Opis stosunków polsko – czeskich po 2 wojnie światowej
Według czeskiego autora M. Boraka już w pierwszych dniach okupacji miejscowa ludność była wywożona do obozu koncentracyjnego dla Polaków i Żydów w Skrochowicach w powiecie opawskim, a stąd do obozów koncentracyjnych Dachau, Mathausen i innych. Pisze on dalej: …Akcja tzw. nadzwyczajnej pacyfikacji „AB” wiosną 1940 r. była skierowana na likwidację polskiej inteligencji, co na Śląsku Cieszyńskim oznaczało masowy wywóz ok. 1500 osób do obozów koncentracyjnych. Na dzisiejszym terytorium Czechosłowacji w Beneszowie Dolnym, Boguminie, Frysztacie, Piotrowicach były specjalne obozy internowania Polaków, którzy musieli swe domostwa i majątek oddać niemieckim przesiedleńcom z Bukowiny i Besarabii.(To byli „wypędzeni” pani Stainbach !)
Przez cały okres okupacji niemieckiej odbywały się publiczne i w większości masowe egzekucje więzionych działaczy ruchu oporu jak np. w Cieszynie, Mostach k. Jabłonkowa, Nawsiu, Oldrzychowicach, Suchej Górnej czy Pietwaldzie. Do wyjątków też nie należały akty masowego mordowania miejscowej ludności podczas obław urządzanych przez gestapo, o czym świadczy przypadek „śląskich Lidic” Żywocice gdzie 6. sierpnia 1944 r. rozstrzelano 36 obywateli z gminy i jej okolic. W podobnych akcjach likwidacyjnych w innych miejscach Śląska Ćieszyńskiego zginęło więcej niż 100 obywateli. Największe straty jednak spowodowały niemieckie więzienia i obozy koncentracyjne. Do najbardziej budzących grozę miejsc należało więzienie cieszyńskiego gestapo, więzienia policyjne w Mysłowicach i obóz koncentracyjny w pobliskim Oświęcimiu…Ogólne straty spowodowane przez okupację niemiecką stanowią ponad 2000 przeważnie polskich obywateli, 2000 zamordowanych cieszyńskich Żydów i prawie 2000 miejscowych obywateli, którzy byli zmuszani do wstąpienia do armii niemieckiej i którzy zginęli na frontach II wojny światowej…
Włączenie obszaru Zaolzia do III Rzeszy pod nazwą "Olzagebit" zraziło do Niemców tę część Czechów, która marzyła o odwecie na Polakach za 1938 r. osłabiając ich chęć porachunku z Polakami. Stosunkowo niezłe warunki życia w „czeskim protektoracie” w porównaniu z gehenną Polaków żyjących za pobliską granicą rodziły u Czechów współczucie. Jednocześnie zaczęła rodzić się współpraca pomiędzy niektórymi ugrupowaniami obu narodów walczącymi w podziemiu z okupantem.
Po wojnie, jedynie miejscowi Polacy jako ci, co tyle wycierpieli, a także mimo terroru walczyli intensywnie z okupantem, mieli moralne prawo do objęcia rządów na tym terytorium. Tak też się stało. Zorganizowali oni polską administrację i polską policję. Na niedługo. Stalin był zainteresowany w podsycaniu konfliktów pomiędzy zdobytymi przez Sowiety krajami i zdecydował, by Zaolzie znalazło się w granicach Czechosłowacji.
Byli "volksdeutsche" w obawie przed karą za ich postawę w czasie okupacji, masowo weszli w szeregi czeskiej partii komunistycznej. Tamtejsi Polacy jeszcze raz zasmakowali cynizmu historii. Oto niedawni wrogowie, po przegranej wojnie, już jako komuniści, stanęli wkrótce u władzy (1948r). Posiadłszy ją, nie omieszkali, chociaż już teraz w zawualowanej formie, okazywać niechęć i nieżyczliwe działania w stosunku do tych, którzy przez swą odważną postawę w czasie wojny, wyzwolili w nich kompleks nieuczciwości i zdrady.
