Czerwony guzik
16/04/2011
539 Wyświetlenia
0 Komentarze
3 minut czytania
…na ogół, skoro już gdzieś jest duży, czerwony guzik, to zadziała.
Zwykle mówię moim pracownikom, którzy dokonują obserwacji w przeróżnych miejscach najrozmitszych zakładów przemysłowych: "Cokolwiek się nie dzieje, nie naciskaj dużego, czerwonego guzika". Robię to półżartem, ale tak tylko… pół.
Dlaczego?
Bo na ogół, skoro już gdzieś jest duży, czerwony guzik, to zadziała. Taka jest rola tych guzików.
Nie działają wybiórczo, ale warunkowo. Nie, "działa tylko we wtorek od 12-14ej", ani "działa tylko jeżeli po naciśnięciu odmówisz zdrowaśkę". One działają, kiedy je się naciśnie – taką mają robotę i taką mają rolę od lat. Od czasów, kiedy ktoś wynalazł hamulec bezpieczeństwa w pociągu, albo bezpieczniki prądu.
Dlaczego więc w ogóle była taka tajemnicza stypulacja, że guzik "odejścia" w Tupolewie, miałby nie działać? To pytanie jest spotęgowane następnym: "jak to jest do cholery, że nikt w Polsce NIE WIE, czy ten guzik działa, czy nie?"
Eksperci wymądrzają się cały czas, jak to piloci są niedouczeni i jak im tych symulatorów brak, a sami NIE WIEDZĄ! Muszą odczekać rok, zmarnować parę setek tysięcy złotych, po to, żeby się przelecieć 5 razy i stwierdzić, że DZIAŁA!
No, tak, bingo! Ktoś odbierał samolot z naprawy? I co podpisał w protokole – działa? Nie działa? To może ktoś zacznie zadawać pytania? No, ale kto?
Bo zanim jeszcze ktokolwiek, (poza pilotami, którzy są zastraszeni i nic nie mówią) dowiedział tego wielkiego faktu, że czewony guzik działa, już stwierdzono, w prokuraturze, że to nie był zamach.
Tu mamy znowuż do czynienia z geniuszami telepatii.
Może by tak przemieszać towarzystwo i połączyć siły?
A może… wylać na zbity pysk ich wszystkich i poprosić fachowców? Speców z USA? Wojskowych z NATO? Oczywiście, że trzeba za usługę zapłacić, ale za to otrzymać profesjonalne opracowanie, a nie obserwować te żenujące hopsztosy postkomunistycznych półmózgów.