… czyli o inwigilacji społeczeństwa, podsłuchiwaniu prezydenta, wykorzystywaniu prokuratury i władzy sądowniczej do walki z opozycją, aferze hazardowej, niepokornym, uczciwym pośle Czumie i finansowaniu PO.
Celem władz każdego reżimu jest przejęcie władzy nad każdym z czterech jej filarów. Władza wykonawcza to Komorowski, władza ustawodawcza to zdominowany przez PO i PSL parlament, władza medialna wspiera rząd i manipuluje społeczeństwem, wystarczy sobie przypomnieć różnicę na kilka dni przed Smoleńskiem i kilka po. Ostatnia władza to wymiar sprawiedliwości, którą tutaj poszerzam o policję i służby specjalne. Ta władza również wpadła w ręce platfusów.
Inwigilacja dziennikarzy, prawników i innych obywateli.
Jednym z argumentów na rzecz odejścia od rządów Prawa i Sprawiedliwości 4 lata temu były podsłuchy i inwigilacja. Sęk w tym, że po przejęciu władzy przez Platformę liczba podsłuchów wzrosła!
Sytuacja rodem z dyktatury. I to nie zdaniem teoretyków spiskowych czy tej polsko-breivikowskiej opozycji, a Naczelnej Rady Adwokackiej[1]:
„Polak jest najbardziej inwigilowanym obywatelem UE – uważa Naczelna Rada Adwokacka. Dlatego postuluje pilną zmianę prawa dot. przechowywania danych telekomunikacyjnych, m.in. billingów. W zeszłym roku służby pytały o nie 1,3 mln razy. To najwięcej w Unii.
(…)
Niepokój NRA budzi fakt, że gromadzenie danych dotyczy wszystkich, nawet zobowiązanych do przestrzegania tajemnicy zawodowej: lekarzy, adwokatów, radców prawnych, notariuszy czy dziennikarzy.”
4 lata rządów PO i jesteśmy na pierwszym miejscu spośród 27 państw UE pod względem inwigilacji. Katastrofa! NRA szczególnie przerażona jest faktem, że wśród inwigilowanych przez Władzę Ludową (PO to część Europejskiej Partii Ludowej) są adwokaci i dziennikarze.
Rosną również uprawnienia podległego Jackowi Rostowskiemu Wywiadu Skarbowego, który dzięki PO ma już większe uprawnienia w kwestii podsłuchów, niż policja.
Skoro w czasie administracji Tuska podsłuchuje się dziennikarzy i adwokatów, to do czego jeszcze się posunięto?
Polski Watergate: inwigilacja Lecha Kaczyńskiego.
Pamiętasz starą, dobrą aferę Watergate? Ludzie otoczenia republikańskiego prezydenta Stanów Zjednoczonych Richarda Nixona prowadzili nielegalne działania przeciwko Partii Demokratycznej. Nixon założył tzw. Komitet Reelekcji Prezydenta, który miał mu zapewnić drugą kadencję. W rzeczywistości Komitet zajął się nielegalnymi działaniami, których rdzeniem było zainstalowanie podsłuchu w siedzibie demokratów – Watergate. Owe działania z zainstalowaniem podsłuchu na czele stały się przyczyną odejścia Nixona z urzędu prezydenta w trakcie pełnienia kadencji.
Podsłuchiwanie siedziby partii? Odrażające. Wyobraź sobie coś odwrotnego. Partia rządząca podsłuchuje prezydenta. Nigdzie by to nie przeszło. Jak w ogóle partia rządząca mogłaby podsłuchiwać własnego prezydenta!? Nie do pomyślenia! Wyobraź sobie, że republikanie podsłuchują demokratycznego Obamę. W każdym państwie za coś takiego szereg osób trafiłby do więzienia, a czyjaś kariera polityczna legła by w gruzach. Ba! Jakaś partia przestałaby istnieć. Wszędzie, z wyjątkiem wzorcowego państwa postdemokratycznego, jakim jest Polska.