" Mówimy partia- myślimy Lenin i tak od początku panowania komunizmu co innego mówiono a co innego myślano ". Powiedzenie to z tamtych czasów było odbiciem realnej rzeczywistości. Za parawanem słów o internacjonalizmie i prawach narodowości, prowadzono brutalną walkę wynaradawiania i niszczenia poszczególnych narodowych mniejszości.
Znane są próby likwidacji całych narodów, przez likwidację ich inteligencji, wysiedlanie i rozproszenie wśród innych ludów. Stosując naukowe metody w tej dziedzinie, również czeska partia komunistyczna, przy milczącej zgodzie jej warszawskiej siostry, osiągnęła po wojnie na Zaolziu to, co nie udało się Habsburgom przez wieki panowania na tych terenach i intensywnej ich czechizacji w okresie międzywojennym. Oto niektóre z tych metod :
– obsadzanie stanowisk kierowniczych w polskich organizacjach i instytucjach przez byłych " volksdojczów ", którzy po wojnie, już jako komuniści, posługujący się językiem polskim, wyzbyci wszelkiego patriotyzmu, wykazywali nadgorliwość w wypełnianiu poleceń partyjnej góry, miedzy innymi tych, które neutralizowały wszelkie aspiracje narodowe tutejszych Polaków;
– rozbudowanie, ponad granice ekologicznie dopuszczalne, miejscowego ciężkiego przemysłu i kopalnictwa. Do pracy w tym przemyśle ściągnięto ludność z Czech, ze Słowacji a także rożne mniejszości jak np. komunistów greckich, Cyganów, Wietnamczyków i innych, budując dla nowo przybyłych tanie mieszkania. W ten sposób zmieniono proporcje zamieszkałej tu autochtonicznej ludności w stosunku do ludności napływowej, na korzyść tej ostatniej ;
-sprowadzanie do pracy na stanowiska kierownicze w rozbudowującym się przemyśle i administracji terenowej czeskiej inteligencji, ograniczając możliwości zatrudnienia na tych terenach tubylczej inteligencji polskiej, zwłaszcza tej, która kończyła studia w Polsce;
-przeniesienie ośrodka administracji lokalnej ( powiatowej) z Czeskiego Cieszyna, gdzie w urzędach można było porozumiewać się po polsku, do Frydku, gdzie w urzędach panował jedynie język czeski i Polacy chcąc załatwić najdrobniejszą sprawę, musieli tym językiem się posługiwać.
Podobnym celom służyło włączanie gmin wiejskich w obszar administracyjny miast np. Lesznej, Kojkowic, Łyżbic, Oldrzychowic do Trzyńca itp.
Propaganda miejscowa podkreślała różnice w stopie życiowej robotników zatrudnionych w tamtejszym ciężkim przemyśle z sytuacją, na raczej biednych, terenach przygranicznych Polski.( I tak np. podczas kiedy w Trzyńcu, w tamtych latach, młody robotnik otrzymywał mieszkanie o dobrym standardzie w przeciągu kilku miesięcy, w Polsce czekał na nie kilkanaście lub kilkadziesiąt lat ).
Niezależnie od realizacji pewnych strategicznych celów czechizacji terenów przygranicznych, przybyła na te tereny ludność czeska, a także miejscowa przyznająca się do narodowości czeskiej, wykazywała wiele jednostkowych inicjatyw, wspomagających generalne tendencje komunistów. Przy wydawaniu dowodów osobistych (tzw. osobnich prukazu ), urzędnicy wpisywali w nie nazwiska według pisowni czeskiej ( np. Heczko jako Hečko , Wierny jako Věrny itp. Z praktyką taką spotkałem się nawet zamawiając pomnik na grób mego ojca, gdzie zamiast nazwiska Jaworek, podanego na piśmie, na pomniku pojawiło się nazwisko : Javurek i tylko stanowczość mojej rodziny skłoniła miejscowego kamieniarza do zmiany nazwiska na pierwotne ).
W wyniku czechizacji terenów Zaolzia na przestrzeni ostatniego wieku ludność przyznająca się do narodowości polskiej zmalała z 80,6% w r 1880 do 11,8% w r. 1991 ( Stanisław Zahradnik: Struktura Narodowościowa Zaolzia Na Podstawie Spisów Ludności 1880-1991. Trzyniec 1991 ).
