Bez kategorii
Like

Czterdziesta czwarta żertwa Towarzystwa złożona na ołtarzu Unii.

19/04/2011
360 Wyświetlenia
0 Komentarze
20 minut czytania
no-cover

Pragniemy gorąco – powiada autor encykliki – aby przede wszystkim synowie ukochanej przez nas polskiej ziemi, dla których niezwyciężony bohater Chrystusowy, Andrzej Bobola, jest chlubą i wspaniałym wzorem chrześcijańskiego męstwa …

0


W 1596 r. podpisano w Brześciu n. Bugiem unię Kościoła wschodniego z zachodnim na ziemiach polskich. Jednocześnie z synodem, którego wynikiem było uroczyste odczytanie aktu unii w kościele św. Mikołaja, w dniu 20 października, obradował w Brześciu antysynod. Zaprzysiężono na nim walkę z unią. Próba czasu wykazała, że i pod ten zasiew, jakim była unia brzeska, nie wszędzie gleba została przygotowana należycie. Jezuici urabiali umysły do zjednoczenia Kościoła poprzez swoje szkoły i stacje misyjne. Było to za mało, aby wpłynąć na masy. Lud przywiązał się do starej obrzędowości, a różnice dogmatyczne nie interesowały prostego wieśniaka. Wskrzeszenie więc sympatii dla prawosławia w niektórych rejonach nie przychodziło trudno. Do destruktywnych działań przyłożył rękę również Kościół łaciński. Słabości zarówno Kościoła, jak i Cerkwi (brak w niej centralizacji władzy sprzyjał nadużyciom) wykorzystywali ludzie szukający we wszystkim pożytków doczesnych. Podsycali oni pomiędzy katolikami a prawosławnymi wzajemną nienawiść, różnice religijne uczynili narzędziem w rozgrywkach politycznych. Ich sprzymierzeńcem stali się kozacy. Życie na wschodnich rubieżach przerodziło się w piekło. Ten tragiczny klimat odtworzył Henryk Sienkiewicz w Ogniem i mieczem. Wśród licznych ofiar swoją przynależność do Kościoła przypłacił głową także unicki arcybiskup połocki, św. Jozafat Kuncewicz, zamordowany w Witebsku w 1623 r. Wycinano w pień nie tylko hierarchów, lecz także całą katolicką ludność. Największe triumfy święciło zło za czasów Bohdana Chmielnickiego. Mordowano katolików bez względu na wiek, płeć czy pochodzenie społeczne. Zagrożona ludność chroniła się w lasach. Przypuszczalnie chcieli tam znaleźć azyl także pracujący w terenie jezuici Szymon Maffon i Andrzej Bobola. Pierwszego z nich pochwycili kozacy 15 maja 1657 w Horodcu. Odartego z odzienia przybito gwoźdźmi do jakiejś ławy czy stołu, okręcono powrozami głowę i tak zaciskano sznury, że gałki oczne wychodziły z orbit. Zdarto mu następnie skórę z piersi i pleców, a otwarte rany polewano ukropem. Wreszcie udręczonego dobito cięciem szabli. Na drugi dzień kozacy podążyli do Janowa. Tutaj pozabijali co do jednego nie tylko katolików, ale i żydów. Dowiedziawszy się, że uszedł stąd niedawno Andrzej Bobola, urządzili za nim pościg. W godzinach przedpołudniowych dopadli go w miejscowości Predyła. Była to środa, 16 maja. Rozpoczęła się swoista katecheza, mająca nakłonić Andrzeja do schizmy. Kozacy byli pomysłowi w zadawaniu tortur i nie trzymali się jednego schematu. Najpierw więc obnażono schwytanego Lacha i skatowano nahajkami potem dostał jeszcze w twarz kilka kułaków tak silnych, że posypały się zęby. Po tej lekcji poglądowej, gdy Andrzej nadal nie wyrażał chęci przejścia na prawosławie, skrępowano mu ręce powrozem i przytroczono do pary koni, które ruszyły w kierunku Janowa. W czasie czterokilometrowego biegu pomiędzy końmi dostał jeszcze mnóstwo razów batogami, cięcie szablą po lewym ramieniu oraz kilka ukłuć lancą, po których pozostały głębokie rany. W Janowie zbiegł się tłum ciekawych niecodziennego widowiska. Aby uchronić się od nadmiaru świadków, wprowadzono Andrzeja do szopy służącej za rzeźnię. Z gałązek dębowych upleciono wieniec i wciśnięto mu na głowę, następnie rzucono go na stół i zachęcając do wyparcia się katolicyzmu, ogniem przypalano jego ciało, wbijano drzazgi za paznokcie, zdzierano skórę z rąk, piersi, pleców i głowy, odcięto palec wskazujący od lewej dłoni i końce dwu innych palców, wydłubano prawe oko, świeże rany posypano plewami, odcięto nos i wargi, wyrwano język, wreszcie powieszono u powały za nogi. Po dwu godzinach żyjącego jeszcze zdjęto ze sznura. Dwukrotne cięcie szablą w szyję zakończyło ziemską wędrówkę Boboli. W ten sposób Andrzej stał się czterdziestą czwartą żertwą Towarzystwa złożoną na ołtarzu Unii. W okolice Janowa niespodziewanie nadciągnął oddział wojska polskiego. Kozacy uciekli w popłochu zostawiając zmasakrowane zwłoki. Jezuici pińscy powiadomieni o okrutnej śmierci Andrzeja przybyli po ciało. Przewieźli je wozem do klasztoru i złożyli w drewnianej trumnie, zabijając natychmiast jej wieko, aby uczniom kolegium oszczędzić straszliwego widoku. Trumnę umieszczono w podziemiach kościoła, a na liście zmarłych odnotowano: Ojciec Andrzej Bobola roku 1657, maja 16, w Janowie okrutnie zamordowany przez bezbożnych kozaków w różnoraki sposób umęczony, następnie obdarty ze skóry, położony jest pod wielkim ołtarzem.


