Czy globalizacja zakończy się rewolucją?
05/09/2011
427 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
Tak więc mamy orwellowską rzeczywistość, w której nasz dom przeistacza się w ruinę, a mieszkańcom nie pozwala się na jego renowację. Mają emigrować albo gnić w degradującej ich człowieczeństwo bezczynności.
W chwili obecnej procesy globalizacji można uznać za daleko zaawansowane, a owoce przezeń wydane są na tyle dojrzałe, że pozwalają na prognozowanie kierunku dalszych wydarzeń.
W sferze gospodarczej globalizacja jest próbą stworzenia jednego gigantycznego ponadpaństwowego „rynku” poddanego kontroli wielkich banków, głównie z Wall Street.
W obszarze politycznym jej rezultaty widoczne są pod postacią nowych ponadnarodowych tworów, takich jak UE czy NAFTA będąca obecnie na wcześniejszym stopniu rozwoju podobnym do „embriona unijnego” jakim była EWG.
Za jej owoce w sferze ideologicznej, można uznać powstanie uniwersalnej religii czczącej nowego boga, jakim został ustanowiony tzw. „rynek”, będący w swej istocie emanacją woli bankierskiej międzynarodówki.
Ze względu na fakt znacznego wpływu amerykańskich neokonserwatystów (przepoczwarzonych bolszewików odłamu trockistowskiego) na politykę zachodu, sztandarowym materialnym produktem stała się permanentna „wojna z terroryzmem”, będąca kontynuacją idei permanentnej „światowej rewolucji proletariackiej” z okresu komunistycznego. Ogień jej bomb pochłania coraz to nowe obszary naszego globu, od Jugosławii począwszy na Libii w dniu dzisiejszym skończywszy, wszędzie powodując zniszczenia oraz destabilizację społeczeństw i w rezultacie napędzając zjawisko „terroryzmu”, z którym to rzekomo miała walczyć.
Żaden kraj nie jest zupełnie wolny do rezultatów procesu globalizacji, ale państwa basenów północnego Pacyfiku i Atlantyku, oraz morza Śródziemnego i Północnego, są całkowicie pod jej wpływem.
Owocami globalizacji są skrajne patologie, takie jak koncentracja mocy przemysłowych świata w kilku zaledwie państwach (głównie w Chinach). Przy czym produkty przez ten przemysł dostarczane są tak niskiej jakości, że trudno oprzeć się wrażeniu, że wytwarzane są one nie z myślą o zaspokojeniu potrzeb materialnych ludzkości, ale jedynie korzyści finansowych uzyskiwanych przez finansjerę z handlu nimi.
Odwrotną stroną medalu jest de-industrializacja wielu gospodarek narodowych, której to Polska stała się pierwszą i główną ofiarą. To z kolei spowodowało procesy emigracyjne porównywalne swymi rozmiarami do „wędrówki ludów”. Do efektów ekonomicznych związanych z tym zjawiskiem należy jeszcze dodać nieodwracalne procesy rozrywania tkanki społecznej narodów. Polska jest niekwestionowanym przodownikiem w tej niechlubnej kategorii, stawiając pod znakiem zapytania szanse dalszej biologicznej egzystencji Narodu.
Rozpętana czas jakiś temu III (finansowa) Wojna Światowa polegająca na ograniczeniu przez bankierów płynności finansowej poszczególnych państw, stanowi największą chyba patologię, uniemożliwiającą zaspokojenie potrzeb materialnych ludności.
Weźmy dla przykładu dzisiejszą Polskę. Pomimo całkowitej de-industrializacji, ciągle możliwe jest zapewnienie chleba powszedniego całemu społeczeństwu. Rozpadająca się na naszych oczach infrastruktura wymaga natychmiastowej renowacji. Surowce do budowy dróg, mostów, linii kolejowych są w pełni dostępne na rynku krajowym. Specjalistów z zakresu budownictwa też nie brakuje. Miliony bezrobotnych mogłoby w każdej chwili podjąć takie prace nie wymagające od szeregowych robotników nadmiernych kwalifikacji, ale pod pozorem „walki z inflacja” nie pozwala się wprowadzić na rynek dodatkowych sum ciągle jeszcze własnej waluty jaką jest złotówka. Z drugiej strony krajowe rolnictwo ograniczane jest „unijnymi limitami”, a braki w tej dziedzinie uzupełniane niekontrolowanym importem.
Tak więc mamy orwellowską rzeczywistość, w której nasz dom przeistacza się w ruinę, a mieszkańcom nie pozwala się na jego renowację. Mają emigrować albo gnić w degradującej ich człowieczeństwo bezczynności.
