Wiele spraw, w ostatnim czasie, nakłada się na siebie. Unia po brytyjskim – brexit – chwieje się w posadach, szukające własnej ścieżki rozwoju, Węgry i Polska, stają pod ciężarem najczęściej niezasłużonej krytyki,
budowa ukraińskiej demokracji trafia w społeczną próżnię, a większy konflikt z Rosją, zdaję się tylko odłożony w czasie. Z drugiej strony, Stany Zjednoczone grożą Korei Północnej, za prowadzenie niebezpiecznej polityki militarnej w regionie, co w efekcie uwidacznia jednak, że to Chiny stawiają się w roli lidera tej części świata i bronią swej naturalnej strefy wpływów. W dodatku, nie wygasła jeszcze dobrze wojna w Syrii, a już zapowiada się, że możliwy jest izraelsko – amerykański, atak na Iran, przy cichym przyzwoleniu sunnickiego świata islamskiego. Być może, właśnie o to chodziło. Trzeba przecież, pokazać światu, potęgę „jankieskiego” oręża, a przy okazji wypróbować i zużyć trochę sprzętu i szkolonych w tym celu, żołnierzy. Stąd, „nierealna” przymiarka do Korei Północnej, którą łaskawie Stany Zjednoczone i prezydent Trump odpuszczą, na „chińską odpowiedzialność”, w zamian oczekując „zielonego światła”, w Persji. Zapewne, podobny tok, tego prostego, nieskomplikowanego rozumowania przyjęła Rosja. My odpuszczamy, Koreę Północną, a nawet Syrię i… Iran, ale chcemy odwzajemnienia na Ukrainie. Tym bardziej, że już nikt nie ma wątpliwości, że oligarsze Petro Poroszence i innym tuzom ukraińskiej „elitki”, udało się przywrócić do życia na nowo, zapomnianą już w Europie, ideologię – zwaną nazistowską. Czy Polska powinna się obawiać? Teoretycznie, sytuacja zagrożenia, wzmacnia zjednoczenie państw członkowskich Unii, ale wygląda na to, że ta organizacja została powołana w nieco innym celu, zwłaszcza w tej nowej formie, z kolejnymi krajami w swoim składzie. Kiedy, zorientowano się, że w Środkowej Europie, „koraliki” już nie wystarczą, spróbowano użyć też „zapałek” na cmentarzu w Katyniu, ale niestety delegacja doleciała tylko do… Smoleńska. Na szczęście, mamy świetnych „adwokatów”, którzy jeśli trzeba wybronią nas od złego, bo faktycznie, dalej stoimy po „ich stronie”. Pytanie, bardziej dotyczy ceny, bo to normalna rzecz, że „kupcom” trzeba za towar zapłacić, w tym wypadku bardziej za usługę – „ochronę”. I tutaj właśnie dochodzimy do sedna sprawy.
Amerykańscy obywatele żydowskiego pochodzenia i sami Izraelczycy, domagają się odszkodowań od państwa polskiego, za straty materialne , poniesione podczas II wojny światowej. To nic, że rachunki i odpowiednie dokumenty, zostały w swoim czasie uregulowane. Bo, jak twierdzi, popularny i szanowany w Polsce, były ambasador Izraela – Szewach Weiss: „Nie chodzi o to, że Polacy nas obrabowali. Idzie o to, że jednak ostatecznie przejęli te nieruchomości, które przecież należały do kogoś – mówi Weiss. – Pamiętamy, że było dużo sprawiedliwych Polaków, ale mienie zawsze ma właściciela albo spadkobierców i to rzecz absolutnie podstawowa”. Mamy, w takim wypadku jasność, że organizacje żydowskie nie odpuszczą swych postulatów, ich lobby jest potężne, a także potrafi dobrze liczyć. A z tych kalkulacji wynika, że jesteśmy dłużni od 60 do 325 miliardów dolarów, w zależności od źródeł. Z drugiej strony, okazuje się, że Polacy odzyskujący coraz większą kontrolę nad państwem, po II wojnie światowej, zdali sobie sprawę, że niemieccy najeźdźcy, wciąż nie uregulowali rachunków za piekielny kocioł, który urządzili w nadwiślańskim kraju. Tutaj, wymienia się kwotę co najmniej biliona euro, chociaż zapewne śmiało można pisać i o trzech, bo skala zła i rabunku, uczynionego w Polsce, przerasta wszelkie miary. O Sowietach i ich spadkobiercach z Rosji, nie ma co wspominać, bo i tak nie zechcą zapłacić. A trzeba przypomnieć, że to oni okupowali potężne terytoria przedwojennej Polski, które zagrabili przy biernej akceptacji naszych zachodnich aliantów. To prawda, dostaliśmy ziemie zachodnie w zamian, ale żadnych odszkodowań. Dodając do tego, ścisłą współpracę gospodarczą Niemiec i Rosji, a także mocno proniemiecką reprezentację polityczną, na dawnych Kresach Wschodnich, a obecnie na Ukrainie, to sytuacja Polski, nie przedstawia się wcale tak różowo. W każdym wariancie, to wciąż Niemcy rozdają karty. Jeśli, Federacja Rosyjska, postanowi przywrócić siłowo porządek na Ukrainie, to w dłuższym okresie czasu, Niemcy i tak nie przestaną kupować surowców od Rosji, a Polskę czeka zalew proniemiecko nastawionych, mas ukraińskich. Jeśli, Ukraina się ostanie, to mamy niemalże satelickie wobec Niemiec państwo, które stanie się „międzynarodowym burdelem, opanowanym przez największe szumowiny z całego świata” i… ponadto również przez szowinistyczną armię ukraińskich nacjonalistów. Reasumując, warto zachować rozsądek i postawić na ekonomiczną i miękką siłę oddziaływania. Niemcy, trzeba zmusić do zapłacenia Polsce, a my powinniśmy wykorzystać część tych środków i następnie opłacić żydowskie roszczenia, aby ci mogli zadowolić własne organizacje i sfinansować wojnę z Iranem a przy tym podkreślić, że Rosja ma prawo operować tylko „za linią Curzona”. Inną kwestią jest, jak w takiej sytuacji, można się przygotować do przyjęcia wielkich mas ukraińskich uchodźców, analogicznie, jak armia chińska, zawczasu przygotowała się do takiej „fali”, przy granicy z Koreą Północną? To, jedynie czysto hipotetyczny scenariusz, ale w dzisiejszej dobie, trzeba zachować pełną gotowość.