Generał Towarzystwa Jezusowego, Michał Tamburini, powiadomiony o czci, jaką otaczają Bobolę wierni i o tym, że rozprzestrzenia się ona coraz bardziej, polecił pracującemu w Rzymie polskiemu jezuicie, Janowi Dawidowiczowi; zająć się sprawą beatyfikacji.

Widocznie rychło sława męczennika przeniosła się poza granice Polski skoro pierwsza biografia Boboli została wydrukowana nie w żadnej oficynie krajowej, lecz w Würzburgu.

Pomimo rozwijającego się kultu, wyniesienie na ołtarze szło opornie. Zabiegi polskich biskupów oraz starania jezuitów sprawiły jedynie, że Benedykt XIV 9 lutego 1755 r. wpisał Bobolę na listę męczenników za wiarę.

W 1764 r., na sejmie konwokacyjnym w Warszawie, wypłynęła sprawa na nowo. W konstytucjach, które zaprzysiągł król Stanisław August Poniatowski w dniu swojej koronacji, zamieszczono również takie zobowiązanie: Starać się będziemy wnieść instancję do Stolicy Apostolskiej o beatyfikację Andrzeja Boboli SJ. Nastąpiła jednak kasata zakonu i rozbiory Polski, a beatyfikacja stanęła praktycznie w martwym punkcie. Opatrzność odłożyła tę uroczystą chwilę na czas bardziej stosowny, gdy zniewolonemu i poddanemu silnej rusyfikacji narodowi polskiemu, a szczególnie prześladowanym za wiarę unitom podlaskim potrzebny był wzór mocarza ducha, który nie uląkł się przemocy. Nabożeństwo do bł. Andrzeja Boboli krzepiło także jezuickich misjonarzy, gdy po kryjomu, przebierając się za domokrążnych kupców lub wędrownych rzemieślników, pracowali wśród unitów podlaskich ryzykując zsyłkę na Sybir lub tortury w rosyjskich kazamatach. Pomimo, iż rząd carski robił wszystko, aby przeszkodzić sprawie, Andrzej Bobola został w dniu 30 października 1853 r. przez Piusa IX ogłoszony błogosławionym. Uroczystość urządzono z wielką okazałością. Wnętrze całej bazyliki św. Piotra wybito czerwonym adamaszkiem i oświetlono mnóstwem świateł. W miejscu, gdzie według zwyczaju wieszało się herby: papieski oraz panującego w państwie, z którego pochodził błogosławiony, polecił Ojciec św. powiesić dwa herby papieskie, aby w ten sposób symbolicznie zaznaczyć, że uciemiężonemu narodowi on zastępuje króla. W brewe beatyfikacyjnym napisał: Pragnę, aby w tak ciężkich czasach i wobec wielkiej liczby nieprzyjaciół wierni Chrystusa uzyskali nowy wzór, który wzmógłby ich odwagę w walce, pozwalamy sługę bożego Andrzeja Bobolę, kapłana profesa Towarzystwa Jezusowego, który za wiarę katolicką i dusz zbawienie poniósł męczeństwo, nazywać odtąd imieniem błogosławionego.