Tak. Agenci Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w czasie kadencji premiera Tuska inwigilowali prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Dokumenty potwierdzające to wypłynęły w sierpniu 2011 roku. Prezydent Kaczyński został zarejestrowany w Bazie Operacyjnej Centrum Antyterrorystycznego ABW 25 października 2008 roku o godzinie 23:02:38 przez agenta posługującego się kartą identyfikacyjną z numerem 9200167. Dokumenty wyciekłe z ABW znajdują się poniżej[2]:
Z chwilą zarejestrowania Lecha Kaczyńskiego można było wytoczyć przeciw niemu wszelkie środki inwigilacyjne, z podsłuchem na czele. Rozkaz padł ze strony zastępcy naczelnika wydziału III CAT Andrzeja Józefackiego.
Było to w czasie twardego konfliktu między Tuskiem a Kaczyńskim w październiku 2088 roku, kiedy minister Arabski odmówił Kaczyńskiemu użyczenia Tu-154 (który najwyraźniej nie był ‘gotowy’), a Tusk mówił: „Powiem brutalnie – nie potrzebuję pana prezydenta, na tym polega problem.” Tusk przekroczył wtedy wszelkie granice, sięgnięto po środki, za które każdy premier każdego w miarę normalnego państwa poszedłby za kratki, a agenci ABW zaczęli inwigilować Kaczyńskiego.
Informatorzy Polskiej dodali komentarz[3]:
„Do BWO wprowadza się imię i nazwisko danej osoby, a pozostałe dane mogą być fałszywe. O kogo konkretnie chodzi, świadczą załączniki do rejestracji, które są nierozłączną częścią dokumentu. W przypadku Lecha Kaczyńskiego załącznikami są m.in. poufne dane dotyczące prezydenta, raport gruziński, dane na temat jego brata Jarosława Kaczyńskiego i dane z prezydenckiego telefonu z łącznością niejawną.
Nie ma mowy o żadnym zabezpieczeniu anyterrorystycznym – żeby kogoś zabezpieczyć, nie trzeba gromadzić o nim wszystkich informacji, także tych najbardziej poufnych. A poza tym takie zabezpieczenie odbywa się za wiedzą osoby zabezpieczanej.
Termin rejestracji prezydenta Kaczyńskiego nie był przypadkowy. Chodziło o zebranie wszystkich informacji na jego temat ze służb po to, by później rząd i politycy PO mogli je wykorzystać w sporze z prezydentem, a zbliżał się kolejny szczyt w Brukseli, na który prezydent Kaczyński się wybierał. Warto, by te dokumenty zostały w całości ujawnione, a później porównać je do działań i wypowiedzi np. Janusza Palikota czy też innych polityków PO. Gwarantuję, że znajdzie się bardzo dużo wspólnych punktów.”
Lech Kaczyński wiedział, że jest inwigilowany. Jak mówił Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla Newsweeka[4],
„Brat mi to mówił, że rząd Platformy go inwigilował. On o tym wiedział. Powiedzmy, że powiedziano mu. Państwo, w którym inwigiluje się głowę państwa, to nie jest państwo prawa.”
O możliwości podsłuchiwania Lecha Kaczyńskiego mówiło się już na początku 2011 roku, kiedy Rzeczpospolita pisała na temat śledztwa w sprawie wypłynięcia raportu ABW dotyczącego incydentu z ostrzelaniem konwoju Kaczyńskiego i Saakaszwilego w 2008 roku. Jak pisała Rzeczpospolita[5], w czasie tego śledztwa
„Sięgnięto do zapisów połączeń Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki. Do wszystkich danych dostęp miała ABW”
Oznaczałoby to podsłuchiwanie pary prezydenckiej. ABW tłumaczyła się, że chodziło o bilingi pracowników Kancelarii Prezydenta.
