsi. I było też tak, że zgodnie z przyjętą metodyką uczenia, lubiłem od czasu do czasu puszczać tym dzieciom piosenki. I znów, piosenki, jak to piosenki – nic szczególnego, z tym zastrzeżeniem, że trzeba było zadbać o to, by tekst był przejrzysty i językowo w miarę poprawny. To co zaobserwowałem, to to, że młodzież, która była mi powierzona – w większości bardzo zdecydowani miłośnicy współczesnej muzyki rockowej – za każdym razem, kiedy akurat nie śpiewał Kurt Cobein lub Eddie Veder, demonstracyjnie dawała mi – i sobie nawzajem – do zrozumienia, że taką muzykę, to oni mają w pogardzie. Jak ta demonstracja wyglądała w praktyce? Otóż ja na przykład puszczałem im Beatlesów, Rolling Stonesów, czy Boba Dylana, albo nawet coś współczesnego, tyle że bardziej alternatywnego, a oni natychmiast zaczynali klaskać i szyderczo się kołysać, tak jak to się dzieje na jakichś lokalnych festynach. Pamiętam nawet, jak oni któregoś dnia zaczęli się głupio kołysać przy Lidii Lunch. Po co? Normalnie. Żeby zademonstrować, że oni świetnie wiedzą, że to co akurat leci, to pop. W odróżnieniu od wyższej sztuki, a więc Nirvany i Pearl Jam.

     To zachowanie stało się tak obsesyjne, że w pewnym momencie w ogóle przestałem im puszczać piosenki, uznając, że to kompletnie nie ma sensu. Gdyby jeszcze ich muzyka w ogóle nie interesowała, to można by było na coś liczyć. Jest piosenka, jest tekst, trzeba go zrozumieć i coś tam z nim zrobić. Natomiast większość z nich stanowili autentyczni fani. Gdyby im dać do wypełnienia jakąś w tym temacie ankietę, oni by prawdopodobnie odpowiedzieliby, że muzyka jest ich pasją. Oni muzyki słuchają, na muzyce się znają, przy muzyce odrabiają lekcje, noszą wciąż ze sobą te odtwarzacze, jak jest jakiś koncert, to oszczędzają pieniądze i rzucają wszystko, żeby w nim wziąć udział… tyle że pod warunkiem, że to nie będzie pop. Pop, czyli co? Pop, czyli wszystko, z wyjątkiem tego, co oni akurat lubią słuchać, a więc Kurt Cobein i Eddie Veder.

     Wspomniałem sobie tamte czasy przy okazji ślubu księcia Williama i Kate Middleton, a raczej może nie samego ślubu, lecz reakcji, jakie ów ślub – i cała jego oprawa – wywołał wśród gwiazd naszego życia publicznego. O co poszło? Otóż – o ile się zdążyłem zorientować – rozpoczęło się wszystko wczoraj, kiedy to Józef Oleksy w programie Kropka nad i oświadczył, że jego całe to zamieszanie nie interesuje i on, gdyby nawet został zaproszony, to jeśli by pojechał, to niechętnie. Dziś z samego rana dotarła do mnie informacja, że Aleksander Kwaśniewski nie ma żalu do brytyjskiej królowej, że go nie zaprosiła na ślub swojego wnuka, bo gdyby na przykład za mąż wychodziła jego Ola, to on Królowej też by nie zapraszał. A później już tylko miałem okazję obserwować, jak pogarda dla tego wydarzenia i wszystkiego co ono symbolizuje, nie obejmuje już tylko środowisk post-komunistycznych, lecz przekracza wszystkie możliwe bariery polityczne, kulturowe i cywilizacyjne. Już nie jest tak, że jest sobie jakiś młody komuch Kalita i kiedy widzi gdziekolwiek ślad monarchii, czy w ogóle porządku choćby minimalnie opartego na tradycji, czuje wyłącznie pełne wstrętu rozbawienie, i rozgląda się za naganem. Okazuje się bowiem, że akurat jeśli idzie o królewski ślub, nasza społeczno-polityczna śmietanka ma poglądy identyczne. Oni są wszyscy bardzo kulturowo zaawansowali i popu nie lubią. Popu, czyli czego? No, wszystkiego, o czym na przykład wspomina prasa kolorowa.

      Kto mi wypełnia moje emocje, kiedy piszę ten tekst i się oburzam – bo istotnie się oburzam – że właśnie to wydarzenie, wydarzenie, które jak chyba żadne inne symbolizuje wielkość świata, który nieuchronnie odchodzi w niebyt, jest w stanie wywoływać w niektórych umysłach wyłącznie pogardę i szyderstwo? Jak zwykle w takich chwilach, myślę o tak zwanych „naszych”. Dziś otóż właśnie, razem z komunistami Oleksym, Kalitą i Kwaśniewskim i jakimś niedorobionym pajacem z Platformy Orzechowskim, w sprawie ślubu postanowili zabrać głos dwaj politycy Prawa i Sprawiedliwości, Hoffman i Czarnecki. No i wpasowali się w to towarzystwo idealnie. Oto bowiem Wielka Brytania na te kilka absolutnie wyjątkowych dni pokazuje światu piękno i przepych być może najbardziej autentycznego w historii świata obyczaju, a więc czegoś co nazywamy historią i dziedzictwem, i w dodatku robi to z taką pieczołowitością i jednocześnie pogardą dla tak zwanego postępu, ci wszyscy ludzie, czekający na to wydarzenie dzień i noc w namiotach, obleczeni w narodowe flagi, przez te kilka dni, jakby zupełnie zapominają o tym, co ich w gruncie rzeczy zdeprawowało i pozbawiło moralnej i kulturowej bazy, a tych dwóch durniów opowiada nam o tym, co właśnie przeczytali w jakiejś niemieckiej kolorowej prasie, i jakie ta wiedza wzbudziła w nich refleksje. 

