Bez kategorii
Like

Czas Karłów odc. 17 – UNIA WOLNOŚCI (wcześniej UD-e) a lustracja, czyli kabaret …

09/02/2012
433 Wyświetlenia
0 Komentarze
24 minut czytania
no-cover

… bo może nie wszystko udało się przez 10 lat zniszczyć i zatuszować, może część prawdy historycznej tam zawartej paru etosowych bohaterów odsłoni jako żałosnych kapusi, może nawet z Unii Wolności…

0


 .. Ten sam, który osiemnaście lat wcześniej, w dniu 13. XII. 1981 roku ogłaszał jako prezenter telewizyjny wprowadzenie stanu wojennego. Zatelefonował tuż przed moim wyjściem z biura, gdzie zbierali się właśnie nasi działacze i sympatycy, bo w tym dniu zorganizowaliśmy demonstrację przypominająca wprowadzenie przez Wojskową Radę Ocalenia Narodowego stanu wojennego osiemnaście lat wcześniej.

Barański przedstawił się jako redaktor tygodnika „Nie”, pytając, czy wiem o kogo chodzi. Patrząc przez okno na zbierający się tłum, przypomniałem go sobie w mundurze, gdy czytał w okienku telewizora z kartki o tym, co wynikało dla Polaków z faktu wprowadzenia stanu wojennego.
 
Więc odpowiedziałem mu, że wiem o kogo chodzi i właśnie o nim myślałem. Trochę zaskoczony, nie rozumiejąc splotu okoliczności i dat, poprosił mnie o spotkanie w pilnej sprawie w Warszawie. Spotkaliśmy się za kilka dni i pytał mnie, czy może podać mnie za świadka w swojej sprawie, jaką po jego publikacji w tygodniku wytoczył mu UOP. Otóż we wniosku lustracyjnym dotyczącym Premiera Buzka podałem publicznie, w Internecie i na konferencji prasowej w Sejmie, nazwisko tego porucznika MSW z 1986 roku, który zabrał z katowickiego SB materiały na temat premiera, po których ślad potem zaginął. Barański poszedł tym tropem korzystając ze swoich dziennikarskich kontaktów i okazało się, że ten porucznik żyje i ma się dobrze.  Właśnie otrzymał propozycję od rządu Premiera Buzka objęcia stanowiska II sekretarza Ambasady Polskiej w USA ….
 
Ujawniło to „Nie” opatrując komentarzem – pytaniem: czy to może nagroda za milczenie wokół sprawy z 1986 roku związanej z teczkami Buzka? Przy okazji wypłynęło, że chyba miał on tam sprawować rolę rezydenta polskiego wywiadu. No i UOP skierował przeciw Barańskiemu wniosek o ściganie „za ujawnienie tajemnicy państwowej” do warszawskiej prokuratury.
Barańskiemu chodziło więc o to, żebym zaświadczył w prokuraturze, że to nazwisko ja już podałem publicznie z opisaniem jego roli w 1986 roku. Zgodziłem się i kilka tygodni później byłem przesłuchiwany na tę okoliczność jako świadek. Potwierdziłem fakt ujawnienia tego nazwiska i okoliczności znanych mi z 1986 roku, związanych z jego osobą jako „kuriera” centrali MSW, mającego z Katowic przewieźć teczki Jerzego Buzka.
 
Dodałem, że podałem to nazwisko, nie wiedząc o nim nic ponadto. Nie miałem pojęcia czy ten człowiek jeszcze żyje, a jeżeli tak, to czym się aktualnie zajmuje. Ujawniłem jego dane z 1986 roku wyłącznie jako uzasadnienie wniosku w sprawie premiera. Tak, żeby Sąd Lustracyjny zechciał go przesłuchać na okoliczność, co się stało z tymi dokumentami sprzed trzynastu laty i materiałami SB na temat aktualnie urzędującym premiera.
Oczywiście, ponieważ ani Sąd Lustracyjny ani Rzecznik Interesu Publicznego nie zechcieli go przesłuchać, więc sądziłem, że pewnie nie żyje. Po złożeniu wyjaśnień w Prokuraturze myślałem, że to już koniec tej sprawy.
 