Zapewne częściowo w ramach tych działań pod koniec 2009 roku prezydent i dowódcy Wojska Polskiego otrzymali od ABW specjalny sprzęt telefoniczny, na który przychodziły SMS-y z ABW dotyczące zagrożenia terrorystycznego. Miały one zabezpieczenie Black Berry, które bardzo łatwo było złamać, a już w 2007 roku Służba Kontrwywiadu Wojskowego odmówiła takim telefonom certyfikatu dostępu do tajemnicy państwowej. Oznacza to, że ABW podsunęła Kaczyńskiemu i wojsku sprzęt bajecznie łatwy do podsłuchiwania. Jeden z takich telefonów znajdował się na pokładzie Tu-154 10 kwietnia 2010 roku.
Działania PO to gigantyczny skandal i gwałt na demokracji. Jak komentował to minister Jacek Sasin, zastępca szef Kancelarii Prezydenta Kaczyńskiego,
„Przeczytałem artykuł i nie mogę się uspokoić. To jest ukoronowanie tych wszystkich działań, które rząd Donalda Tuska prowadził przeciwko panu prezydentowi. Pokazuje, że nie cofano się absolutnie przed niczym. To niestety pokazuje obraz naszego państwa, które obecnie nie odbiega właściwie od Rosji czy Białorusi. Oczekuję stanowiska premiera w tej sprawie. To jest zbyt poważna sprawa, żeby rząd milczał. Nie interesują już mnie wypowiedzi pana Bondaryka, który jest osobą absolutnie niewiarygodną. Donald Tusk powinien wyjaśnić, na czyje polecenie ABW takie działania wobec prezydenta podejmowała. Wątpię, aby Agencja zrobiła to samowolnie. Mówimy przecież o inwigilacji głowy państwa.”[6]
Wyciek z ABW był kolejnym z wielu sygnałów mówiących, o inwigilacji Kaczyńskiego. Niestety, poprzednie całkowicie zignorowano. Jak mówił poseł Jarosław Zieliński, członek sejmowej komisji ds. służb specjalnych,
„Dziwiłem się, że odmówiono wszczęcia postępowania w sprawie wcześniejszego podejrzenia o inwigilację śp. prezydenta. Już wtedy mówiłem, że ABW przekroczyła swoje uprawnienia.” [7]
Utajnianie niewygodnych informacji.
Rząd PO to stek afer i skandali, o których media zwykły milczeć. Niestety, zmęczenie i niezadowolenie zaczyna rosnąć, a Partia Obłudy zaczyna powoli trząść się ze strachu, dlatego zaczyna tworzyć prawodawstwo chroniące jej przekręty. W czasie ostatnich obrad sejmu VI kadencji w 2011 roku przyjęto poprawkę senatu umożliwiającą odmowę dostępu do informacji ze względu na „ochronę ważnego interesugospodarczego państwa”.[8]
Czym w tym przypadku jest interes gospodarczy państwa? Wszystkim. Załóżmy, iż istnieją informacje, będące same w sobie gigantyczną aferą, nie będące jednocześnie w żaden sposób związane z interesem gospodarczym kraju. Informacje te zostaną utajnione, a powód to interes gospodarczy. Nie sprawdzisz związku gospodarczego informacji utajnionej, gdyż nie masz do niej dostępu. Takim to sposobem wszystko, co nie wygodne, zostaje utajnione.
Prezydent Komorowski, wbrew opinii Fundacji Helsińskiej i całej opozycji, podpisał tę ustawę. PiS, PJN i SLD zapowiedziały wcześniej, że w razie podpisania mogą skierować ją do Trybunału Konstytucyjnego.[9]
Bezprawne odwołanie Kamińskiego, Afera Hazardowa i skorumpowanie prokuratury.
Rząd poza służbami wykorzystuje również prokuraturę, m.in. do odwołania szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusza Kamińskiego. Kamiński odkrył aferę hazardową, a w którą zamieszani byli tacy ludzie Platformy, jak Chlebowski.
