Czy armia umie się promować?
18/03/2011
392 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
Kilka lat wstecz ogromną popularnością cieszyła się zamówiona przez siły zbrojne Wielkiej Brytanii kampania reklamowa. Założenie tego przedsięwzięcia było proste – trzeba przyciągnąć w szeregi armii ludzi młodych, inteligentnych, odważnych, niekonwencjonalnie myślących i energicznych. Ludzi tych poszukiwano w dużych miastach, w grupach społecznych, które nie miały przed sobą zbyt dobrych perspektyw – robotników, niższych urzędników i niezamożnych studentów. Kampania miała charakter aspiracyjny i przekonywała ludzi, że skoro prawidłowo odczytali przesłanie zawarte na plakatach, to znaczy że nadają się do wstąpienia do armii i będą tam mile widziani, nagradzani solidną pensją i awansowani. Nie trzeba długo rozwodzić się nad skutecznością tej akcji, wystarczy porównać żołnierzy brytyjskich i polskich. W podobny sposób zachęca się do pobytu w wojsku w Izraelu. Tam służba […]
Kilka lat wstecz ogromną popularnością cieszyła się zamówiona przez siły zbrojne Wielkiej Brytanii kampania reklamowa. Założenie tego przedsięwzięcia było proste – trzeba przyciągnąć w szeregi armii ludzi młodych, inteligentnych, odważnych, niekonwencjonalnie myślących i energicznych. Ludzi tych poszukiwano w dużych miastach, w grupach społecznych, które nie miały przed sobą zbyt dobrych perspektyw – robotników, niższych urzędników i niezamożnych studentów. Kampania miała charakter aspiracyjny i przekonywała ludzi, że skoro prawidłowo odczytali przesłanie zawarte na plakatach, to znaczy że nadają się do wstąpienia do armii i będą tam mile widziani, nagradzani solidną pensją i awansowani. Nie trzeba długo rozwodzić się nad skutecznością tej akcji, wystarczy porównać żołnierzy brytyjskich i polskich.
W podobny sposób zachęca się do pobytu w wojsku w Izraelu. Tam służba jest obowiązkowa, ale najlepsi mają szansę zostać w niej na stałe. Wielu z zawodowych oficerów którzy kończą karierę w wieku 35-40 lat rozpoczyna potem drugie życie, z zasobnym portfelem. Ludzie ci, przy rekrutacji podlegają bardzo surowej selekcji. Kraj ich potrzebuje i muszą być to najlepsi żołnierze, jakich zna świat.
Nie wiadomo dokładnie, jaki cel przyświecał pomysłodawcom polskiej kampanii promującej armię – chodzi mi o tę kampanię sprzed kilku lat, nie wiadomo dokładnie, jaka była pozycja rynkowa agencji, która ją przygotowywała. Patrząc na porozwieszane głównie w małych miasteczkach plakaty wiadomo było właściwie tylko jedno – to mianowicie, że budżet był zbyt mały. Być może jednak budżet był odpowiedni, ale trzeba go było podzielić zgodnie z jakimiś wytycznymi, które uwzględniały wszystko tylko nie skuteczność owej kampanii.
Jak to wyglądało? Otóż w najgorszych, najbardziej ciemnych i mało wyeksponowanych miejscach, w miastach takich, jak Grodzisk Mazowiecki i Dęblin wisiały plakaty, na których widać było ustawionych szeregiem trzech mężczyzn. Jeden z nich ma na sobie husarską zbroję, drugi mundur szwoleżerów gwardii Napoleona I, a trzeci współczesny mundur żołnierza polskiego. Naprzeciwko tych trzech, nie wiedzieć czemu zafrasowanych panów, stała młoda dziewczyna z włosami blond. Pani owa ma w oczach niezrozumiały intelektualny bezwład. Na ową grupą obcych, jak można wnosić ze strojów, sobie ludzi – bo pani była w koszulce całkiem współczesnej, umieszczone było hasło: zawód żołnierz od zawsze atrakcyjny.
Wypuszczenie tej bzdury na światło dzienne mogło mieć dwie przyczyny. Po pierwsze; zatrudniona agencja nie ma pojęcia na czym polega reklama i dlaczego w ogóle armia chce się promować. Ludzie, którzy zamówili ową promocję, czyli jakieś fisze w MON wywierali na agencję naciski, aby przykroić kampanię do ich wyobrażenia o tym, jaki powinien być kandydat na żołnierza polskiego w XXI wieku. Obydwie przyczyny, nie ważne która jest prawdziwa, bardzo wiele mówią o kondycji polskich sztabowców.
Zastanówmy się jaki powinien być ten żołnierz według MON. Powinien pochodzić z małego miasteczka, takiego do 20 tysięcy mieszkańców. Powinien spędzać czas w miejscach zakazanych i brudnych, w takich gdzie wagarowicze piją tanie wina po ucieczce z lekcji, albo gdzie odpoczywają zasikani po pachy pijacy, tam bowiem właśnie można było zauważyć plakaty reklamujące wojsko polskie. Żołnierz ten powinien być niski, żeby bowiem przeczytać co tam było napisane na tym plakacie, trzeba się było pochylić, albo przykucnąć, nie wisiały one bowiem zbyt wysoko.
Kandydat na żołnierza powinien mieć jeszcze całkowicie rozregulowane życie osobiste, powinien bać się kobiet i tęsknić do kogoś lub czegoś, co mu kontakty z kobietami ułatwi. Tym czymś ma być armia. W Internecie na stronie była dalsza część tej kampanii, czyli po prostu linki do stron szkół oficerskich oraz informacje o tym co należy zrobić, żeby zostać żołnierzem. To znaczy, trzeba się skontaktować z WKU, potem złożyć dokumenty, aha jeszcze wcześniej dowiedzieć się czego kandydat na żołnierza chce naprawdę – odbywać służbę na lądzie, na wodzie czy w powietrzu. Całość nazwana jest drogą siedmiu kroków, kiedy kandydat ją przejdzie otrzyma nagrodę w postaci pensji, zakwaterowania i wyżywienia, a także darmowej nauki języków obcych. Nie wydaje się możliwe, żeby armia rzeczywiście potrzebowała ludzi do których adresuje ten przekaz, armia potrzebuje ludzi, którzy potrafią odnaleźć drogę do Szkoły Podoficerskiej w Dęblinie sami, bez pomocy „siedmiu kroków”.
Wszystko to o czym piszę zdezaktualizowało się dziś mocno, nie ma już ponoć szkół podoficerskich, a o służbie na morzu także należy zapomnieć, bo marynarka wojenna dysponuje dwoma jedynie jednostkami pływającymi. W Afganistanie lata osiem polskich śmigłowców a o tym by na ulicy zobaczyć faceta w mundurze nie ma nawet mowy. No chyba, że będzie to mundur straży pożarnej.