Bez kategorii
Like

Czy Ameryka da się wciągnąć w kolejną bezsensowną wojnę?

15/04/2012
450 Wyświetlenia
0 Komentarze
14 minut czytania
no-cover

Żydzi lub osoby pochodzenia żydowskiego stanowią zaledwie 1,7% ludności USA. Jednak dzierżą obecnie 35% wszystkich najwyższych stanowisk w administracji Baracka Obamy. Ich nadreprezentatywność w Białym Domu jest widoczna gołym okiem.

0


 Commissioning ceremony of USS Ronald Reagan, 2003. USS Ronald Reagan (CVN-76) is a Nimitz-class nuclear-powered supercarrier in the service of the United States Navy.

 

 

Czy Ameryka da się wciągnąć w kolejną bezsensowną wojnę?

Portret użytkownika Paweł Łepkowski

    Zdumiewające jest, jak prezydent Barack Obama potrafi skutecznie opierać się niewątpliwym naciskom ze strony otaczających go przedstawicieli lobby proizraelskiego. 

Helen Thomas, nestorka amerykańskiego dziennikarstwa, legendarna reporterka United Press International, stwierdziła bez żadnych ogródek w marcu 2011 roku, że "Żydzi przejęli całkowitą kontrolę nad Białym Domem i Kongresem Stanów Zjednoczonych". Amerykańskie media zawrzały, kiedy słynna dziennikarka stwierdziła dodatkowo, że "okupujący Palestynę Żydzi" powinni dobrowolnie powrócić "do Niemiec,  Polski i Stanów Zjednoczonych skąd przyjechali i gdzie jest ich miejsce".

Oczywiście Helen Thomas natychmiast straciła posadę w Hearst Co. i została obłożona anatemą poprawnych politycznie lewicowych mediów amerykańskich. 

Zapytana w wywiadzie przeprowadzonym przez miesięcznik "Playboy" czy naprawdę uważa, że Żydzi nie powinni zamieszkiwać na terenach dzisiejszego Izraela odpowiedziała: "Izraelici mają prawo istnieć, ale tylko tam gdzie się urodzili". 

Oskarżona o klasyczny antysemityzm Helen Thomas odpowiedziała: "Nie jestem antysemitką, ale jestem antysyjonistką. Uważam, że Żydzi to wspaniali ludzie mający serce dla wszystkich, tylko nie dla Arabów". 

Pani Helen Thomas ma 92 lata i nie musi się bać o przyszłość swojej kariery. Jej zasługi dla budowania uczciwego, rzetelnego i etycznego dziennikarstwa są niepodważalne. Oczywiście nie jest też żadną antysemitką, ani rasistką. Pani Thomas zawsze była obiektywną publicystką, uczciwie opisująca rzeczywistość, która ją otacza.

Czy można ją w takim razie oskarżyć o konfabulacje lub wyolbrzymianie wpływów lobby żydowskiego na amerykański system władzy?

Żydzi lub osoby pochodzenia żydowskiego stanowią zaledwie 1,7% ludności Stanów Zjednoczonych. Jednak dzierżą obecnie 35% wszystkich najwyższych stanowisk w administracji Baracka Obamy. Ich nadreprezentatywność w Białym Domu jest widoczna gołym okiem.

Wśród tej grupy największy wpływ na prezydenta mają David M. Axelrod – osobisty doradca polityczny prezydenta Obamy oraz Jared Bernstein – osobisty doradca ekonomiczny wiceprezydenta Josepha Bidena, uważany za głównego architekta programu ekonomicznego Obamy. Lobby żydowskie oddziałuje także na instytucje rzekomo niezależne od administracji rządowej, w tym głównie na  bank centralny Ameryki. Czterech najwyższych członków Zarządu Gubernatorów Systemu Rezerwy Federalnej (The Federal Reserve Board of Governors) to panowie Bernanke, Kohn, Warsh i Kroszner. 

Wymienione nazwiska to dopiero początek długiej listy Amerykanów żydowskiego pochodzenia, którzy pod przywództwem Obamy niemal oblepili najbardziej wpływowe stanowiska w rządzie federalnym. Wspomnę więc jedynie o sekretarzu skarbu USA Timie Geithnerze, przewodniczącym Commodity Futures Trading Commission – niezależnej agencji kontroli handlu Garym Genslerze, radcy prawnym prezydenta Elenie Kagan, Ronie Klainie – szefie sztabu wiceprezydenta USA, dyrektorce systemu komunikacji Białego Domu z prasą – Ellenie Moran czy Pennym Pritzkerze, kierującym finansami kampanii wyborczej Obamy.