Na swój sposób upamiętnił tę beatyfikację rozgniewany car, skazując na śmierć sześciu Polaków wcielonych do rosyjskiej armii. Pomimo represji szerzył się jednak kult błogosławionego także w imperium rosyjskim. W 1908 r. udało się nawet, dzięki przekupności urzędników państwowych, wydrukować w Petersburgu życiorys Andrzeja Boboli napisany przez ks. Jana Urbana SJ.

Po odzyskaniu niepodległości episkopat polski rozpoczął starania o kanonizację błogosławionego Andrzeja. Zabiegi zostały uwieńczone przez Piusa XI pomyślnym skutkiem w święto Zmartwychwstania.

Ostatnim aktem Stolicy Apostolskiej dotyczącym Andrzeja Boboli jest encyklika Piusa XII z okazji 300-lecia śmierci Świętego, skierowana do biskupów całego Kościoła. Pragniemy gorąco – powiada autor encykliki – aby przede wszystkim synowie ukochanej przez nas polskiej ziemi, dla których niezwyciężony bohater Chrystusowy, Andrzej Bobola, jest chlubą i wspaniałym wzorem chrześcijańskiego męstwa… rozważyli jego męczeństwo i jego śmierć… Wśród innych chlubnych przymiotów nade wszystko błyszczy w Andrzeju Boboli cnota wiary, której moc… dodała mu odwagi do mężnego podjęcia męczeństwa.

 

Po kasacie zakonu opiekę nad ciałem Męczennika przejęli kapłani uniccy. Relikwie Świętego otoczono wielką czcią. Nadszedł jednak drugi rozbiór Polski i Pińsk znalazł się w obszarze imperium rosyjskiego. Pojezuicka świątynia przeszła w ręce schizmatyckich bazylianów. Nowi gospodarze uszanowali ciało i pozostawili je na miejscu, tym bardziej że do trumny garnęła się takie ludność prawosławna. Nie podobało się to miejscowemu archimandrycie. Gdy zachowani na Białej Rusi jezuici dowiedzieli się o zamiarze ponownego zakopania relikwii w ziemi, wszczęli starania u Aleksandra I o wydanie ciała. Car okazał się łaskawy i w styczniu 1808 r., pomimo ciężkiej zimy i wielkich śnieżyc, przewieziono relikwie do Połocka, gdzie złożono je w przygotowanej w tym celu krypcie.

13 marca 1820 r. został podpisany przez cara dekret wydalający jezuitów z Rosji. (Było to już po przywróceniu zakonu w innych. krajach). Wszystkie zabudowania pojezuickie w Połocku oddano pijarom. Po dziesięciu latach usunięto pijarów, jak poprzednio jezuitów, a kościół przejęli prawosławni. Ciało Andrzeja przewieziono więc do kościoła Dominikanów i złożono w oddzielnej kaplicy. W 1864 r. wydalono z Połocka także dominikanów, a ich świątynię objęli w posiadanie księża diecezjalni.

W 1866 r. do Połocka przyjechała z Petersburga komisja rządowa. Rozeszły się bowiem wieści, że Błogosławionemu oddają cześć na równi z katolikami także prawosławni. W czasie inspekcji oderwała się od sklepienia cegła i spadając raniła jednego z urzędników. Zabobonni komisarze, widząc w tym "interwencję Boboli", pospiesznie opuścili kaplicę. Pozostawiono ciało w spokoju aż do rewolucji. W czasach sowieckich kilkakrotne próby zbeszczeszczenia relikwii zostały udaremnione zdecydowaną postawą społeczeństwa. Dopiero 23 czerwca 1922 roku kościół otoczyło wojsko. Zjawili się wysłańcy Kremla. Po otwarciu trumny ciało obnażono i rzucono nim o posadzkę. Ku osłupieniu obecnych, zwłoki nie rozsypały się. Spisano protokół o ich stanie, stwierdzając, że trup zawdzięcza swoje dobre zachowanie właściwościom ziemi, w której się znajdował. Po tym antyhumanitarnym akcie profanacji pozostawiono relikwie w spokoju, ale nie na długo. 20 lipca wtargnęli do kościoła "bojcy" i maltretując parafian broniących dostępu do trumny, wywieźli ciało do Moskwy, umieszczając je w gmachu Higienicznej Wystawy Ludowego Komisariatu Zdrowia.