Zaczęło się, gdy Platformersi w trybie natychmiastowym uchwalili ustawę zakazującą stawianie automatów do gry na ulicach, pubach i innych miejscach niż kasyna. Logiczne, że w tym układzie największym beneficjentem zostały kasyna. Największe sieci kasyn w Polsce to Casino Polonia Wrocław oraz Casinos Poland. Szef pierwszego, Ryszard Sobiesiak, to przyjaciel byłego szefa klubu parlamentarnego PO, Zbigniewa Chlebowskiego. Gdy wyciekła afera hazardowa, Tusk szopkowato zwolnił Zbyszka.
Działalność rozpoczęła wtedy najbardziej upolityczniona komisja śledcza III RP – komisja hazardowa. Wystarczy rzut okiem na działalność jej przewodniczącego, posła PO Mirosława Sekuły i jego zachowanie sprzed przesłuchania Ryszarda Sobiesiaka. Sekuła zaraz przed rozpoczęciem przesłuchań, nie wiedząc, iż mikrofon jest włączony, tak zwrócił się do członka komisji, posła PO Jarosława Urbaniaka:
Sekuła: „Co my tu robimy, za jakiś czyściec czy co? Słuchaj, piszesz te wnioski o wykreślenie pozostałych? Napisz ten wniosek. Wyczyść wszystkich naszych.”[10]
Sekuła i Urbaniak czyszczą ludzi z PO. TVP INFO/ YouTube[11]
Wyczyścić wszystkich ‘naszych’. Oto chodziło Platformie przy ustawianiu tej komisji. Oczyścić trzeba było również Zbyszka Chlebowskiego. Dlatego w czasie przesłuchań Zbycha postanowił o 10-minutowej przerwie. Powtarzam: dziesięciominutowej. Po 6 minutach, gdy sala była pusta, a przed mającymi zadać jeszcze wiele pytań posłami były 4 minuty przerwy, Sekuła wznowił obrady (!), po czym przemówił do pustych krzeseł!:
„Wznawiam posiedzenie komisji. Czy ktoś z posłów chce zadać pytanie? Nikt się nie zgłasza. W związku z tym stwierdzam, że zakończyliśmy zadawanie pytań panu posłowi Chlebowskiemu. Po sporządzeniu protokołu przesłuchań poinformuję pana o terminie, w którym będzie mógł pan to podpisać. Dziękuję panu za przybycie. Na tym kończymy ten punkt porządku dziennego. Dziękuję bardzo serdecznie.”[12]
Sekuła przemawiający do pustych krzeseł. TVN24/ YouTube[13]
Czyszczenie naszych, przerywanie prac komisji i zadawania pytań w czasie nieobecności jej członków będących na trwającej ciągle przerwie oraz wiele innych pokazały, że Komisja Hazardował była kiepskim show mającym na celu chronienie ciemnych interesów Platformy Obywatelskiej i jej ludzi.
Media skupiły się na wątku z Casino Polonia Wrocław Sobiesiaka, zapominając o innym gorącym wątku, drugiej sieci kasyn – Casinos Poland. Usługi PR-owe dla tej firmy świadczy United PR, której współwłaścicielem i wicedyrektorem jest Maciej Grabowski. Ten sam człowiek jest jednym z głównych PR-owców Platformy Obywatelskiej, świadcząc dla niej usługi od 2001 roku. To on budował kampanię Tuska w 2005 roku, to on od 2007 roku odpowiadał za badanie opinii publicznej i strategię marketingową Platformy.
