To nie był przypadkowy lot przypadkowego samolotu z przypadkowymi pasażerami…
To nie był przypadkowy lot przypadkowego samolotu z przypadkowymi pasażerami. I mnie żadne wykręty formalne nie interesują. Jeżeli zapraszam gościa, to dbam o jego bezpieczeństwo nie dlatego, że mnie kodeks do tego zmusza, tylko dlatego, że takie są reguły w cywilizowanym kraju. /Jerzy Miller/
Ich wiedza (specjalistów typu Kuźniar, Ordyński, Łoziński end company) i doświadczenie są tak samo dogłębne jak wiedza i doświadczenie świeżo upieczonego asesora sądowego, któremu pitawal może pomylić się z rosyjskiej rasy pitbulem, zgubiona igła w stogu siana z rakietą „Igła”, handlarze oscypkami z Krakowa z zakonnikami z Syjonu, a prokurator Ślepokura z Nycticorax nycticorax nycticorax, to coś jak Baden Baden plus Baden.
Najwięcej, i najlepszych, fachowców ma polski Internet – są nimi blogerzy i komentatorzy rozmaitych serwisów od lewa do prawa, od sasa do lasa, od późno wykrytej paranoi po całkowitą rozpaść osobowości.
Tajemnice. Niektórych tajemnic np. II WŚ nie da się (jeszcze) odkryć. Podobnie jest z okresem Bieruta, Gomółki, Gierka i Wojciecha J.
Nie inaczej rzecz ma się w przypadkach dwóch polskich klaunów wyszkolonych na polityków. Żaden z nich nie chce zdradzić tajemnicy, gdzie i co porabiał w okresie stanu wojennego.
Na życie trzeba patrzeć szerzej, bardziej otwarcie, nie przez różowe okulary ćpunki Ramony rasy Jackowska, czy jakoś tak. Na życie trzeba mieć szerszy ogląd, trzeźwe spojrzenie i taki sam umysł.
O polityce trzeba umieć myśleć – mówić nie wypada zbyt wiele. Nie to, że strach, że jakaś wielka tajemnica, że trzeba mieć wiedzę Bóg wie jaką. Jaką wiedzę może mieć ktoś taki, kto jest – tutaj minuta szczerości – głupi sam z siebie, albo tę cechę dziedziczy po protoplastach.
Politykiem w Polsce, gdzie indziej mnie nie interesuje, bo mieszkam tutaj i tutaj płacę podatki, a nie gdzie indziej i nie kiedy indziej, tylko tu i teraz, może zostać każda łachudra i łajza. Każdy, kto jest zdolny sam sobie napluć w talerz, a nawet w twarz.
W tym kraju, jak nigdzie indziej, najpiękniej kwitnie brzoza i lipa. I oba te gatunki mają swoją głęboką symbolikę.
Tajemniczy człowiek w Moskwie nie jest tajemniczym blondynem w czerwonym (lub czarnym) bucie. Nie jest też tajemniczym brunetem w słomkowym kapeluszu. Nie należy też do osób publicznie znanych. Nie jest przyjacielem Kaczyńskiego. Nie jest Gruzinem i nie jest Czeczenem. Tajemniczy człowiek jest brunetem – wieczorową porą sporo pije, głównie mocne trunki.
Skoro wiemy kim nie jest, i kim jest, tajemniczy człowiek z Moskwy, ten sam, który wydawał telefoniczne polecenia kontrolerom wieży na lotnisku Siewiernyj w Smoleńsku, ten sam, któremu ppłk Paweł Plusnin, mjr Wiktor Ryżenko i nadzorujący ich pracę płk Nikołaj Krasnokutski meldowali:"Towarzyszu generale, do trawersu podchodzi. Wszystko włączone, i reflektory na dzień, wszystko włączone",to możemy zrobić już tylko krok dalej pójść do przodu, albo cofnąć się na bezpieczną odległość.
Wiadomo, że początkowo jeden z kontrolerów nie chciał przyjmować prezydenckiego tupolewa, ale gdy pojawiły sięzewnętrzne sugestie, które w efekcie doprowadziły do wydania zgody na próbne podejście, ten tylko trzasnął obcasami i rzekł:„Rozkaz, towarzyszu generale. Zrozumiałem. Tak jest. Wykonać”
(…)
Kolumna czołgów szybko posuwała się w kierunku Tbilisi. Kiedy wydawało się, że jeszcze wieczorem generał wjedzie do miasta, do czołgu dowódcy podjechał wóz łącznika.
– Towarzyszu generale – salutował porucznik sekcji łączności –dzwonią z Moskwy. Generał niespieszno sięgnął po słuchawkę telefonu satelitarnego i beznamiętnie wyrzekł –słucham.