Polacy, żeby uniknąć pełnego wynarodowienia, a nawet przymusowego opuszczenia tych terenów, wchodzili do szeregów partii komunistycznej. Jednakże wszelkie ich próby ratowania narodowych tradycji ( tzw. platforma Cieślara ) były duszone w zarodku. Najmniejsze działania w tym kierunku były interpretowane przez propagandę jako rewizjonizm i odchylenie nacjonalistyczne. Komuniści podejmujący te próby byli napiętnowani i prześladowani.
Współudział Polski w inwazji na Czechosłowacje w 1968 r. mimo pozorów, nie pogłębił istniejących między naszymi narodami antagonizmów. Przeciwnie. Od tamtego czasu obserwuje się coraz większe zrozumienie wzajemnych interesów. Pojawiły się bardziej ożywione kontakty rożnych grup zawodowych. Pewna liberalizacja kontaktów osobistych, zwłaszcza dzięki szerszej wymianie turystycznej, zrodziła szereg indywidualnych przyjaźni. Stało się tak dlatego, że :
1) naród czeski zdawał sobie sprawę, że inwazja miała miejsce na rozkaz Moskwy i że decyzje rządów jej państw satelickich są sprzeczne z wolą narodów tych państw;
2) wojsko polskie dawało wyraz swej życzliwości do miejscowej ludności i swym zachowaniem zaskarbiło sobie pewien rodzaj sympatii;
3) Polacy, żyjący w Czechach, opowiedzieli się za reformami Dubčeka, a ich przywódcy, podobnie jak szereg patriotów czeskich, zostali surowo ukarani;
Mniejszość polska, identyfikując się z celami narodowymi i cywilizacyjnymi większości czeskiej, zyskała jej zaufanie, a wspólna niedola zbliżyła do siebie te dotąd wzajemnie nieufne zbiorowości.
Pierwszy raz, od dziesiątków lat, naród czeski zrozumiał, że jego polityka, oparta o przyjaźń z Sowietami, legła w gruzach. Po latach doświadczeń dojrzał niebezpieczeństwa dla swej kultury, a przede wszystkim gospodarki, płynące z hegemonii wschodniego sąsiada. Jego doświadczenia przyczyniły się do zrozumienia wieloletniego oporu Polaków, wobec płynącego ze wschodu zagrożenia dla europejskiej cywilizacji.
Od tamtych czasów datuje się zrozumienie wspólnoty interesów obu narodów. Czesi, po krótkiej odwilży, tkwiąc nadal w systemie stalinowskim, z zaciekawieniem i sympatią obserwowali liberalizację życia w Polsce. Polskie środki masowego przekazu były powszechnie czytane, słuchane i oglądane. Porównania naszych ograniczonych swobód z reżimem, który w tym czasie zapanował w Czechosłowacji, dawały czeskiej inteligencji impuls do poszukiwań własnych dróg, w kierunku liberalizacji życia i ochłapów wolności. Wieloletnia antypatia naszych narodów zaczęła zanikać i przeradzać się w życzliwość, z chwilą powstania w Polsce " Solidarności ". Na wagonach czeskich pociągów widniały napisy : "Wałęsa Lech proč nejsi Čech ", ( Wałęsa Lech dlaczego nie jesteś Czechem ). Odezwa Solidarności do ujarzmionych narodów Europy Wschodniej w 1981 r, dalsze nasze losy, usunęły w znacznym stopniu wzajemne uprzedzenia.
Obalenie przez Polaków znienawidzonego przez narody Europy Środkowej i Wschodniej komunizmu, we wschodnim jego wydaniu, przywrócił Czechom nadzieje na powrót do europejskiej cywilizacji.
Sympatia do Polski stała się w Czechach powszechna. Kiedy zaś okazało się, że ryzyko jakie nasz naród podjął, nie spowodowało katastrofy, że NRD poszła za polskim przykładem, Czesi podjęli swą tzw. " aksamitną" rewolucję.