„W tej sytuacji możemy mówić o konflikcie interesów – ocenia dr Maciej Kozakiewicz, wykładowca etyki biznesu na Uniwersytecie Łódzkim”
– pisała Rzeczpospolita w listopadzie 2009 roku[14]
Nie ma wątpliwości, że szef CBA Mariusz Kamiński zbadałby dokładnie i tę sprawę. Póki wpadli tylko Miro i Zbycho, Tusk był jeszcze w miarę bezpieczny i musiał jak najszybciej działać. Do pomocy miał media i prokuraturę. Te pierwsze, po pierwsze totalnie milczały o związku Tusk–PR–Kasyna; po drugie z Mira i Zbycha zrobiły jedynie ‘zgnite jabłka’ zdrowego drzewa. Ta druga oskarżyła Kamińskiego o przekraczanie swoich kompetencji w sprawie Afery Gruntowej, co stało się pretekstem do jego odwołania. Oczywiście była to totalna szopka, po postawieniu tych zarzutów nie dzieje się kompletnie nic, nie ma żadnego śledztwa i nie będzie rozprawy, bo upolityczniona prokuratura nie miała i nie ma żadnych dowodów. Chodziło tylko o danie pretekstu Tuskowi i wyrzucenie Kamińskiego. Równie dobrze mogli oskarżyć Kamińskiego o członkowstwo w Al-Qaedzie (i na tej podstawie go wyrzucić,) by następnie nic z tym nie robić. Jak mówił o tym Ziemkiewicz,
„Odwołanie szefa CBA, po pierwsze pod kompletnie hucpiarskim pozorem jakim były zarzuty postawione przez prokuraturę rzeszowską, z którymi to zarzutami nic się nie dzieje. Minęło ponad półtorej roku i wszyscy wiedzą, że te zarzuty są śmiechu warte. Chodziło tylko o stworzenie faktu prasowego, że skoro są jakieś zarzuty, to premier może, ponieważ nie jest nie poszlakowaną opinia, że szefa CBA można odwołać.”[15]
Zgodnie z ustawą premier nie może od tak odwołać szefa CBA, a podstawą do tego nie mogą być zarzuty. Premier może odwołać szefa CBA po pierwsze, gdy ten albo jest chory, albo sam tego chce, albo nie wykazuje „nieskazitelnej postawy moralnej, obywatelskiej i patriotycznej”, do czego podstawą może być wyrok sądu; po drugie, po zasięgnięciu opinii prezydenta. Na zarzutach się skończyło i nie doszło nawet do rozprawy sądowej, zatem Tusk, grubo przekraczając swoje uprawnienia, popełnił przestępstwo. To po pierwsze, po drugie Tusk musiał zgodnie z ustawą uzyskać opinię prezydenta. Wysłał w tej sprawie niepełne zapytanie do Kancelarii Prezydenta (niepełne, gdyż zabrakło powodu chęci odwołania), ale nim nadeszła odpowiedź, Tusk już zwolnił zagrażającego mu Kamińskiego. To drugi powód, dla którego możemy mówić o popełnieniu przestępstwa.[16] [17] [18] [19] [20] [21]
Uczciwość Czumy: Komisja ds. Nacisków.
Wróćmy do komisji śledczych. Platforma postanowiła powołać również kolejną komisję śledczą, tym razem nie dla obrony własnych interesów, a celem zaatakowania PiS. Była to komisja śledcza ds. nacisków, w pełnym brzmieniu ‘Komisja śledcza ds. nielegalnego wywierania wpływu przez członków Rady Ministrów, Komendanta Głównego Policji, Szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego oraz Szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, na funkcjonariuszy Policji, Centralnego Biura Antykorupcyjnego oraz Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, prokuratorów i osoby pełniące funkcje w organach wymiaru sprawiedliwości w celu wymuszenia przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków ‘; w skrócie ‘KśdsnwwpcRMKGPSCBAoSABWnfPCBAoABWpiopfwowswcwpulno’ (pan premier naczytał się dowcipów o UE i postanowił, by stały się rzeczywistością).
Na czele tejże komisji stanął poseł PO Jerzy Czuma. Platforma Obywatelska jako niezależnego eksperta owej komisji powołała pułkownika Jerzego Stachowicza, który doświadczenie zdobywał będąc oficerem komunistycznej Służby Bezpieczeństwa, a następnie inwigilującego prawicę Urzędu Ochrony Państwa. Jak pisała Wirtualna Polska w artykule ‘Były esbek ekspertem w sejmowej komisji?’[22],
„Wybór emerytowanego pułkownika SB, UOP i ABW Jerzego Stachowicza na eksperta sejmowej komisji do spraw nacisków na służby specjalne za czasów rządów PiS dla części opozycjonistów z lat 80. był wstrząsem. W roku 1986 Stachowicz rozbił w Krakowie grupę „terrorystów” – działaczy radykalnej opozycji, którzy na pierwszego maja chcieli rozproszyć wiec partyjny, wystrzeliwując na Rynku kilka granatów łzawiących, takich samych, jakie milicja stosowała podczas pacyfikowania demonstracji. Stachowicz był bardzo skuteczny – po śledztwie troje studentów musiało podjąć leczenie psychiatryczne.