Gestem ręki nakazał zatrzymanie kolumny czołgów. Oddał łącznikowi telefon zeskoczył z czołgu i odszedł na skraj drogi. Z zaciekawieniem patrzył na strugę moczu, która spływała po korze przydrożnego drzewa. Gdy skończył odwrócił się i rzekł:kurwa jebana, kurwa.
– Tak jest towarzyszu generale: kurwa jebana, kurwa– powtórzył za nim porucznik.
(…)
W mocno zadymionym salonie, rezydencji nieopodal Moskwy, trzech postawnych mężczyzn rozprawiało o wszystkim i niczym. Co chwila wybuchali salwami śmiechu – opowiadali dowcipy. Na owalnym dębowym stole stało kilka pustych butelek po Smirnowie. W popielniczkach tliły się niedopalone cygara. Widać, że panowie spędzili w tym pomieszczeniu co najmniej kilka godzin.
W pewnym momencie jeden z nich wstał ze skórzanego fotela i podszedł do potężnej biblioteczki, to najpewniej gospodarz przyjęcia. Przez chwilę przyglądał się grzbietom książek po czym wyjął jedną z nich. Podszedł do swoich kompanów i położył opasły tom na stole. Wiecie co to? – zapytał. Tamci spojrzeli po sobie i przecząco pokręcili głowami. – Tu, w tej teczce są kopie akt naszych agentów z zachodniego dystryktu. Tutaj jest wszystko. Nazwiska, kryptonimy, daty, numery kont, oświadczenia, zadnia wykonane i do realizacji. Wszystko.
Panowie – ciągnął wypowiedź gospodarz – gdybyśmy chcieli zmienić bieg historii w samym środku Europy już dziś, wystarczy wykonać kontrolowany przeciek do prasy, a wszystko nabrałoby zupełnie innego kształtu. Chcecie zmian? Tylko proszę szczerze, bez zbędnej krępacji. Usiadł na powrót w fotelu i zaciągnął się cygarem tak, że twarz na moment zniknęła za chmurą dymu.
– Towarzyszu generale, chciałbym zauważyć, że…
– Spokojnie Pietia, co ty tak zaraz oficjalnie? To prywatna rozmowa – przerwał gospodarz. Proszę, kontynuuj, tylko już bez tych towarzyszy, towarzyszu pułkowniku.
– Chciałbym zauważyć, że zmiany w Polsce zaczynają się kształtować po naszej myśli. Nasi rezydenci działają nadal poprawnie i skutecznie, a co najważniejsze są poza kręgiem jakiegokolwiek zainteresowania. Dezinformacja działa znakomicie, a głupcom udającym naprawiaczy nadal wydaje się, że podążają właściwym kursem. W sprawach istotnych społeczeństwo jest podzielone, jak nigdy dotąd. Wsadzanie kija w polskie mrowisko mogłoby jedynie przyspieszyć rozpad ich państwa. I tutaj chciałbym przypomnieć, że obowiązują nas pewne ustalenia z naszymi partnerami i dopóki nie mamy dopiętych na ostatni guzik spraw na wschodzie, to trzeba zachować wszelkie pozory lojalności. Tak mi się wydaje.
– Rozumiem. A ty Fiedorze, co myślisz? – zapytał gospodarz-generał szpakowatego mężczyznę siedzącego po przeciwległej stronie stołu.
– Zgadzam się co do istoty partnerskich ustaleń. Jednak nie zaszkodziłoby rzucenie kogoś na pożarcie. Oni to lubią, i jak nikt inny na świecie napierdalają się, że miło patrzeć. Gdybyśmy im teraz dali, dajmy na to kogoś dla przeciwwagi Petelickiego, to tylko patrzeć jak się sami wytną.
– Kogo masz na myśli? I dlaczego dla przeciwwagi Petelickiego? Przecież to nie nasza robota.
– Nie, nie nasza. To, jak mnie zapewniają moi, może mieć związek z Bałkanami i wygląda na dawno zapomniane rozliczenia. Ja bym im dał ryżego, i tak już dawno tli się jemu koło dupy. Dla nas strata żadna, i z tego co mówił pierwszy taką ofiarę możemy złożyć na tym ich ołtarzu.
– No, Fiedor, muszę przyznać że nie przeginasz, że to ma sens. Tylko jak na takie zagranie zareaguje Merkel?
– Nijak. Ona ma swoje problemy. Chciałaby jednego prezydenta i jednego księgowego na tę całą Unię. Jak ryży padnie, to mogłoby tylko jej pomóc przekonać resztę do tego pomysłu.
– A to dobre – rzekł generał – jeden prezydent i jeden księgowy. Zaśmiał się rubasznie i dodał – to ona nie wie, że księgowy jest nasz? No, ale marzyć to ona sobie może.
(…)