Czas Karłów odc. 23 – Koty wojny, czyli o roli służb specjalnych w polityce …
19/02/2012
508 Wyświetlenia
0 Komentarze
19 minut czytania
… rodzi się globalny system inwigilacji wszystkich i wszystkiego. To z kolei zrodzi pokusy dla każdej nowej władzy w każdym kraju. Pokusy wykorzystywania tego stanu rzeczy do swoich celów i interesów lokalnej kamaryli …
W swoim życiu politycznym poznałem wielu ludzi o przeróżnych temperamentach; ludzi mądrych i mniej mądrych…Wielu zrobiło na mnie wrażenie, ale tylko w nielicznych przypadkach wrażenie to okazało się trwałe.
Tak jest na pewno w przypadku pani profesor Marie-France Garaud. To osoba nieprzeciętna. Poświęciła mi kilka spotkań zarówno w Paryżu, jak i Strasburgu oraz wiele, wiele godzin rozmów. Nauczyła mnie bardzo dużo, odsłaniając przede wszystkim kulisy (tak zwanej) wielkiej polityki. Uświadomiła mi to, że jeżeli chcę uprawiać politykę przez duże „P”, to nie można jej prowadzić w oderwaniu od całego świata. A świat to geopolityka, która dyktuje tempo zmian politycznych i ekonomicznych. Podkreślała wagę demografii, która ma największy wpływ na geopolitykę, bo to ona wymusza wszelkie zmiany. Przekazała mi sporo z całego bagażu doświadczeń europejskich polityków z ostatnich trzydziestu lat. Był to dobry moment naszych rozmów. Były to bowiem lata gdy Polska jeszcze nie wstąpiła do UE i gdy praktycznie żadna polska partia patriotyczna nie współpracowała z ugrupowaniami z Zachodniej Europy.
Pani Profesor dała mi wiele cennych wskazówek i zaoferowała pomoc w warstwie programowej.
Mówiła wiele o filozofii „karłów” politycznych i ekonomicznych gotowych do wynajęcia się u każdego, kto lepiej zapłaci.Karłami określała polityków bez wizji, uprawiających politykę dla samego zdobywania władzy, bez żadnych wyższych celów.Jedynie po to, aby zaspokoić swoją próżność.Polityków gotowych do służenia możnym tego świata. Wasalnie, w celu zarządzania lennem, a komu mają służyć, to praktycznie jest im obojętne. Słuchając słów Pani Profesor myślałem wtedy, że w Polsce politycy to wyłącznie osoby i partie do wynajęcia. Raz przez Kreml, a raz Brukselę, a co najśmieszniejsze, to ciągle te same osoby i te same nazwiska.
Zaimponowały mi jej horyzonty myślowe i polityczna perspektywa. Podczas naszych rozmów Marie- France Garaud wielokroć podkreślała, że Unia Europejska rozpadnie się w ciągu dwudziestu lat. Dlatego tak bardzo podnosiła wagę nowoczesnej formy ruchu narodowego. Ruchu który już jest, ale będzie jeszcze bardziej potrzebny Europie, gdy UE się rozpadnie. Wtedy bowiem trzeba będzie walczyć o swoje miejsce na mapie geopolitycznej Europy i świata. O miejsce najlepsze dla swego kraju. I do tego należy się odpowiednio przygotować się. Dawała mi wiele cennych wskazówek, a ja słuchałem jej z wypiekami na twarzy.
Do dziś pamiętam prawie każde zdanie, a nawet jej gesty, gdy je wygłaszała. I w tym miejscu chciałby przedstawić najważniejsze problemy, które w rozmowach rozwijała profesor Marii-France Garoud. Zaczynała zwykle od demografii. Wszystko jest pochodną demografii– podkreślała–rozejrzyj się, w ciągu ostatnich trzydziestu lat ludność świata z trzech miliardów osób wzrosła do sześciu miliardów. Prawie podwoiła się przez zaledwie jedno pokolenie. A zatem w trzydzieści lat przybyło tylu mieszkańców Ziemi, ile byłow dotychczasowej historii.To eksplozja demograficzna.
Rozważała problemy demografii szczegółowo i bardzo dobrze zrozumiałem te lekcje. Wszyscy chcą żyć lepiej i w erze powszechnego dostępu do informacji i Internetu wiedzą już jak i gdzie szukać takiego kraju, by w nim móc podnieść swoją stopę życiową. Stąd taki wybuch emigracji zarobkowej i podróży biednych do bogatszych. Największy przyrost demograficznym następuje na południu kuli ziemskiej, w Ameryce Południowej, Afryce i Azji. Najmniejszy – poniżej wskaźnika odtworzeniowego dla cywilizacji, to jest 2,1 dziecka na związek – ma Północy czyli USA i Europa. Cywilizacja europejska i amerykańska są zajęte biegiem za karierą, pogonią za zyskiem i nazbyt egoistyczne, aby wyrzekać się wolności osobistej na rzecz własnych dzieci.