Tygodnik dotarł do szczegółów wstrząsającej historii z połowy lat 80., dotychczas szerzej nieznanej, w której udział brał Jerzy Stachowicz. W grudniu 1985 SB i milicja prowadziły w Krakowie zakrojone na szeroką skalę śledztwo w sprawie przecięcia 30 pasków klinowych w stojących w zajezdni autobusach MPK. Sprawę potraktowano jak zamach terrorystyczny.
Stachowicz prowadził przesłuchania obu podejrzanych. Według relacji jednego z nich SB zorganizował klasyczne pranie „mózgu” – minimum snu, kilkunastogodzinne przesłuchania przez 7 dni w tygodniu, zakaz kontaktu z ciężarną żoną. Organizator akcji otrzymał karę 5 lat więzienia, drugi skazany na 1,5 roku – z niewiadomych przyczyn był w więzieniu prześladowany i bity. Zmienił się we wrak człowieka. Na skutek ciężkiej choroby nerwowej otrzymał przerwę w wyroku. Po otrzymaniu kolejnego wezwania do odbycia kary popełnił w lutym 1989 r. samobójstwo.”
A czego się spodziewałeś? Kogo innego platfusy mogłyby powołać? SB, UOP, oto ich klimaty, oto ich dziedzictwo i korzenie! Kat, spec od tortur bezpieki stał się niezależnym ekspertem w platfusowej komisji.
O dziwo uczciwym stał się jej przewodniczący z PO, poseł Jerzy Czuma. Choć komisja ewidentnie powstała, by pokrętnie wmówić społeczeństwu, iż rząd Kaczyńskiego stworzył nielegalne mechanizmy naciskania na policję i służby wywiadowcze, a w ostateczności posadzić – niczym Rosjanie Chodorkowskiego i Liebiediewa – Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobro za kratkami, prawda była zupełnie inna i nie było żadnych mechanizmów nacisków. Żadnych. I Jerzy Czuma, choć krytyczny wobec PiS i Kaczyńskiego, choć należący do Platformy Obywatelskiej, będąc jednak uczciwym człowiekiem przyznał w swoim raporcie końcowym, iż takowych nielegalnych mechanizmów zwyczajnie nie było.
Wyobrażam sobie minę Tuska i słowa Niesiołowskiego, gdy dowiedzieli się, że przewodniczący z PO wykonywał swoją robotę uczciwie.
Jak pisała Rzeczpospolita[23],
„Z projektu raportu Czumy wynika, że zarzuty wobec rządzących w latach 2005-2007 nie znalazły potwierdzenia. Według projektu stanowiska komisji, przedstawionego przez Czumę nie ma podstaw do stwierdzenia, aby w latach 2005-2007 „istniał mechanizm, który umożliwiałby funkcjonariuszom publicznym zajmującym kierownicze stanowiska państwowe nielegalne wywieranie wpływów na prokuratorów, funkcjonariuszy policji i służb specjalnych”.”
