No i mamy jesień, również kalendarzową. Jak dla mnie to najfajniejsza pora roku. Z wiosną łączy ją jednak pewna niedogodność – zmiana czasu.
W pierwszej połowie września PSL zapowiadało złożenie w Sejmie projektu ustawy, znoszącego zmianę czasu uzasadnianą „lepszym wykorzystaniem światła słonecznego i oszczędnościami energii”.
Ja jestem jak najbardziej za. Rozwój cywilizacyjny sprawił, że naturalne przystosowanie człowieka do aktywności dziennej odgrywa dziś mniejszą rolę niż sto lat temu. W większym stopniu jesteśmy za to niewolnikami zegarków – kto ma pracować od 8 do 16, to będzie pracować w wyznaczonych godzinach, bez różnicy, czy jest czas letni, czy zimowy.
Dodatkowo zmiana czasu zakłóca rytm dobowy organizmu ludzkiego, a przecież tyle się słyszy, jak to ważny dla zdrowia jest regularny tryb życia.
Kompletnie też nie przemawia do mnie argument, że się „nie da”, bo zmiana czasu obowiązuje w całej UE. W Unii jest np. różny wiek emerytalny, a pamiętając o starej mądrości, że „czas to pieniądz”, można równie dobrze argumentować, że są różne kwoty wolne od podatku, zaś euro nie jest walutą całej UE.
Fot. MN