To przerażające, ale ludzie żyjący w dobrobycie nie chcą mieć dzieci. Najwyżej jedno, rzadziej dwoje dzieci, a trójka pociech to już niezwykłość w dzisiejszych czasach. Ludzie Północy są zbyt wygodni, zbyt leniwi i coraz mniej odporni na zagrożenia, również chorobowe. Na Północy ludzie są coraz bardziej zdegenerowani fizycznie i moralnie, mają coraz bardziej chore ciała i umysły. Ludy Południa nie dyskutują godzinami nad prawami małżeństw homoseksualnych do adopcji i wychowania dzieci, lecz zastanawiają się co do garnka włożyć dla swoich dzieci. Walczą z głodem, nędzą i idą na Północ, aby ten garnek czymś napełnić. Są bardzo zdeterminowani w swojej wędrówce, bo to jest dla nich nadzieja – nadzieja na przeżycie całych ich rodzin pozostałych gdzieś w Azji czy Afryce. To nie jest dla nich wyzwanie dotyczące osobistej kariery bądź większego zysku, tobyć lub nie byćich najbliższych. Kwestia ich życia lub śmierci z głodu po prostu …
Profesor Garaud(atrzeba pamiętać, że nasze rozmowy miały miejsce w latach 2000- 2002)była przekonana, że zaczyna się wojna Północ-Południe. Niewypowiedziana, niewidoczna jeszcze dla wielu gołym okiem. Ale wystarczy przyjrzeć się aglomeracji paryskiej, w której żyje dziś około ośmiu milionów Francuzów i pięć milionów osób napływowych. Za dziesięć lat będzie odwrotnie, ponieważ ludy napływowe, głównie muzułmanie, nie dość, że się nie asymilują, to jeszcze sami zamykają się w swoich gettach i budują swoje meczety. Oni mają średnio pięcioro do siedmiorga dzieci, Europejczyk zaś ma jedno lub dwoje. Gwałtowna eksplozja demograficzna wystąpiła głównie na Południu, a każdy człowiek chce jeść i mieć własny dom. Dom ciepły i oświetlony, przytulny.
Nikt nie chce patrzeć na to, że jego dzieci nie mają w co się ubrać, że są głodne, a rodziców nawet nie stać na szkołę. Wszyscy kochają swoje dzieci, chcą im dać to, co najlepsze choćby kosztem własnych wyrzeczeń. To naturalne, to uczucia wyższe, które są jedną z głównych cech naszego człowieczeństwa.
A w Azji i Afryce jest dzieci najwięcej. Potrzeb jest również najwięcej i dlatego ojcowie lub najstarsi wiekiem z rodzeństwa ruszają na Północ, za chlebem, za pieniędzmi dla swojego potomstwa lub rodzeństwa. Tak powoli ludy Południa przesuwają się na sytą Północ. Proces ten w poprzednich dziesięcioleciach był bardzo pożądany. Przyjeżdżali ludzie za pracą, osiedlali się i ściągali swoich bliskich lub znajomych. Tym samym sięgali po zdobycze północnych cywilizacji, po jej dorobek z przestrzeni wielu wieków. Trudno odmówić im słuszności w dążeniu do równego statusu, bo żyli już teraz przecież w demokracji, która wspiera się na uznaniu praw człowieka. Migracja zatem była patrząc z perspektywy czasu była zjawiskiem pozytywnym, gdyż nakręcała gospodarki wielu państw.
Dzisiaj jednak, w erze globalizacji i swobód obywatelskich, a przede wszystkim w epoce nadchodzącego kryzysu migracje takie są coraz mniej pożądane. Są wręcz niepokojące, bo rodzą bezrobocie mieszkańców bogatej Północy, którzy zaczynają się przed przybyszami bronić.I to jest wielki problem współczesności, bo ta niewypowiedziana wojna Północ-Południe gwałtownie będzie się nasilać, a pochód z Południa na Północ będzie coraz większy i groźniejszy.
Razem z tym przemieszczaniem się przychodzą wcześniej nieznane choroby, ale też i zagrożenia. Takie jak terroryzm oparty na fanatyzmie religijnym. Wydaje się, że dochodzimy do momentu zero, do punktu zwrotnego, w którym „coś” będzie musiało ten pochód zahamować i zatrzymać, aby Północ nie ucierpiała. Rysują się już bowiem perspektywy drastycznego obniżenia stopy życiowej, braku miejsc pracy, cofania zdobyczy socjalnych, a wreszcie wybuchu naprawdę Wielkiego Kryzysu. Kryzysu, który zagrozi tubylcom Północy osobiście i wtedy będą chcieli gwałtownie zablokować ten marsz Południa. I wtedy pojawi się pytanie, jak to zrobić w dobie tanich biletów lotniczych, łatwości komunikacji czy szalejących praw człowieka i obywatela. Wtedy po prostu to „coś”podsunie potrzeba chwili. Rozmawialiśmy o tym „czymś” jeszcze przed 11 września 2001 roku i atakiem na WTC. Przed agresją USA i NATO na Irak i Afganistan. To jednak wcale nie będzie koniec zmartwień, według Pani Profesor, gdyż jest jeszcze coś gorszego, niż ta cicha wojna Północ-Południe.