      Ja oczywiście świetnie zdaję sobie sprawę z tego, co się wokół mnie dzieje i jak fatalnie zmienia się świat. Ja patrzę na te królewskie uroczystości, słyszę potężne dźwięki ‘Jeruzalem’i naturalnie oprócz tego kościoła, tych powozów, tych żołnierzy, tych flag, widzę tego Beckhama z żoną, tych dwóch pedałów, z których jeden udaje męża, a drugi żonę, widzę tę dziwną kobietę odstawiającą tam biskupa, ten tak zwany anglikanizm… widzę wszystko, co świadczy jednak nie o podłości świata, który odchodzi, ale o podłości świata, który najwidoczniej zarówno Hoffmanowi jak i Czarneckiemu świetnie pasuje. Ale ja też doskonale wiem, skąd się ten cały rytuał wziął. Wiem, jak bardzo za nim się ciągnie zbrodnia i okrucieństwo czasów minionych. Ja to wszystko wiem. Natomiast, kiedy widzę Davida Beckhama w cylindrze, to wiem, że ktoś – albo może coś – kazał mu ten cylinder założyć. Że on w żadnym wypadku nie mógł sobie pozwolić na to, by pojawić się tam w stroju jaki uznali za stosowne nasi gwiazdorzy, gdy im wręczano jakieś Telekamery, czy jak się ta smutna impreza nazywa. Kiedy widzę Eltona Johna z tym drugim pedałem, wiem oczywiście, że nie jest dobrze, ale zauważam też i fakt, że on tam nie przyszedł w różowym staniku i damskich majtkach, lecz w cylindrze. Bo inaczej by go tam nie wpuścili. Bo tam się odbywał poważny, tradycyjny rytuał, a nie nowoczesna bibka.

      Mnie nie obchodzi ani Oleksy, ani Kwaśniewski, ani Kalita, ani też to coś z Platformy Obywatelskiej, co nagle odnalazło swoją być może jedyną szansę na medialny debiut. To są wszystko spadkobiercy tych, którzy w chwili wybuchu Rewolucji Październikowej uznali, że przede wszystkim należy zamordować całą rodzinę carską, bo to jest przesąd i bzdura, a poza tym diabli wiedzą, co oni w przyszłości jeszcze wymyślą.  Oni, kiedy słyszą słowa ‘monarchia’, ‘król’, ‘królowa’, ‘książe’ myślą tylko o jednym – żeby z tym całym tałatajstwem zrobić prawdziwie bolszewicki porządek. Natomiast, przyznaję, że jestem autentycznie wstrząśnięty tym, co zaprezentowali posłowie Hoffman i Czarnecki. Stan umysłu jaki udało im się zaprezentować, świadczy bowiem o dwóch rzeczach, z których tak naprawdę nie wiadomo, która jest bardziej tragiczna. Otóż przede wszystkim oni pokazali, że są zwyczajnie emocjonalnie prymitywni. Oglądać to co się w tych dniach dzieje w Wielkiej Brytanii i umieć w sobie odnaleźć tylko tę jedną refleksję, że to jest jakiś pop-show, świadczy o tym, że oni nie mają pojęcia o niczym. To że oni nie są w stanie w tym wydarzeniu i całej jego oprawie dostrzec znaku czasów minionych jednocześnie, i nadchodzących, świadczy o tym, że oni są całkowicie obok.

      Ale jest w tym coś jeszcze równie porażającego. Jeśli oni widzą to wydarzenie wyłącznie w takiej formie, w jakiej im je pokazała prasa kolorowa, to znaczy, że oni mentalnie są właśnie po tamtej stronie. Hoffman i Czarnecki tak naprawdę są wychowankami kolorowej prasy dla kobiet. Oni są dokładnie jak tamte moje dzieci sprzed lat, które śmiały się z Beatlesów, bo to pop. Ja się już nie zdziwię, jeśli któryś z nich nagle dojdzie do wniosku, że całe to gadanie o Smoleńsku to obciach, bo ta szachownica, to błoto, te koła sterczące ku niebu to okropny kicz, natomiast prawdziwa sztuka to na przykład Paweł Huelle albo Gaba Kulka. A więc, jak idzie o naszą walkę, ich możemy z niej ostatecznie i na dobre wyłączyć. Bo oni nie mają najmniejszego pojęcia, o co w niej chodzi. Podobnie jak nie mają pojęcia, o co chodzi w ogóle. To są zwyczajni uzurpatorzy.

 

Całość powyższej notki tradycyjnie  pod adresem: http://toyah1.blogspot.com/2011/04/czy-prawo-i-sprawiedliwosc-to-pop.html

0

toyah

"Gdy tylko zobaczysz, ze znalazles sie po stronie wiekszosci, stan i pomysl przez chwile" - Samuel Langhorne Clemens"

55 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758