Przewodniczący odniósł się w raporcie do szefa CBA Mariusza Kamińskiego i oskarżeń w sprawie afery gruntowej, na bazie których Tusk pozbawił go funkcji szefa CBA. Jak pisał Czuma, Kamiński „nie podejmował działań, które można ocenić jako wymuszenia przekroczenia uprawnień wobec podległych funkcjonariuszy”. Ponadto, legalne były działania CBA wobec skazanych w ramach Afery Gruntowej Piotra Ryby i Andrzeja K.:
„Funkcjonariusze CBA mieli podstawy do podjęcia czynności operacyjnych w celu sprawdzenia wiarygodnych informacji o przestępstwie, a podjęte przez nich czynności operacyjne mieściły się w tak zakreślonych granicach”.[24]
Czuma przywiązał dużą uwagę do apolityczności i profesjonalizmu:
„Moją ambicją było starannie rozpoznawać stany faktyczne, sięgać po dokumenty mogące wyjaśnić problemy stojące przed komisją. (…) Nie pozwolę, żeby komisja stała się lawetą do strzelania wobec jakiejkolwiek partii politycznej, w szczególności jeśli chodzi o PiS.
(…) Zniekształcanie stanu faktycznego – pod kątem polityczno-partyjnym – skompromitowałoby naszą komisję”[25]
Jak dalej komentował TVN[26]:
„Czuma stwierdził w projekcie raportu, że nie ma podstaw do stwierdzenia, aby za rządów PiS w latach 2005- 2007 istniał mechanizm, który umożliwiałby przedstawicielom władz państwowych „nielegalne wywieranie wpływów na prokuratorów, funkcjonariuszy policji i służb specjalnych”.
– Komisja stwierdza, że działania byłych prezesów Rady Ministrów – Kazimierza Marcinkiewicza oraz Jarosława Kaczyńskiego, wszystkich byłych Komendantów Głównych Policji (…) oraz byłego szefa ABW Witolda Marczuka nie nasuwają – w badanym przez komisję zakresie – zastrzeżeń – napisał szef komisji śledczej.
Według Czumy, „brak jest podstaw do tego, aby zarzucić naruszenie prawa byłemu ministrowi sprawiedliwości Zbigniewowi Ziobrze”. – Komisja nie znalazła podstaw do formułowania wniosków o pociągnięcie do odpowiedzialności konstytucyjnej wymienionych osób – czytamy w raporcie.
W liczącym 88 stron raporcie znajduje się też stwierdzenie, że były szef CBA Mariusz Kamiński „nie podejmował działań, które można ocenić jako wymuszenia przekroczenia uprawnień wobec podległych funkcjonariuszy”.”
Mówiąc krócej, majaczenia PO o mechanizmie nacisków i przestępstwach były czystą propagandą, totalną bzdurą i niesmaczną grą polityczną.
Ostatecznie wściekłość platfusów sięgnęła zenitu i postanowili wprowadzić poprawki do raportu Czumy. Postanowili oskarżyć w nich uczciwego Kamińskiego (powtarzanie bzdur rzeszowskiej prokuratury, z którymi nic się nie dzieje) oraz stworzyć mrzonkę, jakoby politycy i służby walczyli z ‘układem’ za pomocą niesprecyzowanej, mglistej ‘politycznej presji’.
Tok.fm[27]:
„Złożone poprawki do sprawozdania Czumy będą głosowane 24 sierpnia. – Mój projekt może zostać posiekany – przyznał wczoraj sam Czuma. On sam złożył cztery autopoprawki. – Konkluzji nie zmieniają – podkreśla. Bo Czuma niezmiennie uważa, że dowodów na nielegalne naciski za rządów PiS nie ma.”
Przewodniczący Czuma również zaproponował kilka poprawek, w innej kwestii, co niestety wykorzystali przeciwko niemu platformersi. Członkowie z PO połączyli swoje poprawki i poprawki Czumy w jedną wielką poprawkę, przez co Czuma musiał wstrzymać się od głosu. Ostatecznie wielka poprawka PO przeszła głosami PO, SLD i PSL. Gazeta.pl[28]:
„W rozmowie z dziennikarzami Czuma podkreślił, że wyniku głosowania nie odbiera w kategoriach przegranej albo wygranej. – Posłowie PO połączyli w jedną poprawki, których połowę popieram. To bardzo zręczny ruch, który pozbawił mnie możliwości głosowania „przeciwko” i „za” – tłumaczył.