Myliłem się jednak bardzo. Po blisko roku Zbigniew Nowek – ustępujący szef UOP – teraz przeciw mnie skierował oskarżenie o „ujawnienie tajemnicy państwowej”, a więc ujawnienie nazwiska tego porucznika sprzed piętnastu laty. Była to kompletna paranoja, ale widocznie Nowek postanowił się chyba jeszcze zemścić za moją lustrację jego pryncypała oraz pewnie za kłopoty, które wtedy miał z mojego powodu. Taka jakby zemsta zza grobu. A może ostatni wiernopoddańczy gest wobec Buzka.
 
Smutne to i żałosne, lecz skłaniające do refleksji, jak ich to musiało boleć i jacy byli wściekli, że nie mogli nic na mnie znaleźć, pomimo dokładnego sprawdzania mojego życiorysu. Jak musieli być wzburzeni, że nie mogli mi nic zrobić! Nie mogli mnie skompromitować, aby uczynić mnie niewiarygodnym lub zmusić do milczenia w sprawie lustracji premiera i jego rzeczywistej roli w podziemiu.
 
Tak naprawę to w sposób nieoczekiwany wniosek lustracyjny stał się dla mnie testem prawdy i odpowiedzią na kluczowe pytanie – czy w Polsce rzeczywiście coś zmieniło się po odejściu komunistów? Czy mamy naprawdę wolną i niepodległą Polskę? Czy nie ma już cenzury i czy nowa władza znów będzie zmieniać życiorysy, a za dochodzenie do prawdy i jej upublicznienie karać?
 
Niestety, odpowiedzi na te pytania, po jedenastu latach od rewolucji 1989, były dramatycznie smutne. Pokazywały obraz państwa, w którym nawet parlamentarzysta nie może korzystać z obowiązującej ustawy.
Składając wniosek o lustrację urzędującego premiera już chyba wtedy wiedziałem, że niezależnie od prawdy, muszę przegrać.
I coraz częściej przypominały mi się słowa Janka Górnego sprzed kilkunastu lat:z tą hołotą nie chcę mieć nic wspólnego. To ludzie podli,zakłamani o podwójnych życiorysach.
A upływający czas pokazywał, jak bardzo miał rację.
 
Wracając do wniosku Pana Nowka do Prokuratury Okręgowej w Warszawie ze stycznia 2002 roku, to wezwano mnie na przesłuchanie w charakterze oskarżonego.
Usiłowałem wytłumaczyć prokuratorowi absurdalność tego zarzutu,  lecz przyszła refleksja i świadomość, że te łotrzyki na koniec swoich rządów zdrajcę jeszcze ze mnie chcieli zrobić.
Tak, jak w przeszłości komuniści zrobili to z moim ojcem, oficerem NSZ.
 
Myślałem długo o tym, jak to historia lubi się powtarzać, wracać echem i zataczać swoje zaklęte koła. I po zastanowieniu się wystąpiłem do tej prokuratury z wnioskiem przeciw Zbigniewowi Nowkowi i Januszowi Pałubickiemu o nielegalne i bezprawne działania wobec mojej osoby jako parlamentarzysty. Podałem szereg faktów – szukanie haków, nakłanianie do fałszywych oświadczeń – a przede wszystkim oskarżałem ich o nielegalną inwigilację posła RP. Zgłosiłem kilkunastu świadków, których nachodzono w okresie lustracji Buzka. Podałem nazwisko, telefon domowy i służbowy oraz adres prywatny oficera UOP odpowiedzialnego w Delegaturze Katowickiej za podsłuch mojej osoby.  Opisałem szereg bezprawnych działań służb specjalnych wobec mnie.
Prokurator prowadzący teraz dwa śledztwa – jedno z wniosku szefa UOP i drugie z mojego wniosku przeciwko UOP – w końcu po przesłuchaniu większości moich świadków, zapytał mnie, co ma teraz zrobić? Odparłem, aby przekazał przełożonym, że ja wycofuję się z bieżącej polityki (2002rok), bo mam trochę problemów osobistych i po dwudziestu latach walki z kolejnymi władzami w Polsce, chcę odrobinę spokoju. Dlatego najpierw niech umorzą ich śledztwo, a potem moje.
 