   Wspomniane osoby pochodzenia żydowskiego z otoczenia 44. prezydenta Stanów Zjednoczonych zapewne nie są obojętne na los państwa Izrael.

Wspomniany animator sukcesu wyborczego Obamy, obecny burmistrz Chicago Rahm Emanuel słynie ze swoich skrajnie syjonistycznych poglądów, które nabył w środowisku rodzinnym i w prywatnej, żydowskiej szkole podstawowej The Bernard Zell Anshe Emet Day School. 

Na poglądy rodziny Emanuela silny wpływ miała śmierć jego stryja Emanuela Auerbacha,  zastrzelonego w 1948 roku przez bojowników arabskich. 

Legenda o bohaterskiej śmierci brata ojca wpłynęła zapewne na decyzję o wstąpieniu Rahma do armii izraelskiej w 1991 roku. 

Formalnie każdy Amerykanin służący w siłach zbrojnych obcego państwa lub składający przysięgę wierności obcemu rządowi automatycznie traci amerykańskie obywatelstwo. Tak jednak nie stało się w przypadku Rahma Emanuela i większej liczby Amerykanów, którzy okazjonalnie przywdziewają izraelskie mundury.

    Kongregacja Anshe Sholom B’nai Israel, do której należy rodzina Emanuelów, podkreśla ich niezwykłe zaangażowanie w sprawy obronności Izraela. 

Można więc śmiało przypuszczać, że najważniejszy zausznik Obamy w latach 2008-2010  i jego polityczny trener musiał przekonywać swojego politycznego wspólnika do wsparcia izraelskiego ataku prewencyjnego na Iran.

Z niewiadomych jednak powodów Barackowi Obamie nie tylko udało się odrzucić namowy stronniczych politycznych doradców, ale wręcz jasno dać im do zrozumienia, podobnie jak premierowi Izraela, że o żadnej pomocy militarnej do końca jego kadencji nie może być mowy.

Jak wielkie poruszenie i niezadowolenie wywołała ta postawa w środowisku amerykańskich syjonistów świadczyć może tekst Andrew Adlera, właściciela "Atlanta Jewish Times", który pozwolił stwierdzić, że "Izrael powinien rozważyć zamach na Obamę". 

Wyobraźmy sobie podobne stwierdzenie, które pada z ust wydawcy jakiejś gazety polonijnej. Od 10 lat jestem publicystą największej polonijnej gazety na świecie i wiem, jak bardzo polskie media za granic starają się zachować daleko posuniętą ostrożność i obiektywność w głoszeniu skrajnych opinii politycznych.

Redakcja polskiej gazety, która pozwoliłaby sobie na wydrukowanie komentarza w stylu wypowiedzi pana Adlera, zostałaby starta z ziemi przez wszystkich i wszystko co ją otacza.

Jednak jawne krytykowanie prezydenta Obamy za postawę ,,antyizrealską” jest wręcz powszechne w prasie syjonistycznej.

Dlaczego w odniesieniu do tych mediów używam słowa "syjonistyczne"? Ponieważ jest też część prasy żydowskiej, wydawanej przez grupy religijnych ortodoksów, które są skrajnie wrogo ustosunkowane do idei odbudowy i obrony nowożytnego Izraela i popierają zdystansowaną politykę Obamy.

Ci żydzi z całym przekonaniem wspierają propozycję prezydenta Obamy przywrócenia bliskowschodnich granic z 1967 roku i likwidacji dzikich osiedli żydowskich na zachodnim brzegu rzeki Jordan.

Zarówno aszkenazyjscy jak i sefardyjscy ortodoksi uważają, że sanacja nowożytnego państwa Izrael jest grzechem i sprzeniewierzeniem się woli Boga, który pozwolił na  zniszczenie drugiej Świątyni Jerozolimskiej przez wojska Tytusa Flawiusza w 70 roku n.e.. 

Turyści odwiedzający Nowy Jork nie mogą wyjść ze zdumienia, kiedy widzą demonstracje uliczne organizowane przeciw Izraelowi przez ortodoksyjnych żydów i palestyńskich imigrantów. Trudno o coś bardziej zadziwiającego niż widok  ludzi z długimi brodami, pejsami, w czarnych kapeluszach, noszących tałesy i palących izraelskie flagi lub wznoszących hasła proirańskie.

Prawdziwym paradoksem historii zdają się być spotkania prezydenta Islamskiej Republiki Iranu z rabinami i przedstawicielami amerykańskich chasydów.

