Czerwona oberża
08/06/2011
407 Wyświetlenia
0 Komentarze
2 minut czytania
„Rychu“ Kalisz ubolewa, że“Kajtek“ Rosati może startować u „Donka“ Tuska, a nie z listy lewicy. Przedwyborcza akwizycja Platformy wykazuje, że we własnych szeregach same miernoty.
Z list PO startować będzie coraz więcej lewaków (to tyle w temacie, że PO to partia prawicowo-liberalna). Pisałem o tym 30 maja*. Dziś mamy 8 czerwca i lista się wydłuża, padają kolejne nazwiska: Józef Pinior, Genowefa Grabowska, Grażyna Ciemniak, Arkadiusz Kasznia i sam
szef SdPl
(co to jest?) Wojciech Filemonowicz (kto to jest?). Filemonowicz słodzi Platformie: to dzięki niej SdPl dostanie jasną perspektywę, „najlepszą z możliwych, czyli realizowania programu na rzecz rozwoju Polski, na rzecz poprawy jakości życia Polaków“. Jak wiemy,
Platforma
musi przywrócić tę jakość po bez mała 4 latach rządów – no, czyich? Do tego wszystkiego – uważa lider SdPl – „grozi nam koalicja PiS-SLDi chcemy zrobić absolutnie wszystko, aby do tego nie dopuścić“. Grzegorz Schetyna powiedział dziennikarzom (onet) że „polska polityka potrzebuje ludzi którzy (…) reprezentują polityczną klasę“. To prawda. W PO ich brak.
Post scriptum: z tego wniosek, że Platforma ma pietra; nie jest pewna, czy wygra wybory i czy weźmie ślub z wymarzoną narzeczoną, SLD, czy ubiegnie ją PiS. Szkopuł w tym, że mariaż z SLD (mimo posagu) może okazać się toksyczny. Mniej dla PO, niż dla PiS. Ale czego się nie robi, by opluć opozycję.
A może lewica się zjednoczy? Zabiegi Platformy budzą taką nadzieję. Lecz czasem opłaca się odgrywać rolę „opozycji“ i „partii rządzącej“.