Czekałem dwa tygodnie na odpowiednie pisma z prokuratury. Przyszło już po tygodniu, a w nim decyzja, że umorzono obydwa śledztwa. Machnąłem ręką. Janusz Pałubicki, minister koordynator służb specjalnych to najbliższy kolega Krzaklewskiego i Buzka w latach 1997-2001. Człowiek, który w podziemiu był skarbnikiem NSZZ „Solidarność” i obracał przez całe lata osiemdziesiąte ogromnymi pieniędzmi przekazywanymi zza granicy na działania nielegalnej struktur związku z USA, Brukseli, Szwecji, Paryża oraz środowisk polonijnych. Jak wiadomo były to dziesiątki milionów dolarów, których zresztą nigdy formalnie nie rozliczono.
 
Człowiek, który, jak po latach twierdzili wysocy funkcjonariusze byłego MSW, był dla nich bardzo cenny, miał bowiem dwie bardzo ważne cechy.
Po pierwsze, wszystko notował w osobistym notesie, co było dla nich kopalnią wiedzy, wtedy gdy mieli do niego dostęp.
Po drugie, był dla SB swoistą gwiazdą betlejemską, drogowskazem, według którego mogli precyzyjnie odtwarzać strukturę i sposób finansowania całej podziemnej „Solidarności”. Wystarczyło założyć u niego podsłuch oraz śledzić przychodzące doń osoby, a cała siatka była, jak na dłoni. Więc, był bezcenny dla służb komunistycznych.
 
Wszystko to śmiechu warte! Żałosna kompromitacja „Solidarności”; żałosny jej skarbnik i żałosne metody działania wystawiające tylko na niebezpieczeństwo nieświadomych działaczy podziemia. Żałosny światopogląd człowieka, który za rządów Buzka leczył swoje stresy z przeszłości, lecz już jako szef koordynator służb specjalnych.
Nazywano go człowiekiem „w brudnym swetrze”, bo w czasach, gdy był ministrem (lata 1997-2001) chodził wyłącznie w swetrze i to jednym. Nawet wówczas gdy do Sejmu RP w 1999 roku przybył Papież Jan Paweł II, to przywitał go w tym swetrze i potraktował witając się jak „koleżkę”, a nie głowę państwa. Wywołało to konsternację wszystkich komentatorów relacjonujących tę wizytę. Jest przecież pewna etykieta dyplomatyczna.
 
Akurat do postawy Pałubickiego celnie pasuje porzekadło„wpuść chama do biura to atrament wypije”…Kompromitował wcześniej swoją konspiracjącałą „Solidarność” i samego siebie. Teraz kompromitował władze Rzeczypospolitej.
A dodać tu jeszcze można, że jak podawały poznańskie media, Pałubickimiał jakoby „kraść” prąd przy budowie swojego okazałego domu. Może wtedywłaśnie „popieścił” go nieco ten prąd i dlatego miał późniejsze odjazdy. A może uważał, żeteraz mu już wszystko wolno, jak wcześniejszym komunistycznym notablom.
Żałośni, mali ludzie – karzełki…
 
Postanowiłem na dłużej zerwać z tym polskim politycznym teatrzykiem kukiełek i marionetek. Doszedłem w końcu do wniosku, że z całym tym cyrkiem nie chcę mieć nic już wspólnego i czas stanąć trochę z boku. Ja swoją rewolucję już zrobiłem; to było ponad dwadzieścia lat walki z wiatrakami.
 