Pobożni ortodoksi wznoszą modły za powodzenie misji Ahmadineżada w obiecanym przez niego wymazaniu państwa Izrael z mapy świata. 

Chasydzcy rabini udzielają irańskiemu przywódcy błogosławieństwa, a ten niezwykle chętnie wymienia z nimi uściski i pozdrowienia nazywając ich "dostojnymi braćmi umiłowanymi przez Boga". 

Ci Żydzi, choć rzadko odwiedzają lokale wyborcze, w tym roku zapewne będą masowo głosować na Baracka Obamę. 

Jego konsekwentnie niechętna postawa wobec izraelskich jastrzębi wzbudza podziw antysyjonistów.

    Prezydent Obama zdaje sobie doskonale sprawę, że problem ze wsparciem izraelskiego sojusznika na Bliskim Wschodzie przeciw potężnemu szyickiemu adwersarzowi zbliża się wielkimi krokami. 

Tym bardziej, że premier Izraela, Benjamin Netanjahu nie ukrywa, że "nie będzie stał ze stoperem i czeka". 

    Z kolei izraelscy dowódcy wojskowi, próbują wystudzać histeryczny zapał ,,Bibiego” do wojenki. Zdają sobie doskonale sprawę z gigantycznego ryzyka jaki niesie samodzielny atak Izraela na irańskie instalacje jądrowe. Stratedzy militarni w przeciwieństwie do wrzaskliwej klasy politycznej tego państwa wiedzą doskonale, że margines błędu jest bardzo wąski i każda pomyłka może przynieść apokaliptyczny scenariusz dla bezpieczeństwa narodowego państwa żydowskiego.

Mimo to czołowy jastrząb izraelskiej prawicy Bibi Netanjahu nie zamierza czekać z atakiem do listopada. To człowiek zdolny postawić amerykańskiego sojusznika przed bardzo trudnym wyborem w samym środku prezydenckiej kampanii wyborczej. 

    Ale i taki scenariusz może się okazać niezwykle ryzykowny dla izraelskich radykałów. Obama wie, że elektorat żydowski w Ameryce jest bardzo kapryśny. Dla przykładu demonstracyjnie proizraelska  polityka Georga W. Busha nie przyniosła republikanom poparcia środowisk żydowskich w 2008 roku . Żydzi podziękowali republikanom oddając 78% głosów na Obamę. Cztery lata temu proizraelskie organizacje przekazały jego komitetowi wyborczemu aż 1,16 mld dolarów. W taki oto sposób syjoniści podziękowali republikanom za obalenie rękami amerykańskich chłopców dyktatury jednego z największych antysyjonistów w dziejach – Saddama Husajna.

Może więc demokarci wcale nie zabiegają o poparcie środowisk syjonistycznych?

Publicyści amerykańscy zastanawiają się często co będzie jeżeli jednak Obama pójdzie w zaparte i odmówi pomocy militarnej Izraelowi nawet kiedy nastąpi pierwsza wymiana ognia? Czy Izrael jest skłonny zagrać vabank i dokonać samodzielnego ataku prewencyjnego na Iran w ciągu najbliższych trzech miesięcy, czyli na początku faktycznej kampanii wyborczej w USA? Najlepszą odpowiedź na to pytanie udzielił Ron Paul, który w czasie debaty republikańskiej z 22 listopada zeszłego roku stwierdził: 

"Sam szef Mossadu powiedział kiedyś, że byłaby to najgłupsza rzecz na jaką zdecydowano się w historii Izraela. Dlatego jestem pewien, że Izraelici tego nie zrobią. A jeżeli jednak by się na to zdecydowali to po co im nasza pomoc? My powinniśmy zejść im z drogi … skoro uważają, że ma sens bombardowanie czegoś na świecie,  to niech to zrobią i zbiorą wszystkie konsekwencje takiego czynu. Dlaczego nasze wzajemne stosunki mają się zawsze opierać na zasadzie automatyzmu, że kiedy trzeba ich ratować my wysyłamy im na pomoc nasze dzieci lub bez końca przekazujemy im nasze ciężko zarobione pieniądze?"

p.lepkowski@op.pl

 

 

0

Andy-aandy http://blogmedia24.pl/blog/3727

Niezależny wędrownik po necie, czasem komentujący... -- Ekstraktem komunizmu i jego naturą, tak samo jak naturą kaądego komunisty i lewaka są: nienawiść, mord, rabunek, okrucieństwo i donos... Serendipity — the faculty or phenomenon of finding valuable or agreeable things not sought for...

823 publikacje
236 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758