Opowieść o moich przodkach. Prezentuję historię spotkania Feliksa Dzierżyńskiego z moim dziadkiem – Wincentym Grażewiczem.
Był wtedy kierownikiem pociągu, a ten przypadek był on tragiczny w skutkach dla pasażerów. W trakcie podróży na tej trasie, po drodze dosiadali się czerwonoarmiści konwojujący aresztantów.
Tego dnia pociąg był pełen pasażerów i w trakcie tak długiej podróży, dochodziło do kłótni miedzy podpitymi pasażerami, do zażartych rozmów miedzy zwolennikami i przeciwnikami nowej władzy.
Tuż przed wjazdem na stację Petersburg doszło do incydentu, który zapoczątkował ogromną awanturę i interwencję przedstawicieli Czeka (Wszechrosyjska Komisja Nadzwyczajna do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem – policja polityczna w Rosji Sowieckiej ..
Miedzy konwojującymi czerwonoarmistami doszło do bójki. Starszy stopniem zastrzelił aresztanta, a następnie żołnierza, który stanął w obronie konwojowanego.
Kiedy pociąg zatrzymał się na stacji jeden ze starszych stopniem żołnierzy podszedł do patrolu wojskowego znajdującego się na peronie i powiadomił jego dowódcę, w trakcie podróży aresztant ukradł mu broń, a także próbował go obezwładnić.
Zaskoczyło to patrolujących. Ich dowódca, wedle procedur zobowiązany był powiadomić o incydencie dowódcę garnizonu przy stacji, ten zaś powinień przekazać sprawę dalej, do lokalnej komórki Czeka.
Tymczasem wszyscy pasażerowie zostali wyrzuceni z wagonów siłą i ustawili się na stacji w szeregu, w oczekiwaniu na kontrolę i rewizję
Wszyscy byli przerażeni, nikt nie wiedział co się dzieje.
To była zima, na dworze potworny mróz. Wszyscy czekali na przedstawicieli policji politycznej.
Wreszcie po 2 godzinach na peronie pojawił się sam Feliks Dzierżyński
. Po wysłuchaniu relacji żołnierzy konwojujących uznał, że wszyscy będą stać na mrozie dopóki broń się nie znajdzie.
Ludzie stali na mrozie całą noc. tym, którzy padali wyczerpani staniem nie wolno było udzielić pomocy.
Za sprzeciwienie się rozkazowi strzelano.
Nad ranem na tych co przeżyli czekał koszmarny widok, peron usłany był zamarzniętymi trupami.
Mój dziadek miał szczęście.
Miał kożuch i filcowe buty, nie zamarzł ,dlugo rozmawiał w wagonie z Dzierżyńskim. Ten oceniając jego strój stwierdził, że dziadek to burżuj, a takich komuniści zabijają.
Nie kazał go rozstrzelać. Powiedział, że krajowi potrzebni są kolejarze.
Rozmowa odbywała się po rosyjsku i polsku. W papierach dziadka zapisane było, że jest on Polakiem.
To było pierwsze i ostatnie spotkanie dziadka z Dzierżyńskim.
Po powrocie do domu odchorował ten incydent.
Był o krok od śmierci ,bo czekisci nikogo nie oszczedzali.
Jest to tylko mały incydent z tematu działan i krwawych poczynan czekistów w stosunku do spoleczenstwa.