Na podsumowanie zacytuję tu (za stenogramami sejmowymi) polemikę z posłem UWJanem Lityńskim(KOR) po mojej krytyce sprawozdania z działań Rzecznika Interesu Publicznego Bogusława Niezińskiego:
„18 punkt porządku dziennego: Pierwsze czytanie poselskiego projektu ustawy o zmianie ustawy o ujawnieniu pracy lub służby w organach bezpieczeństwa państwa lub współpracy z nimi w latach 1944-1990 osób pełniących funkcje publiczne (druk nr 2438).
Poseł Tomasz Karwowski:Dziękuję.
Panie Marszałku! Wysoki Sejmie! Prezentując naszą opinię na temat propozycji posłów Unii Wolności dotyczącej zmian w tzw. ustawie lustracyjnej, chciałbym podzielić ją na dwa segmenty.
Po pierwsze, inicjatywa posłów Unii Wolności mająca na celu znowelizowanie ustawy jest bardzo cenna, ponieważ przy tej okazji można rzeczywiście pokusić się o jej rzeczywistą naprawę. Dlatego też widząc słabość wysiłków autorów noweli, Koło Parlamentarne Alternatywa już w pierwszym czytaniu sygnalizuje potrzebę rozszerzenia nowelizacji poprzez:
a) odtajnienie rozpraw lustracyjnych, tak by opinia publiczna, bo przecież taki był zamysł tej ustawy, miała prawo wglądu w przebieg samej rozprawy lustracyjnej,
b) rozszerzenie kręgu osób podlegających lustracji o radnych wszystkich szczebli, nauczycieli akademickich oraz urzędników służby dyplomatyczno-konsularnej.
Nasi posłowie zgłoszą w tym względzie odpowiednie poprawki w stosownym momencie.
 
Po drugie, rzeczywistym, a może i głównym powodem nowelizacji w zamyśle posłów Unii Wolności jest likwidacja uprawnień parlamentarzystów do składania wniosków lustracyjnych. Autorzy posunęli się nawet do tego, że przedstawiając opinii publicznej w ubiegłym roku swoją nowelę użyli sformułowania typu: zlikwidować donos poselski. Zresztą dzisiaj sprawozdawca poseł Wierchowicz w imieniu autorów również użył tego określenia. Chciałbym posłom Unii Wolności powiedzieć, że jeśli się donosi to tajnie, a nie publicznie.
A poza tym donosi konfident, zazwyczaj płatny. Nazywanie posłów korzystających z uprawnień obowiązującej ustawy donosicielami to nic innego jak objaw manii prześladowczej, strachu czy obaw.
 
Likwidacja instytucji jawnego wniosku lustracyjnego parlamentarzysty uniemożliwi jakąkolwiek kontrolę parlamentarną lustracji, a ponadto, skoro od 1 stycznia br. obywatele uzyskali dostęp do swoich teczek w Instytucie Pamięci Narodowej i mogą w materiałach na swój temat np. odkryć, że donosił na nich aktualny poseł, choćby z Unii Wolności, czy nawet premier, też choćby z Unii Wolności, to gdzie mają iść z taką wiedzą,jak nie do swojego zaufanego parlamentarzysty z ich okręgu wyborczego?
 
Mają się z tym zwrócić do Pana Boga czy do dyspozycyjnego politycznie rzecznika interesu publicznego? Po co? Aby mieć problemy? Bo też pewnie posłowie z Unii Wolności nazwą ich wówczas donosicielami. Natomiast za mój wniosek lustracyjny w stosunku do premiera Buzka, a zdaniem posłów Unii Wolności donos, już mi zapłaciliście – kubłem pomyj i pierwszą w historii naganą komisji. A naprawdę to nie ja donosiłem.
 
A może posłowie Unii Wolności, autorzy tej noweli, tak naprawdę boją się wiedzy zawartej w teczkach Instytutu Pamięci Narodowej, bo może nie wszystko udało się przez 10 lat zniszczyć i zatuszować, może część prawdy historycznej tam zawartej paru etosowych bohaterów odsłoni jako żałosnych kapusi; może nawet z Unii Wolności.
 
Dlatego obywatel, który posiądzie taką wiedzę, ma prawo pójść do swojego zaufanego posła i poprosić go o wyjaśnienie tej kwestii właśnie poprzez parlamentarny wniosek lustracyjny.
 