Tak więc od czasu 1968 r., czyli inwazji wojsk układu warszawskiego na Czechosłowację, następuje w psychice naszych narodów, przyspieszone usuwanie wzajemnych urazów. Jednocześnie rodzi się rozumienie wspólnych interesów, które po rozpadzie ZSSR przybrały na znaczeniu.
Mniejszość polska na Zaolziu, może pozwolić nam lepiej rozumieć płdn. sąsiada, przybliżyć jego kulturę, ułatwić tworzenie powiązań gospodarczych. Podobnie mniejszość czeska w Polsce może pomagać w nawiązywaniu współpracy miedzy naszymi narodami.
Tym tendencjom nie sprzyjają działania skierowane przeciwko interesom Polaków zamieszkałych na Zaolziu jak szkodliwa publikacja Długajczyka pt.:"Tajny front", finansowana, o wstydzie, przez polskie MEN, lub obrzydliwa antypolska impreza patronowana przez Urbana w dniu 2. X. 1995 r. w Czeskim Cieszynie.
Tego typu akcje płynące z Polski wyrządziły dla polskości tamtejszej ludności więcej szkód, aniżeli wieloletnia polityka wynaradawiania Polaków przez miejscowych szowinistów czeskich
W zmieniającej się Europie, braku stabilizacji gospodarczej na olbrzymim rynku wschodnim, pojawieniu się na Zachodzie olbrzymiego organizmu politycznego, gospodarczego, technicznego i organizacyjnego, ścisła współpraca miedzy naszymi narodami stała się koniecznością. Jej przejawem w formie kontaktów oficjalnych stały się spotkania tzw. grupy Wyszehradzkiej. Jednocześnie w Warszawie w r. 1992 zarejestrowano organizację pozarządową o nazwie : „Towarzystwo Polska – Czechy – Słowacja „ które przez kilka lat, do r. (2002r), prowadziło aktywną działalność, zrzeszając przedstawicieli inteligencji polskiej. W spotkaniach Towarzystwa uczestniczyło zawsze kilkadziesiąt osób, korzystając z bezpłatnie użyczanej mu sali w Centrum Czeskim lub Instytucie Słowackim w Warszawie. W tematyce spotkań, obok przybliżenia słuchaczom i dyskutantom problematyki historycznej, ekonomicznej i kulturalnej naszych południowych sąsiadów (referaty o powstaniu republiki Czechosłowackiej, o jej pierwszym prezydencie, o historii czechosłowackiego kina) podejmowano również tematykę zagrożeń naszych krajów wobec zmian systemowych i politycznych zachodzących w Europie i na świecie. Z wyróżniających się tematów dyskutowanych w Towarzystwie należałoby wspomnieć problematykę potrzeby opracowania tzw. „trzeciej drogi” rozwoju społeczno – gospodarczego, która eliminowałaby błędy socjalizmu i współczesnej postaci liberalizmu wyławiając z obu systemów to co dobre i rozwojowe. Propagatorem tych idei w Towarzystwie był prof. Aleksander Legatowicz. Z kolei ekolog Lesław Michnowski prezentował konieczność wzbogacenia rachunku ekonomicznego o koszty społeczne i wynikające z niszczenia przyrody. Prof. Andrzej Stasiak zainicjował dyskusję o przestrzennych aspektach rozwoju w warunkach kapitalizmu. Obok wspomnianych naukowców spotkania Towarzystwa zaszczycili prof. Włodzimierz Bojarski, zwolennik ścisłej współpracy państw środkowo – europejskich jako alternatywy związku z Unią Europejską, prof. prof. Aleksander Krzymiński, Eugeniusz Tabaczyński – specjaliści handlu zagranicznego, prof. Zdzisław Sadowski, twórca teorii przejścia z systemu gospodarki centralnie sterowanej do gospodarki rynkowej (wypaczonej następnie w sposób karykaturalny przez Balcerowicza i jego otoczenie), dyr. Napoleon Zabiełło – finansista, prof. Andrzej Owsiński, prezes CHDSP, historycy dr Andrzej Szcześniak, dr Jan Engelgard, Senator Piotr Andrzejewski i wielu innych naukowców, publicystów, polityków i przedstawicieli świata kultury. Ze strony południowych sąsiadów w tych spotkaniach brali udział niektórzy pracownicy ich ambasad i placówek kulturalnych. Kilkakrotnie zaszczycił je ambasador Czeskiej Republiki Karel Stindl i radca kulturalny ambasady Klara Burianova. Towarzystwo funkcjonowało dzięki pomocy kolejnych dyrektorów Centrum Czeskiego ( dyrektorzy Irena Krasnicka, a następnie Zbyszek Ostreka, zaś w Instytucie Słowackim dyrektorzy Budzinak, a następnie Phdr Helena Jacosova).
