Oprócz technologii SRM jest też podobno stosowana metoda SAG-SRM (Stratospheric Sulfate Aerosols Geoengineering). W tym wypadku do stratosfery wprowadza się dodatkowy czynnik chłodzący, związki siarki. Ma to symulować efekt, jaki daje wybuch dużego wulkanu.
Zdecydowana większość ludzkości nigdy nie słyszała o problemie długo pozostających smug kondensacyjnych. Nieliczni z nas w ogóle patrzą w niebo uznając, że szachownice nad naszymi głowami to coś zupełnie normalnego, bo gdyby było inaczej ktoś by im o tym powiedział w telewizji.
Gdy tylko pojawia się temat smug kondensacyjnych pozostawianych przez samoloty od razu wiele osób stwierdza, że pomysł, aby opryskiwać planetę w celu manipulacji klimatem to oczywista niedorzeczność. Okazuje się, że wcale tak nie jest, a plany celowego rozpylania aerozoli w wyższych partiach atmosfery były już dyskutowane, jako sposób na przeciwdziałanie rzekomemu globalnemu ociepleniu.
Pomysł, aby rozpylać w atmosferze różne związki chemiczne celem wpłynięcia na ilość promieniowania słonecznego, które dociera do powierzchni Ziemi, nie jest nowy. Wspomina o tym nawet ONZ-owskie IPCC. Eksperci tej organizacji przyznają, iż głównym czynnikiem wpływającym na globalną zmianę temperatury jest Słońce. Technologię polegającą na regulowaniu ilości promieniowania słonecznego uznano jako obiecującą.
Nikt jednak nie wie, jakie mogą być długofalowe skutki prowadzenia takich oprysków SRM. Nie można wykluczyć, że może to prowadzić do poważnych zaburzeń w cyrkulacji atmosferycznej. Oficjalnie poinformowano, że wykorzystanie geoinżynierii zostanie dopiero przeanalizowane, ale to co widzimy na naszym niebie może świadczyć o tym, że decyzja zapadła już dawno i od przynajmniej kilku lat trwa faza realizacji tego niebezpiecznego pomysłu.
Na podstawie: climateviewer.com
Źródło: ZmianyNaZiemi.pl