Czas Karłów odc. 18 – Igrzyska Karzełków, czyli o tym jak lokaje i kamerdynerzy walczyli o Polskę …
11/02/2012
520 Wyświetlenia
0 Komentarze
13 minut czytania
.. efekty przyszły zresztą szybko.
Brak rodzimego kapitału spowodował wykupienie za bezcen wszystkiego, co miało jakąkolwiek wartość dla tak zwanych zachodnich inwestorów.
Reszta padła lub została rozdziobana przez miejscowe sępy i hieny …
Okres rządów koalicji AWS-UW, która miała być rządem solidarnościowym, doprowadził do całkowitej kompromitacji legendy i ideałów Solidarności. Władze związku poszły do rządu i nie dość, że zapomniały o sierpniowych postulatach z 1980 roku, to wręcz wykorzystały ten wielki mit jako możliwość budowania osobistych karier.A dziś rezultaty są takie, że z dziesięciu milionów członków NSZZ Solidarność w latach 1980-81, pozostało co najwyżej kilkaset tysięcy, podczas gdy liczba bezrobotnych to około trzech milionów osób.
Rezultaty rządu AWS-UW były dramatyczne: brak dekomunizacji, a wręcz bratanie się z byłymi funkcjonariuszami systemu komunistycznego; zaprzepaszczenie ogromnej wiary i wielkiego zrywu całego społeczeństwa z lat 1980-81 i 1989 roku; degrengolada moralna i ideowa; prywata i głupota elit władzy… Długo można wyliczać.
A na koniec przygnębiająca ilustracja: rezultatem rządów jest zjawisko – jak się ostrożnie szacuje – czterech milionów emigrantów Polaków, które musiało wyjechać „za chlebem” za granicę.
Aż w końcu doprowadzili do kompletnej kompromitacji demokracji. Jeżeli na wybory chodzi niespełna 40 % obywateli (2005 r.), to znaczy że 60 % obywateli nie wierzy w taką demokrację.
I wszystko wskazuje na to, że coś w tej demokracji szwankuje. To najbardziej oczywisty rezultat dwudziestu lat (1989-2009) pseudosolidarnościowych i postkomunistycznych rządów panów Mazowieckich, Kwaśniewskich, Krzaklewskich, Buzków, Tusków i Kaczyńskich !
Większość Polaków nie wierzy już we własne państwo.
Problem tylko jednak w tym, że wymienieni wyżej dygnitarze ( i ich środowiska i kamaryle) tego nie widzą, bo nie chcą tego wiedzieć. Ideały solidarnościowe rozmienili na drobne, a legenda legła w gruzach, jak niegdyś wyrzucony fortepian na bruk.
Przedstawiam tutaj moją ocenę sytuacji politycznej przed i po 1989 roku, aż do pierwszych lat XXI wieku. Opisuję procesy, które obserwowałem od środka, od wewnątrz. Moje spojrzenie i cała narracja mają charakter bardzo osobisty. Być może nie do końca potrafię przedstawić wszystkie ważne wydarzenia, staram się jednak przede wszystkim maksymalnie wiernie oddać klimat i atmosferę tamtych dni. Chciałbym także podzielić się moimi przemyśleniami na tematy gospodarcze, obserwowałem bowiem uważnie fazy tworzenia się kapitalizmu w Polsce. Nie będę poświęcał zbyt wiele miejsca zdarzeniom lub osobom. Spróbuję opisać tylko główne mechanizmy, odsłonić kulisy i parę twarzy.
Tych najważniejszych …
Wyszliśmy w 1989 roku z Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej i rozpadł się też Układ Warszawski. Za naszym przykładem szli najbliżsi sąsiedzi – Czechosłowacja, NRD, Bułgaria, Rumunia czy Węgry, a nawet byłe republiki ZSRR – Litwa, Estonia, Łotwa, Białoruś czy Ukraina.
Tąpnęło zatem nieźle i rozpadło się imperium sowieckie z łoskotem. I cóż dalej? Wszystkie wymienione kraje mogły spróbować zintegrować się w przejściowy układ polityczno-gospodarczy, by móc reprezentować ponad 200 mln mieszkańców krajów świeżo wyzwolonych spod jarzma sowieckiego. A stało się inaczej i każde z nich z osobna i, niestety wszystkie naraz, podkładając sobie nogi, rzucały się bezbronne na żer Zachodu. Kompletnie bezradne, bo nieprzygotowane, a co gorsze wierzące w istnienie kapitalizmu „z ludzką twarzą”.
Zabrakło wtedy na przełomie lat 1989/90 przywódców i autorytetów, które mogłyby powiedzieć jak L. Moczulski: potrzeba nam okresuprzejściowego pomiędzy komunizmem a kapitalizmem, okresu w którym należystworzyć pakt gospodarczy byłych krajów „demokracji ludowej” począwszy odBałtyku (Polska, Litwa, Estonia, Łotwa) poprzez Morze Czarne (Białoruś,Mołdawia, Ukraina, Bułgaria, Rumunia) aż po Węgry do Adriatyku (republikibyłej Jugosławii).
Koncepcja ta, zwana „Międzymorzem”, pozwoliłaby narodom wyzwalającym się spod sowieckiego dyktatu rozmawiać z pozycji równorzędnego partnera zarówno z Brukselą jak i Moskwą czy nawet z Waszyngtonem.
