Trafiasz w sedno, Coryllusie…
Przeglądając z konieczności archiwalia, natknęłam się na teczkę z korespondencją znakomitego rolnika, właściciela sporego kawałka ziemi na Pomorzu, z Juliuszem Poniatowskim. Poniatowski był ministrem Rolnictwa i Reformy Rolnej. Tak się to ministerstwo nazywało. Był tym ministrem wielokrotnie, poczynając od Tymczasowego Rządu Republiki Polskiej w Lublinie Ignacego Daszyńskiego, w listopadzie 1918 roku. Rząd ten miał ubiec Radę Regencyjną. Jednym z postulatów tego rządu, szokująco lewicowego, była likwidacja wielkiej i średniej własności ziemskiej. W sumie Poniatowski był ministrem rolnictwa wielokrotnie, w różnych rządach, a w przerwach działał w oświacie. Wincenty Witos usunął go ze stanowiska, nie zgadzając się z Poniatowskim w kwestiach rolnych. Witos był chłopem, podkreślmy to.
Sprawa o której piszę rozgrywała się w końcówce lat trzydziestych ubiegłego wieku. Przedmiotem owej korespondencji była rozpaczliwa obrona wysokorolnego, hodowlanego i nasiennego /doskonałe odmiany ziemniaków – sadzeniaków/, zmechanizowanego gospodarstwa przed parcelacją. Maszyny, jak lokomobila i pługi parowe obsługiwały dodatkowo przyległe gospodarstwa chłopskie. Ilość koni hodowanych dla Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu, ilość merynosów na wełnę zakontraktowaną na mundury wojskowe, ilość ziemniaków dla pracującej w majątku gorzelni – a dodatkowo jeszcze kontraktowanych u sąsiadujących rolników, mających tym samym stały i pewny zbyt na swoje plony – wszystko to od dziesiątków lat było rozplanowane na taki właśnie, spory areał gruntów uprawnych. Dodajmy jeszcze, że ziemia w tym majątku była jedynie IV kategorii i osiągane plony były zasługą wiedzy rolniczej /był po rolnictwie w Berlinie i praktykach w majątkach ziemiańskich/ i talentu gospodarskiego właściciela. Parcelacja oznaczała ruinę całego zamysłu. Ruinę gospodarki, po prostu.
Nie miało to jednak najmniejszego znaczenia dla ministra Poniatowskiego.
Jako cymesik jest tam pismo z ministerstwa czy z województwa, do obywatela xy, który został wyznaczony do objęcia jakiejś części ziemi z tego majątku i niniejszym wzywa się tegoż xy do uiszczenia w trybie pilnym opłaty za tę ziemię. Przed parcelacją.
Mierniczy mieli już termin: 1 września 1939 roku…
Szybsi byli jednak Niemcy. Koni już nie było – wszystkie miały karty powołań i poszły na wojnę. Merynosy posłużyły żołnierzom niemieckim za obiekt doskonałej zabawy – zostały… rozstrzelane. Właścicieli wyrzucono z domu, zabierając im większość dobytku. Z psami myśliwskimi włącznie. Po kilku miesiącach od skrupulatnych Niemców przyszło pismo z nakazem przysłania rodowodów tych wyżłów. Właściciel majątku trafił do KL Dachau.
Po wojnie właściciele wrócili na swoją ziemię. Zaraz jednak pojawiły się ciężarówki KBW i wyrzucono ich z domu po raz drugi, bowiem, jak wiemy, realizacja Manifestu Lipcowego, czyli totalny rabunek i tym samym anihilacja "warstw posiadających" – była priorytetem. Wraz z KBW przyjechał tzw. "historyk sztuki", o wybitnie lewantyńskich rysach, naturalnie, i pokazując palcem rzeczy w domu – kazał je wynosić do samochodów. Ale najważniejszą kwestią było natychmiastwe wywłaszczenie z ziemi. Właścicielowi nie wolno było nawet pojawiać się w powiecie, w którym leżał jego majątek. Wejście do swojego lasu – a taki, nasadzony, był w majątku, zresztą pod stałą kontrolą państwa! – mogło spowodować ZASTRZELENIE na miejscu byłego już właściciela.
Zarówno Poniatowski, jak i komuniści używali pojęcia "obszarnicy". Owszem, wówczas Poniatowski, należący do skrajnie lewicowego skrzydła piłsudczyków, był na emigracji. Ale w koncu wrócił i jak na wysokiego funkcjonariusza II RP i sanacji – nie spotkały go żadne represje i doskonale w PRL funkcjonował. I to jest ZDUMIEWAJĄCA informacja.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Juliusz_Poniatowski
http://www.zsr.czarnocin.edu.pl/o_szkole_patron.html
Myślę, że komunistyczna likwidacja ziemiaństwa była spełnieniem jego misji…
Coryllusie, jeżeli dotrzesz do tego artykułu – będziesz wiedział o czym mowa. Tak – masz rację – ziemiaństwo polskie było, jak piszesz, najskuteczniejszą "organizacją sieciową", opartą o własność ziemi, tradycję, więzy krwi, wykształcenie, religię i owo taiemnicze i natychmiastowe rozpoznanie, z kim ma się do czynienia, przejawiające się w sakramentalnym pytaniu: "A z których to …skich?"
Należało tę polską, całkowicie niezależną "sieć" zniszczyć bezpowrotnie. Nie widzę przypadku w powiązaniu działalności Poniatowskiego i decydentów komunistycznych.
PS. Za miarę "celowości" parcelacj tegoż majątku przez Poniatowskiego niech posłuży to: po wojnie tylko małe skrawki ziemi "wzięli" /musieli zapłacić państwu/ okoliczni chłopi. W majątku utworzono PGR, całkowicie deficytowy przez cały okres PRLu. W drugiej połowie lat 80tych nastał kolejny dyrektor i wówczas skomasował te rozparcelowane kawałeczki – rolnicy chętnie ich się pozbyli.
Niby z porzadnej rodziny, a do komedyantów przystala. Ci artysci...