Członkowie Towarzystwa nawiązując bliski kontakt z Centrum Czeskim i Instytutem Słowackim uczestniczyli w licznych imprezach organizowanych przez te ośrodki pogłębiając i tą drogą znajomość kultury naszych sąsiadów. W 2002 r. dzięki ich pomocy organizacyjnej i aprowizacji (wino, kawa, piwo) odbyło się w Sali Czeskiego Centrum spotkanie jubileuszowe w którym, jako jego wieloletni prezes przedstawiłem skróconą historię działalności Towarzystwa, a o pożyteczności naszych działań wypowiedzieli się wspomniani dyrektorzy.
. Jeszcze jako prezes Towarzystwa Polsko – Czesko – Słowackiego, będąc wraz z redaktorem J. Engelgardem, na zaproszenie czeskiego towarzystwa „Verni zustanem” w Pradze, zaskoczyła nas serdeczność z jaką zostaliśmy przyjęci. W dyskusji, jaka się wywiązała byliśmy zgodni, że w nowej sytuacji jaka zarysowuje się w Europie, współpraca Czechów i Polaków ma pierwszorzędne znaczenie, zwłaszcza wobec rodzących się w Niemczech głosów relatywizacji najnowszej historii i roszczeń wobec naszych narodów. Dawne nasze spory bledną wobec ogromu nowego zagrożenia, a stąd trzeba robić wszystko, by łagodzić i usuwać wszelkie nieporozumienia między naszymi narodami.
W Klubie Inteligencji Polskiej z życzliwością i sympatią słuchaliśmy mądrych wypowiedzi Vaclava Klausa, prezydenta Czech. Nasze poparcie utrwaliliśmy na piśmie i przekazali czeskiemu przedstawicielstwu co odnotowano i w czeskiej prasie (piśmie Fragmenty). Stanowisko czeskiego prezydenta w sprawie Taktatu Lizbońskiego budziło nasz szacunek. Oto niektóre jego fragmenty: poprzedzone wypowiedzią redaktora naczelnego pisma „Fragmenty” panią Ivonę Helingerową:
„ Chcemy żyć w niepodległym państwie, zbudowanym przed 90 laty przez T.G. Masaryka, rządzonym przez polityków, których sami wybierzemy w wolnych wyborach. Z innymi krajami Europy chcemy jedynie bez ograniczeń handlować i współpracować. Do tego nie jest nam potrzebne żadne europejskie prawo. Przyszli europejscy biurokraci stale podkreślają, że bez europejskiego wspólnego prawa UE nic nie można przeprowadzić i nie można nami rządzić. Ależ my obywatele nie chcemy by nami rządzili! Nam wystarcza nasz prezydent, nasz minister spraw zagranicznych i nie potrzebujemy by nad nimi funkcjonowali dodatkowo urzędnicy z Brukseli.
