Szaleństwo multikulti wbrew pozorom dotarło do Polski. Tyle, że na razie ma wymiar ekonomiczny.
„Zdaniem ekspertów, po zniesieniu wiz dla Ukraińców do państw Strefy Schengen Warszawa powinna stworzyć lepsze warunki prawne dla ukraińskich pracowników. Specjaliści obawiają się bowiem, że mogą oni wybrać zatrudnienie na Zachodzie”.
Swoją drogą, to dość ciekawa sytuacja: z jednej strony słyszymy o wojnie na Ukrainie a każde antypolskie wystąpienie jest przypisywane „zielonym ludzikom Putina”, których jakoś nie udaje się złapać i udowodnić powiązań z Kremlem, z drugiej – otwieramy granice i kombinujemy jak koń pod górę, co tu zrobić, żeby ich do nas przyciągnąć?
Eksperci w swych apelach nie wzięli pod uwagę skutków masowej imigracji zarobkowej Ukraińców. Inny ekspert, Cezary Mech twierdzi: „taka polityka to droga do katastrofy na rynku pracy, zatrzymania rozwoju gospodarki, wypchnięcia kolejnych tysięcy młodych, wykształconych ludzi na emigrację i dezaktywizacji zawodowej milionów ludzi, którym bardziej niż konkurowanie z Ukraińcami o pracę za grosze opłacać się będzie życie z zasiłków”.
Mam zatem proste rozwiązanie – stwórzmy w Polsce takie warunki pracy, jakie są w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Irlandii czy Norwegii. Dla wszystkich, bez rozróżniania narodowości czy religii. To będzie z korzyścią dla wszystkich i nie trzeba będzie tworzyć „lepszych warunków pranych” dla pracowników z Ukrainy.
Bo przecież eksperci, obawiający się odpływu tanich pracowników z Ukrainy, nie boją się, że Polacy z Anglii zamiast przeprowadzki do Irlandii, Holandii czy Norwegii, wrócą do Ojczyzny i miast harować za grosze zrobią im konkurencję?