Andrzej Owsiński Czy obronimy naszą kulturę? Prezydent Biden ledwie zaczął urzędowanie, a już zdążył zadać potężny cios naszej kulturze. Tzw. „swobodny” wybór płci jest jednym z elementów walki z podstawową zasadą naszej kultury – wyraźnym wyodrębnieniem mężczyzny i kobiety i oparcia na ich związku całej struktury życia społecznego ludzkości. Rodzina jako trwały związek mężczyzny i kobiety pojawia się w różnych kulturach i ma zawsze u podłoża ten sam cel: stworzenie wspólnoty uczuciowej, majątkowej, a nade wszystko posiadanie i wychowanie dzieci. Według poglądu wyrażanego przez „materializm dialektyczny” małżeństwo jest formą wywodzącą się z pierwotnej wspólnoty i w miarę postępu w rozwoju ludzkości będzie zastąpione przez inne, lepiej dostosowane do nowych warunków, formy. Chrześcijaństwo natomiast podniosło małżeństwo do […]
Andrzej Owsiński
Czy obronimy naszą kulturę?
Prezydent Biden ledwie zaczął urzędowanie, a już zdążył zadać potężny cios naszej kulturze. Tzw. „swobodny” wybór płci jest jednym z elementów walki z podstawową zasadą naszej kultury – wyraźnym wyodrębnieniem mężczyzny i kobiety i oparcia na ich związku całej struktury życia społecznego ludzkości.
Rodzina jako trwały związek mężczyzny i kobiety pojawia się w różnych kulturach i ma zawsze u podłoża ten sam cel: stworzenie wspólnoty uczuciowej, majątkowej, a nade wszystko posiadanie i wychowanie dzieci.
Według poglądu wyrażanego przez „materializm dialektyczny” małżeństwo jest formą wywodzącą się z pierwotnej wspólnoty i w miarę postępu w rozwoju ludzkości będzie zastąpione przez inne, lepiej dostosowane do nowych warunków, formy.
Chrześcijaństwo natomiast podniosło małżeństwo do rangi sakramentu, czyli aktu błogosławieństwa bożego czyniąc z niego instytucję trwałą. Wprawdzie niektóre odłamy chrześcijaństwa jak prawosławni czy ewangelicy dopuszczają możliwość rozwodu, ale w wyjątkowych przypadkach, uznając w zasadzie jego trwałość.
Pierwszym zagrożeniem dla instytucji małżeństwa było przejęcie jego prawnego statusu przez władze świeckie. W zależności od poglądów rządzących mogą zmieniać się w tych warunkach formy małżeństwa. W rezultacie nastąpiło powszechne osłabienie więzów małżeńskich.
Bolszewicy w pierwszym zapale niszczycielskim potraktowali tradycyjne małżeństwo jako przeżytek, propagując za Engelsem „wolną miłość” i wychowanie dzieci przez państwo. Do tego zmierzały dekrety Lenina z grudnia 1917 roku. Po jakimś czasie, zorientowawszy się, że wpływa to na obniżenie przyrostu naturalnego, a państwo potrzebowało robotników i żołnierzy, ograniczyli te „swobody”. Niemniej w Sowietach rozwiązanie małżeństwa nie stanowiło problemu.
Amerykanie wprowadzili system barier finansowych dla rozwodów w postaci wysokich kosztów procesu i jeszcze wyższych odszkodowań.
Nie zmienia to faktu że osłabienie trwałości rodziny wpływa zarówno na poziom przyrostu naturalnego we współczesnym świecie, jak i na degradację naszej kultury.
Następnym problemem jest ochrona życia, wszelkiego rodzaju działania w kierunku naruszania tej zasady wpływają nie tylko na rozmiar zaludnienia, ale też i na osłabienie walorów moralnych naszej kultury. Relatywizacja oceny wartości życia zależnie od jego przydatności dla określonych celów nawiązuje do antychrześcijańskiej i antyludzkiej postawy ideologii hitlerowskiej, ale też i bolszewickiej („kto nie pracuje ten nie je”). W ocenie współczesnych kontynuatorów materializmu dialektycznego ludzi na świecie jest za dużo i zbędni powinni być usunięci.
Problem polega na tym, że wymaga takie stanowisko określenia kto jest „zbędny”. Przyjęcie prymitywnej definicji hitleryzmu i bolszewizmu nie uchodzi dla uważających się za intelektualistów ich następców. Nie można również uznać że niepracujący są zbędni, bowiem wielu nierobów wyznaje nowoczesny neomarksizm, a ich ruszyć nie wolno.
Trzeba ustalić inne kryteria, bardziej odpowiadające wyższemu poziomowi intelektu reprezentowanego przez współczesnych „postępowców”. Przede wszystkim ci, którzy z racji wymaganej opieki przeszkadzają nam w używaniu życia, ponadto ludzi jest „za dużo” na świecie i trzeba wszelkimi dostępnymi sposobami obniżyć ich ilość. Pandemia też może się temu przysłużyć, ale pewniejszy jest powszechny dostęp do aborcji z odpowiednią propagandą za pomocą „strajków kobiet” i temu podobnych instytucji, a także nieograniczone prawo, eufemicznie zwanego eutanazją, zabijania ludzi.