W tym samym piśmie wypowiedział się czeski prezydent Vaclav Klaus: Traktat z Lizbony naszą pozycję międzynarodową i wewnętrzną w UE bardzo osłabia. To sprawia, że zmieniają się znacznie warunki naszego członkostwa w UE na które nasi obywatele głosowali w referendum. Decyzje będą przekazane w ręce unijnych organów, które nie podlegają dostatecznie kontroli demokratycznej. To sprawia, że ich kompetencje byłyby stopniowo przez nie rozszerzane, bez oglądania się na naszą zgodę. Traktat z Lizbony rozpoczyna proces, którego zakończeniem jest UE jako suwerenne państwo. W ten sposób na jednym obszarze będą funkcjonowały dwa suwerenne państwa. Integracja UE nie powinna przebiegać w tajemnicy, za plecami jej członków i nie powinna być wymuszana na jej członkach. Na podstawie traktatu z Lizbony można będzie przeprowadzić sprawy, na które żaden parlament narodowy nie wyraziłby zgody. Ponadto postanowienia tego traktatu będą wiążące także przyszłe pokolenia naszego narodu…”
Zazdrościliśmy Czechom takiego prezydenta, który przeciwstawił się możnym tego świata i swoją wiedzą i logiką rozumowania sprawił, że ich szkodliwe dla ludów Europy działanie, zostało znacznie spowolnione. Z satysfakcją należy odnotowć, że nasz, św. pamięci prezydent popierał tego wielkiego przywódcę, reprezentującego interes narodów europejskich.
Odważnie głoszona obrona interesów ludności Europy rozwścieczyła mafię rządzącą światem . Wysłała ona swych przedstawicieli do Pragi z zadaniem upokorzenia czeskiego władcy.
W grudniu 2008r. prezydent Czech, Vaclav Klaus, przyjął na zamku królewskim w Pradze (na Hradcanach) przedstawicieli europarlamentu. Przewodniczył im Hans Gert Poettering, a członkiem delegacji był znany uczestnik paryskich rozruchów z r 1968 Daniel Cohn Bendit. Zarówno ten poseł jak i przewodniczący Poettering zaprezentowali w spotkaniu z prezydentem Czech butę i chamstwo, przypominające w swej tonacji rozmowy z Czechami przedstawicieli Niemiec w czasie „Monachium”. Prezydent Czech dał tym zbirom godną odprawę, a my, w Klubie Inteligencji Polskiej biliśmy prezydentowi Czech brawa, za godność, z jaką odprawił tych utytułowanych europejskich urzedniczków.
.Wielu z nas, urodzonych na Zaolziu, losy ostatniej wojny rozrzuciły po świecie. Często odwiedzamy ten uroczy zakątek ziemi. Dawne animozje narodowościowe coraz rzadziej odsłaniają swe obrzydliwe oblicze ( jak np. spór w sprawie tablicy pamiątkowej poświęconej Polakom z Zaolzia poległym w Katyniu i pod Monte Cassino w r. 1994; trudności w przekazaniu instytucjom polskim na Zaolziu ich znacjonalizowanego majątku; ograniczenia nakładane na polskie szkolnictwo ).
W młodości kończyliśmy różne szkoły: polską, czeską lub niemiecką. Obecnie nasze rodziny są wymieszane. Córka brata wyszła za Czecha, jej córki z kolei wyszły za mąż jedna za Słowaka, druga za Czecha. Jeden z kuzynów osiedlił się w Niemczech.
Kiedy czasem spotykamy się wszyscy w rodzinnym Trzyńcu nie czujemy do siebie obcości. Starym zwyczajem idziemy w beskidzkie góry, na Jaworowy, Ostry, Kozubową, czasem na Stożek lub Czantoryję. Znamy słowa piosenek czeskich, polskich i słowackich, nucimy je maszerując przez gronie. Kiedy jednak wieczorem zasiądzie przy stole cała rodzina, a czasem i przyjaciele z lat młodości, jedna pieśń znana jest wszystkim, pieśń będąca hymnem naszych ojców, napisana przez Jana Kubisza. Jest nią "Plyniesz Olzo". Zawsze, kiedy w tym śpiewaniu dochodzimy do trzeciej i czwartej zwrotki, coś ściska mnie za gardło:
Ale ludzie w swoim życiu zmienili się bardzo,
Zwyczajami, wiarą przodków ledwie, że nie gardzą.
I dąb z dębem na twym brzegu jak szumiał tak szumi,
Lecz wnuk starą mowę dziadów ledwie, że rozumie…
doc.dr Rudolf Jaworek,ekonomista,emeryt.Autor wielu publikacji gospodarczo - spolecznych i wierszy satyrycznych.