O zwrot relikwii wszczął bezskuteczne starania Rząd Polski. Według świadectwa Piusa XI wcześniej już Józef Piłsudski planował szarżę na Połock, by odebrać trumnę z ciałem Błogosławionego, ale zewnętrzne okoliczności udaremniły zamiar.

Gdy Związek Radziecki dotknęła klęska głodowa, w roku 1922 ginącemu narodowi z wydajną pomocą pospieszył Pius XI. Wówczas Rząd Sowiecki – wobec zasług Papieskiej Komisji Ratowniczej – przychylnie załatwił prośbę Ojca Swiętego o wydanie relikwii. 21 września 1923 r. dwaj przedstawiciele wspomnianej Komisji, jezuici: Edmund Walsh i Leonard Gallagher, w towarzystwie podsekretarza stanu Komisariatu Spraw Zagranicznych i trzech członków Czerezwyczajki, udali się do budynku Higienicznej Wystawy, gdzie wskazano im trumnę ze zwłokami Boboli. Rząd Sowiecki nie życzył sobie, aby ciało powieziono przez Polskę, uzgodniono więc drogę przez Odessę i Konstantynopol. 25 września zażądano od Walsha, aby do protokółu odbiorczego dołączył zobowiązanie, że ciało pozostanie w Rzymie i nie będzie nikomu przekazane. Warunku tego ks. Walsh nie przyjął.

Do Wiecznego Miasta relikwie przybyły w uroczystość Wszystkich Świętych. Złożono je w bazylice św. Piotra na Watykanie, a w maju 1924 r. papież przekazał ciało jezuickiemu kościołowi del Gesu. Po kanonizacji w 1938 r. relikwie przez Jugosławię, Węgry i Czechosłowację dotarły do Polski. Tutaj w triumfalnym pochodzie powieziono je najpierw do Czechowic, później do Oświęcimia, Krakowa, Katowic, Poznania i Łodzi, aż wreszcie trumna stanęła w Warszawie. Wszędzie witano ją z entuzjazmem, czego dowodem jest zachowana kronika filmowa. W stolicy odbyło się specjalne nabożeństwo na placu Zamkowym, następnie trumnę wystawiono w świętojańskiej katedrze. Prezydent Ignacy Mościcki, jako wotum złożył na trumnie swój Krzyż Niepodległości.

Po uroczystościach powitalnych relikwie spoczęły w kaplicy Jezuitów przy ul. Rakowieckiej, gdzie miały czekać na wybudowanie specjalnego sanktuarium. Tymczasem wybuchła wojna. We wrześniu 1939 r., podczas oblężenia Warszawy, gdy Niemcy nacierali na Mokotów, lotnicy polscy wynieśli nasz skarb narodowy na Stare Miasto i złożyli u stóp NMP Łaskawej w kościele Jezuitów. Tutaj w latach okupacji krzepili swoje serca uciemiężeni Polacy. W czasie powstania warszawskiego, gdy płonęła ulica Świętojańska, relikwie przeniesiono do kościoła św. Jacka umieszczając je w podziemiach. Zawalone gruzem przeleżały do lutego 1945 r. Po upadku powstania o trumnę z relikwiami dopytywali się Niemcy. Na szczęście nie dowiedzieli się o miejscu, gdzie ją zabezpieczono. Gdy Warszawa została wyzwolona, odkopano trumnę i przy pomocy wojska polskiego przewieziono z powrotem na ul. Rakowiecką.

http://www.jezuici.pl/bobola/zycie.html

0

circonstance

Iza Rostworowska. Crux sancta sit mihi lux / Non draco sit mihi dux Vade retro satana / Numquam suade mihi vana Sunt mala quae libas / Ipse venena bibas

719 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758