Patronują temu miliarderzy, którzy z racji posiadanego majątku uważają się za nieśmiertelnych, lub przynajmniej funkcjonujących ponad wszelkim prawem ludzkim czy boskim.
Zagadką jest usytuowanie oligarchii finansowej po stronie „lewackiej”, grożącej im w konsekwencji wyzuciem z majątku. Nasuwa się nieodparcie uwaga, że wysuwane hasła podejmowane chętnie przez wszystkich ogłupiałych medialną propagandą ułatwionego życia, są tylko środkiem do stworzenia bezwładnej masy ludzkiej podatnej na wszelkiego rodzaju manipulacje i rządzonej przez światową oligarchię.
Te zamiary mają tylko jedną słabą stronę, a mianowicie nie uwzględniają faktu że w istocie torują drogę najbardziej okrutnemu reżymowi jaki grozi światu.
Przypomina to sytuację kiedy w drugiej połowie XIX wieku idealiści rzucający bomby w proteście przeciwko carskiej przemocy nie zdawali sobie sprawy, że owoce ich działań będą zbierać terroryści i mordercy, przy których carat był łagodnym barankiem.
Mamy przedsmak tego, do czego są zdolni ci, którzy dziś służą do obalania naszej cywilizacji, ale sami nie podlegają wpływom twórców nowego świata, uwolnionego od wszelkich hamulców moralnych i obyczajowych. Jak na razie są to: wojujący islam i chińska dyktatura, co się jeszcze ukaże tego na razie nie wiemy, ale perspektywa życia urządzanego przez tych dwoje wygląda dostatecznie przerażająco.
Świat białego człowieka, jak kiedyś mówiono, kończy się nawet nie za pomocą zewnętrznej inwazji, ale zawdzięczając dywersji we własnym obozie, tylko że dywersanci nie wiedzą, że sami w pierwszej kolejności padną ofiarą swojej własnej dywersji. Podobnie było ze wszystkimi socjaldemokratami, a nawet anarchistami w Rosji, którzy wspomagali bolszewickie zwycięstwo po to żeby zostać wymordowanymi jako pierwsi, tak jak choćby ci marynarze, zawdzięczając którym dokonano udanego zamachu na rząd tymczasowy w październiku 1917 roku (wg juliańskiego kalendarza). Ich los opiewa nawet ponura pieśń „popadiosz na „Ałmaz” nie warotiszsa” i makabryczny opis nurka oglądającego setki kiwających się topielców przytwierdzonych do armatnich pocisków.
Niech się zatem spodziewają takiego rezultatu swoich działań wszyscy wojujący z „przemocą” naszej kultury.
Ludzi dostrzegających niebezpieczeństwo jest wielu, niestety brakuje ciągle zorganizowanej postawy, akcje różnych formacji są rozproszone i zajęte własnymi, wewnętrznymi kłopotami, niekiedy zupełnie nieważnymi, ale traktowanymi prestiżowo.
W ten sposób przegrywa się wojny, zamykając oczy na prawdziwe niebezpieczeństwo. Wystarczy włączyć telewizor i zobaczyć czemu poświęca się 90% czasu, w czym królują wzajemne rozgrywki i obrzucanie się świństwem przez usilnie forsowane indywidua udające kogoś kim nie tylko nie są, ale nawet nie posiadające normalnych, ludzkich odruchów.
Rządy, które usiłują z lepszym lub gorszym skutkiem coś zrobić w obronie naszej kultury, są bezkarnie oskarżane o zamordyzm, prześladowania i zapędy dyktatorskie, mimo tego, że bezkarność takich oskarżycieli świadczy najlepiej o ich kłamstwie.
Krokodyle łzy wylewane nad śmiercią jednego czarnego w okolicznościach przynajmniej niejednoznacznych, niezależnie od żalu jaki wywołuje śmierć każdego człowieka, sprowokowały powszechne oburzenie i ruch niszczycielski zagrażający normalnemu życiu całego społeczeństwa. Równocześnie wymordowanie przed kościołem niewinnych 750 chrześcijan zostało przyjęte prawie bez echa, już po kilku dniach nie wspomina się o nim, poza komentarzem będącym wyrazem głupoty i bezmiernej nienawiści ze strony „przedstawicielki narodu” i to w dodatku, jak mówił Prymas Tysiąclecia, narodu ochrzczonego. Przy tolerowaniu tego rodzaju postawy, afirmowanej wielokrotnie w wielu manifestacjach, nie mamy szans na obronę naszej kultury.
Żeby nie zakończyć czarnowidztwem, trzeba mieć nadzieje na otrząśnięcie się z paraliżu nie tylko w Ameryce, ale też i w Europie i wytworzeniu powszechnego ruchu obrony podstawowych wartości naszej kultury, decydujących o życiu nie tylko naszym, lecz przede wszystkim przyszłych pokoleń.