Poseł Jan Lityński:Panie Marszałku! Wysoki Sejmie! Jedna refleksja, ponieważ pan poseł Lewandowski zaprezentował wiele refleksji. Otóż nie uważamy, nie wydaje mi się, żeby Unia Wolności uważała, że ustawa jest zła, natomiast ustawę tę należy poprawić. Ustawa spełnia swoją funkcję, tylko ma pewne mankamenty, które trzeba poprawić. To nie jest tak, że jesteśmy mądrzy po szkodzie, dlatego że żadnej szkody z powodu tej ustawy nie ponieśliśmy i nie poniesiemy.
Natomiast mam pytanie do pana posła wnioskodawcy – słuchałem pana posła Karwowskiego i zastanawiałem się, czy pan poseł mógłby odpowiedzieć na takie pytanie. Czy jego wystąpienie było spowodowane głupotą, czy jego wystąpienie było spowodowane podłością, czy może jednym i drugim, czy też czymś jeszcze innym? A jeżeli pan poseł uważa, że czymś innym, to czy pan poseł może powiedzieć, czym? Dziękuję bardzo.
 
Poseł Tomasz Karwowski:Panie Marszałku! Prosiłbym, żeby pan poseł Lityński przeprosił mnie, ponieważ pan poseł Lityński posuwa się za daleko. Ja rozumiem, że posłowie Unii Wolności są obrażeni słowami, które do nich skierowałem – taka jest moja ocena polityczna działań posłów Unii Wolności. Więc, prosiłbym pana posła Lityńskiego, ażeby nie posuwał się poza granice taktu przejawianego zazwyczaj przez posłów Unii Wolności, bo przecież ja też mogę was nazwać kreaturami, nikczemnikami, cynikami i obdarzyć paroma jeszcze innymi określeniami. A nie chcę… Proszę zatem tego nie czynić pośle Lityński. (Poruszenie na sali)
 
Poseł Jan Lityński: Panie pośle, nie nazywałem tak nikogo. Proszę natomiast do Komisji Etyki Poselskiej.
Poseł Bogdan Lewandowski: Salonowa wymiana zdań…”
 
Dziś jednak zastanawiam się nieraz, czy jednak sam fakt, że szef Parlamentu Europejskiego ma niejasności w życiorysie, nie powinien wpłynąć na podchodzenie z ostrożnością do jego osoby, jako reprezentanta państwa polskiego na forum międzynarodowym.
W przedstawionym Uzasadnieniu mojego zażalenia, dostępnym zresztą w Internecie, przedstawiłem wątpliwości co do przebiegu procesu lustracyjnego, który budził wiele zastrzeżenia co do jednoznaczności ostatecznego rozstrzygnięcia. A sam zresztą proces lustracyjny przebiegał w momencie, gdy zainteresowany był urzędującym premierem i konstytucyjnym zwierzchnikiem służb specjalnych.
Ze swojej strony zaproponowałbym Parlamentowi UE powołanie niezależnej Komisji złożonej z europosłów. Ja też jestem do dyspozycji, bo przecież nie można pozwolić, aby na czele Parlamentu Europejskiego kiedykolwiek stali ludzie, w stosunku do których istnieje choćby cień wątpliwości, co do ich roli w totalitarnym systemie!
 
Dodam jeszcze, że znacznie później, chyba w 2003 lub 2004 roku zaprzyjaźnieni biznesowo rosyjscy byli wysocy oficerowie oferowali mi wydobycie z Łubianki (Moskwa) kopii z oryginalnych akt Buzka, które miały do nich dotrzeć już w 1988 roku. Wtedy odmówiłem, bo kimże wtedy był były premier?
 
Zniknął z polityki, wykładał w Częstochowie na prywatnej szkole….
Wypłynął jednak w 2005 roku na listach PO do parlamentu europejskiego…  
Pewnie jeszcze kiedyś Prezydentem R.P.,  go zrobią !!!
 
 
– ciąg dalszy nastąpi –
0

Tomasz Karwowski

35 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758