To był moment historyczny, w którym nie tylko można było, ale koniecznie należało wyjść z taką inicjatywą.I my, Polska jako kraj i naród, który zapoczątkował rewolucją Solidarności i umożliwił zburzenie Muru Berlińskiego, byliśmy do tego najbardziej upoważnieni.
Co więcej, sądzę że wszyscy wokół, nie dość, że tego oczekiwali, to jeszcze oddaliby nam przewodnią rolę w tym dziele. Inicjatywa taka nie padła z ust Lecha Wałęsy, a jego instynktowne próby tworzenia „trójkąta Wyszehradzkiego” nie były przecież wyzwaniem tej miary jak „Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej” uchwalone na Zjeździe „Solidarności” w 1981 roku.
Uważam, że brak koncepcji i wizji zaraz na początku lat dziewięćdziesiątych był dowodem, że między 1981 a 1989 rokiem Solidarność skarlała wraz ze swoimi liderami.
Wyobraźnia kunktatorów politycznych – do jakich należał pierwszy „demokratyczny ” Premier Tadeusz Mazowiecki– nie była w stanie przeskoczyć własnych samoograniczeń. Bo jakże bowiem z takim przesłaniem mógł wyjść człowiek, który w 1968 roku jako poseł w PRL nie miał cywilnej odwagi, aby głosować w Sejmie PRL przeciw interwencji wojskowej w Czechosłowacji.
A nasze głosy, głosy KPN o potrzebie rozmachu w myśleniu i konieczności inicjatyw szerokich i przemyślanych traktowano jako machanie szabelką przez Piłsudczyków.
„Polska od morza do morza” – szydzili Michnik z Geremkiem na warszawskich salonach.
Oni przecież byli głównymi filarami polskiej polityki wewnętrznej i zewnętrznej w latach 1989-2004.
A sytuowani dziś na innym biegunie Jan Olszewski czy Jarosław Kaczyńskinie bąknęli nawet wtedy słowem o takiej potrzebie, bo zapewne knuli właśnie jak „obalić Radziwiłła” czyli Wałęsę. Próbowali przecież zająć jego miejsce. O Donaldzie Tusku palącym wtedy zapewne marihuanę gdzieś w Norwegii nawet nie wspomnę…
Zmarnowane szanse, a mieliśmy przecież w tych latach dodatkowo wsparcie wspaniałego polskiego Papieża. Niewykluczone, że agentura, zarówno rodzima jak i innych bardzo aktywnych wtedy wywiadów ( jak choćby SdRP powołana za pieniądze KPZR czytaj: KGB i przekazane Millerowi i Kwaśniewskiemu) miała zapewne inne zlecone zadania.
Kamerdynerzy i lokaje… zajęli się sobą, a były członek PZPR i ekonomista komunistycznej gospodarki planowej Leszek Balcerowicz został wyniesiony do roli ekonomicznego guru. Podparty autorytetem Sachsa czy Sorosa (jak się potem okazało, jednego z największych globalnych spekulantów) narzucił ton nie tylko Polsce, ale i tym wszystkim, którzy wokół patrzyli i czekali na nasz przykład, dając sygnał: wyścig szczurów czas zacząć, budujemy kapitalizm,można już teraz na żebry – kierunek Zachód.
I jak tu nie nazwać tej epoki czasami karłów –
karłów politycznych, karłów ekonomicznych, karłów moralnych ?
Zamiast próby swoistej gry politycznej z dwoma potężnymi blokami – UE i Federacją Rosyjską, tak aby nawzajem ich "straszyć sobą" , i jednego dnia bardziej uśmiechać do Zachodu aby na drugi dzień lekko mrugać do Wschodu, by naprzemian wyciągać od nich korzyści dla Polski. Czyli, po prostu politycznie wykorzystywać nasze naturalne położenie geopolityczne …
Ale graczy zabrakło, bo karły zazwyczaj czekają na okruchy z Pańskiego stołu, polskie też !
Nie podjęto też nawet poważniejszej próby szukania wspólnego mianownika polityczno-ekonomicznego państw byłego imperium sowieckiego aby mówić jednym głosem wobec Moskwy i Brukseli. Nigdy potem nie było to już możliwe – mieliśmy do czynienia z czymś coś na kształt „wolnej amerykanki”, czy jeśli ktoś woli „rosyjskiej ruletki”.I tak szybko niektórzy na serio zaczęli grać w tę „rosyjską ruletkę”, jak choćby w b. Jugosławii Chorwaci, Serbowie i Bośniacy. A inni jeszcze poszli na „wolną amerykankę” jak Czecho / Słowacja …
W ciągu krótkiego czasu tak się wszyscy skłócili między sobą w tym „wyścigu szczurów”, że niemożliwy był już jakikolwiek wspólny język.
Najlepiej pływali w tej rzeczywistości Niemcy z NRD. I też najszybciej dopłynęli do brzegu swojego raju.
Nie można przecież było, bez okresu przejściowego, przejść w jedną noc z socjalizmu do kapitalizmu.
A guru Balcerowicz szybko nam to zafundował i zaczęliśmy budować „kapitalizm jaskiniowy”, czyli system, w którym tylko silniejsi mają rację bytu, a najsłabsi powinni umrzeć ...
KSIĄŻKA WCIĄŻ JEST DO NABYCIA I TYLKO U NAS:
– ciąg dalszy nastąpi –