(…)
Poseł PiS Arkadiusz Mularczyk powiedział, że poprawka przygotowana przez posłów PO zawiera „odmienne wnioski” niż raport Czumy, mimo że opiera się na tym samym materiale dowodowym. – Ta poprawka jest nowym raportem – ocenił. Podobne zdanie miał Czuma. Jak powiedział w istocie przyjęcie poprawki PO oznacza nowy raport.”
Gigantyczna poprawka Platformy stanowi de facto całkowicie nowy raport i co najgorsze odebrała możliwość zgłoszenia poprawek posłom PiS i SLD. Dlaczego? Gdyż nie wolno zgłaszać poprawek do poprawek, a nowy raport był jedną wielką poprawką. „Nasze poprawki będą wówczas bezcelowe. Powinniśmy mieć szansę odnieść się do nowej treści sprawozdania” – mówił wtedy poseł Mularczyk[29]. To się nazywa demokracja…
Wykorzystywanie sądu a kampania wyborcza.
Pamiętasz ‘chorobę psychiczną’ Kaczyńskiego i chęć wysłania go na obserwacje przez sąd zaraz przed wyborami parlamentarnymi w 2011 roku? Wszyscy wiedzieli, że to bzdura. Podstawą miały być jego leki uspokajające. Kaczyński brał przez krótki okres leki uspokajające, gdyż jednego dnia zginęło wielu bliskich mu ludzi, w tym prezydent, jego brat bliźniak, wraz z małżonką. W przypadku tak nagłej straty, w dodatku w katastrofie lotniczej na symbolicznej, splamionej krwią ziemi, Jarosław Kaczyński miał prawo brać leki uspokajające. Zrobiłby to każdy na jego miejscu. Wyciąganie tej sprawy przez tzw. wymiar sprawiedliwości w przededniu kampanii wyborczej to odrażająca gra polityczna na zlecenie. Ciągła paplanina o możliwej chorobie psychicznej Kaczyńskiego, zapoczątkowana przez takich ludzi jak Palikot, kontynuowana przez sąd i podgrzewana przez media. Gdyby którykolwiek amerykański sędzia stwierdził, że każdy Amerykanin, który stracił kogoś 11 września i w związku z tym wziął leki uspokajające to osoba z podejrzeniem choroby psychicznej, lud wziąłby sprawy we własne ręce i doszłoby do linczu. Jestem przekonany, że w tej sprawie postępowanie kontrolowanego przez władze sądu to odrażająca forma kampanii wyborczej.[30]
Inne.
Dzieje się również wiele mniejszych rzeczy, że wspomnę o ciągu wydarzeń, jaki spotkał badającego katastrofę smoleńską Antoniego Macierewicza. Wracając z Wrocławia po spotkaniu z 700 ludźmi, samochód Macierewicza złapał nie jedną, a dwie gumy. Aż dwie przebite opony i to w krótkim czasie, po uszkodzeniu jego silnika.[31]
Podsłuchiwanie wielu dziennikarzy, prawników, inwigilacja prezydenta państwa, tuszowanie afer i wyrzucanie niewygodnych urzędników, krytyka uczciwych polityków i wzrost dyktatorskiego prawodawstwa to tylko niektóre efekty antydemokratycznej polityki rządu PO i PSL. Wiele z nich to ataki na największy bastion wolności słowa, jakim jest internet, ale o tym w następnym rozdziale.
Copyright by Wojciech Mann 2011
Autor zaznacza, że fakt udostępnienia w Internecie nie oznacza, iż prawo autorskie przestało obowiązywać. Rozpowszechnianie i powielanie na użytek komercyjny oraz jakikolwiek inny, który zaszkodziłby autorowi, jest zabroniony, jednakże autor zezwala na zamieszczanie obszernych fragmentów bądź całości w Internecie na użytek niekomercyjny i niezarobkowy, celem rozpowszechniania wyżej wymienionych faktów i poglądów.Kontakt voyteck.mann@vp.pl