Skumulowane efekty światowej wojny finansowej i wojny z terroryzmem spowodowały już destabilizację basenu morza Śródziemnego i związane z nią powstanie ognisk niepokojów społecznych. Czy jednak doprowadzi to do niszczycielskiej rewolucji?
Z historycznego punktu widzenia, najstraszniejsze rezultaty przyniosła rewolucja bolszewicka. Spowodowała ona bezgraniczne cierpienia ludzkie i cywilizacyjnie cofnęła Rosję wiele pokoleń wstecz.
Jakie było imperium rosyjskie przed rewolucją?
Systemem rządów było tzw. samodzierżawie, polegające na totalnej władzy cara oraz związanej z nim kliki dworskiej i urzędniczej. Reszta społeczeństwa, głównie chłopi, utrzymywani byli w całkowitej ciemnocie i nędzy oraz pozbawieni byli większości praw publicznych. Pomimo że Rosja była patologicznym ewenementem w skali Eurazji, to nawet tam podejmowano próby reform, a realna gospodarka rozwijała się dynamicznie w okresie poprzedzającym I Wojnę Światową. Wojna ta stała się katalizatorem rewolucji. Metoda dominacji caratu, polegająca na utrzymywaniu w ciemnocie gros społeczeństwa, obróciła się przeciw niemu. Wyrwana spod knuta dzicz nie znała umiaru w rewolucyjnym rozpasaniu, zmiatając całkowicie z powierzchni ziemi nieliczne warstwy wyższe społeczeństwa. Rezultaty tej sytuacji można jedynie sklasyfikować jako swoiste piekło na ziemi.
Jak porównać to z obecnym okresem? Na podobieństwo I Wojny Światowej, tocząca się obecnie wojna finansowa stanowi katalizator rewolucji. Prowadzi ona bowiem nieuchronnie do stopniowej degradacji materialnych podstaw życia człowieka.
W niektórych krajach poważnie dotkniętych tą wojną (np. Hiszpanii i Grecji), znaczna część społeczeństwa uświadomiła już sobie całą fikcję „demokracji parlamentarnej”. Bez względu na to kto wygra wybory, sprawy elektoratu toczyć się będą nadal z góry ustaloną ścieżką. Widać tu praktyczne podobieństwo do carskiej Rosji, w której po zabiciu w zamachu jednego cara na tron wstępował drugi gorszy. Uświadomiło to ciemnym masom, że tylko całkowite zmiecenie systemu sprawowania władzy może uwolnić ich z opresji. Ta świadomość stanowiła pożywkę dla propagandy bolszewickiej owych czasów.
Warto w tym momencie zadać pytanie czy „ruski mużyk” był głupszy od „młodych, wykształconych z dużych miast”? Odpowiedź na to pytanie z natury musi być subiektywna. Według mej skromnej oceny „młodzi, wykształceni” są bardziej otumanieni od swych ruskich odpowiedników, pomimo zewnętrznych (wizualnych) pozorów (jakości ubioru i stopnia higieny osobistej). „Mużyk” miał pełną świadomość bycia ofiarą wyzysku i eksploatacji. „Młodzi, wykształceni” nie mają o tym zielonego pojęcia. Mużyk zdawał sobie sprawę, że do zmiany tej sytuacji potrzebna jest mu ziemia będąca w posiadaniu obszarników. „Młodzi, wykształceni” nie wznoszą się na tak wysoki poziom dywagacji intelektualnych, przeto nie zdają sobie sprawy że oprócz zaspokojenia potrzeb fizjologicznych, może im być coś jeszcze do życia potrzebne.
Jeżeli kierunek wyznaczony przez bankierską międzynarodówkę, nie ulegnie drastycznym zmianom, to rozszerzenie się niepokojów społecznych jest tylko sprawą czasu. Ewentualne załamanie się struktur administracyjnych państw może spowodować wybuch rewolucyjny na niespotykaną skalę i to na obszarze większym niż jedna szósta lądowej powierzchni świata, jaką zajmowało imperium rosyjskie.
Jak w takiej sytuacji zachowają się „młodzi, wykształceni”, którzy pozbawieni codziennej strawy z polskojęzycznych mediów, zmuszeni zostaną do samodzielnego myślenia? Tylko Pan Bóg zna odpowiedź na to pytanie.
Istnieje co prawda alternatywa, że Polska wyludni się zanim nastąpi rewolucja, ale niewątpliwie rozsądniej jest przygotować się na to najgorsze.