Opisując pozycję Polski w Europie, a szczególnie w UE zwróciłem uwagę na fakt, że w najistotniejszym dla nas porównaniu z gospodarką niemiecką wyglądamy bardzo mizernie. Mamy, bowiem w rolnictwie i związanym z nim przemyśle przetwórczym zaledwie niecałe 30% produkcji niemieckiej, mimo że powierzchnia gruntów rolnych w Polsce i w Niemczech kształtuje się mniej więcej na tym samym poziomie. W przemyśle to już tylko 13 %, a w usługach na poziomie 5 – 7 %. Nic też dziwnego, że chyba już przeszło milion Polaków pracuje w Niemczech przysparzając im bogactwa i zubażając Polskę. W ten sposób różnica między Polską i Niemcami, która po naszym wejściu, a raczej „wpadnięciu” do UE, miała się zmniejszać, nie wykazuje zmian, a niektórzy twierdzą, że nawet wzrosła.
Dlaczego musimy porównywać się do Niemiec, a nie innych krajów europejskich?
Przede wszystkim ze względu na nasze sąsiedztwo, którego doświadczenia stanowią niezatartą kartę do dzisiaj.
Ponadto Niemcy podobnie jak Polska muszą głównego źródła dochodu narodowego poszukiwać w produkcji materialnej, gdyż nasze niewątpliwe walory turystyczne nie mogą jednak konkurować z krajami południowej Europy.
Najpoważniejszym powodem jest fakt, że warunkiem niezależności, a nawet egzystencji Polski jest uzyskanie maksymalnej autonomii gospodarczej.
Gospodarka polska nie może stanowić organizmu satelickiego w stosunku do Niemiec, czyli przeniesienie dawnych stosunków sowiecko polskich na stosunki niemiecko polskie. Objawia się to nie tylko w poziomie wymiany towarowej, która dla polskiej gospodarki jest decydująca / w granicach 25 – 30 % obrotów/, a dla Niemiec ma znaczenie tylko jako pakiet kontrolny w stosunku do Polski /3% obrotów niemieckich/.
Niemcy starannie pilnują żeby nie było w Polsce żadnych samodzielnych gałęzi wytwórczości, stąd taka zawziętość w likwidowaniu polskiego przemysłu okrętowego, przemysłu chemicznego, maszynowego, a nawet tych pierwocin przemysłu samochodowego, jakie powstały za rządów Gierka.
Proces ten został przeprowadzony rękami polskich „jurgieltników”, a następnie usłużnej wobec Niemiec biurokracji unijnej.
W niektórych przypadkach mamy do czynienia z bezpośrednią niemiecką ingerencją na zasadzie wykupu i redukcji polskich zakładów.
Może ktoś zwrócić uwagę na fakt relatywnie wysokich niemieckich inwestycji w Polsce. W tej sprawie trzeba stwierdzić, że globalna kwota niemieckich inwestycji w Polsce, jak i w ogóle inwestycji zagranicznych w Polsce nie jest wielka i w żadnym przypadku nie rekompensuje strat poniesionych przez polską gospodarkę na skutek likwidacji całych gałęzi przemysłu i redukcji poziomu produkcji w wielu innych.
Najistotniejsze jest jednak to, że niemieckie inwestycje w Polsce czynione są niemal wyłącznie na zasadzie rezydencji, czyli wszystko to, co jest związane z kierownictwem i twórczą inicjatywą znajduje się w rękach niemieckich, Polsce przypada tylko praca na szczeblu wykonawczym.
Tym się różni podejście niemieckie do inwestycji w Polsce od Czech gdzie udział czeski jest znacznie wyższy.
Przypomina to, uczciwszy wszelkie różnice, podejście do problemu ze strony III Rzeszy, Czechy były wówczas traktowane jako „protektorat” przygotowywany do zniemczenia, a Polska jako „generalne gubernatorstwo:” przeznaczone do likwidacji.
Obecnie niemieckie podejście do Czech zdaje się wskazywać na niemieckie zaproszenie do udziału jako jeszcze jednego „landu” nowej niemieckiej rzeszy.
W stosunku do Polski stosuje się zasadę gubernatorstwa przeznaczonego do stopniowej likwidacji.
Na te tendencje w niemieckim działaniu wskazywał mi zaprzyjaźniony z Polakami i mówiący biegle po polsku działacz czeskiej chrześcijańskiej demokracji, emigrant polityczny, a po roku 1990 przez jakiś czas ambasador czeski w Paryżu – Jarosław Vrzala.
Wskazywał on na niemieckie działania w kierunku stworzenia dwóch landów: Czech i Moraw /Boehmen und Maehren/.
Cokolwiek na ten temat się nie mówi, fakty / a nie „pakty”/ wskazują wyraźnie na ten kierunek działań.
W Polsce rząd warszawski od dawna zrezygnował z jakiekolwiek inicjatywy w dziedzinie autonomicznego rozwoju polskiej gospodarki zdając się wyłącznie na łaskawość zagranicznych inwestorów. Niezależnie od wspomnianego charakteru tego typu inwestycji ich tempo pozwoli na zlikwidowanie chronicznego polskiego jawnego i ukrytego bezrobocia po stu latach, kiedy to przy utrzymywaniu obecnego układu politycznego po Polsce nie będzie śladu.
I to jest zasadniczy powód niezbędności podniesienia totalnego buntu ze strony polskiego narodu, zarówno w naszym interesie narodowym jak i całej chrześcijańskiej Europy.
Ten bunt powinien objąć całą Europę, i tę rządzoną przez frau Merkel jak tę rządzoną przez gaspadina Putina, leży to również w żywotnym interesie niemieckim i rosyjskim.
W dziedzinie gospodarczej konsekwencją będzie wykorzystanie we wspólnym interesie naturalnych warunków każdej gospodarki narodowej.
Dla Polski oznacza to przede wszystkim podniesienie poziomu produkcji rolnej i związanego z nią przemysłu przetwórczego, wykorzystania naszych zasobów surowcowych dla rozwoju przemysłu, a naszego położenia dla rozwoju usług i nade wszystko wykorzystanie naszej inwencji i twórczych zdolności do wniesienia wkładu w rozwój materialny, a w głównej mierze intelektualny i duchowy rozwój całej europejskiej społeczności.