To wirtualne pieniądze. Dziś jest rozdęty do granic możliwości balon spekulacyjny i szaleje wirtualna ekonomia oraz jej księgowość. Przecież dziś pieniądze nie są bite ze złota czy srebra tak jak kiedyś. Wtedy ich kolor oraz waga stanowiły równocześnie wartość figurującego na nim nominału.Teraz to zwykły papier w większości bez pokrycia w czymkolwiek, a ograniczany jedynie wydajnością maszyn, które go produkują. Z lekką tylko kontrolą ilości i jakości.
Wirtualne pieniądze bez pokrycia oraz spekulacyjne giełdy tak nadęły ten balon, że 95 % ich wartości to właśnie papier bez pokrycia.Jak wielka jest skala tego zjawiska może zobrazować następujący eksperyment myślowy: gdyby pewnego dnia wszyscy posiadacze kont bankowych na świecie oraz posiadacze akcji giełdowych wszystkich giełd chcieliby je zamienić na żywą gotówkę, to banki wypłaciłyby ją zaledwie czterem do pięciu osobom na stu chętnych. Reszta odeszłaby z kwitkiem!
Oczywiście jeszcze ważniejszą kwestią jest to, co tak nagle wypłacona i użyta gotówka w takiej ilości zrobiłaby z inflacją z każdym z krajów. Pęczniałby balon spekulacji giełdowych, coraz bardziej byłyby windowane kursy akcji. Miliardy i biliony akcji spółek krążących po giełdach. Spółek bez rzeczywistej jednak wartości czy majątku.Pani Profesor dowodziła, że nieuniknione jest więc to, że balon spekulacji pęknie niebawemi ta finansowa bańka mydlana pryśnie …
Wnioski płynące z diagnozy sytuacji w świecie formułowanej przez Marie-France Garaud mógłbym uporządkować następująco:
Po pierwsze: tragiczne będą skutki płynące z eksplozji demograficznej na Południu i jej naporu na zdobycze północnych cywilizacji. W najbliższym czasie świat stanie przed problemem braku żywności, a właściwie jej braku dla głodnego Południa. W ciągu ostatnich trzydziestu lat ludność świata wzrosła dwukrotnie, a ziemia jest ta sama. Nie przybyło jej, a wręcz ubywa, bo zatruwa ją przemysł. Dziś niewielu zastanawia się poważnie jak rozwiązać ten problem. Rocznie na świecie umiera dwadzieścia milionów ludzi z głodu. To połowa naszego kraju. Skazani na śmierć głodową za chwilę zaczną się bronić, bo walczą o życie, a nie o nowy model Mercedesa, wzór trawnika przed domem czy kształt nowocześniejszego jachtu. Południe walczy o życie i przed niczym w tej walce się nie cofnie, a jej przeciwnik to rozleniwiona, syta i zdegenerowana komfortem oraz luksusem Północ.
Po drugie:niewyobrażalne będą skutki płynące z nadciągającego kryzysu ekonomicznego. Kryzys od nowa podzieli świat politycznie i gospodarczo. Dziś rekiny zjadają już szczupaki, które dawno połknęły płotki, a za chwilę i te rekiny, aby przeżyć, skoczą sobie do gardeł.
Po trzecie:okrutne będą skutki płynące z rosnącej potęgi i władzy służb specjalnych. Straszak przed fundamentalizmem religijnym i terroryzmem wyzwoli nowe i wciąż zwiększające się uprawnienia dla służb specjalnych broniącej się Północy.
Wytworzy się sieć globalnej inwigilacji z jej masowym podsłuchem, kamerami, satelitami szpiegowskimi, z użyciem chipów, kart bankomatowych, a przede wszystkim z takimi możliwościami służb specjalnych, że zniszczenie jednostki czy nawet całych grup społecznych będzie tylko zabiegiem technicznym. Wytworzy to pole do ogromnych manipulacji zarówno w skali globalnej, makro- jak i w mikroskali. Wchodzimy zatem w czasy wszechwładzy służb specjalnych zdolnych również do prowokacji i to globalnej.Choćby kosztem praw pojedynczego człowieka czy całych narodów.
Wniosek płynący z opisywanych zagrożeń i ich możliwych skutków może być tylko jeden – wszystko to doprowadzi w konsekwencji, po wielu latach i perturbacjach, do potrzeby stworzenia nowego ładu politycznego i ekonomicznego.
Dlatego tak palącą i pilną sprawą dziś jest poszukiwanie Alternatywy, bo na gruzach odchodzącego starego, musi powstać nowe …
– ciąg dalszy nastąpi –