Jeżeli zrobię na przykład karmnik dla ptaków, to ten karmnik będzie należał do mnie, mimo że „dla ptaków” został zrobiony. Do czasu ma się rozumieć, aż nie zdecyduję inaczej.
Mogę ten karmnik użytkować zgodnie z przeznaczeniem lub nie, mogę komuś go sprzedać ewentualnie podarować i wtedy moje prawo własności przechodzi na obdarowanego. Jeżeli potem obdarowany zgubi ten karmnik, albo zniszczy, albo sprzeda komuś trzeciemu, to ja nie będę miał prawa do jakichkolwiek roszczeń z tego tytułu do kogokolwiek.
Zgodnie z naszą tradycją roszczenie może mieć co najwyżej znalazca zgubionego karmnika. A konkretnie to znalazca ma prawo od właściciela domagać się tak zwanego „znaleźnego” w wysokości 10 % wartości znalezionej rzeczy.
Co zrobić jednak kiedy właściciel się nie zgłasza, albo nie daje się go ustalić?
Otóż wtedy mamy prawo objąć prawa własności do znalezionego (w domyśle porzuconego) karmnika, lub przekazać go skarbowi państwa. Kiedy skarb państwa zdecyduje się przejąć karmnik, przejmie również obowiązek wypłacenia nam znaleźnego.
Kiedy zrobię „pstryk” i wyjdzie z tego zdjęcie to jest oczywistym dla wszystkich, nawet dla pani redaktor naczelnej „Głosu Skierniewic i Okolicy” Anny Wójcik-Brzezińskiej, że będzie ono należeć do mnie, gdyż będzie moim dziełem twórczym. Na dowód przytoczę jej własne słowa: „Przypominam również, że co do zasady, zdjęcie jest przedmiotem prawa autorskiego, tzn. jest utworem ponieważ można mu przypisać indywidualny oraz twórczy charakter (zob. art. 1 ust.1 ustawy).”
Jeżeli na wykonanej przeze mnie fotografii znajdzie się np. obraz prezydenta RP, albo prezydenta Ukrainy, albo Skierniewic, albo nawet babci klozetowej z pobliskiej galerii handlowej, lub pani redaktor naczelnej tygodnika „Głos Skierniewic”, to mogę tę fotografię bez pytania kogokolwiek o zgodę pokazywać komu zechcę i jak zechcę czyli opublikować. Opublikować jako odrębną całość, lub jako składnik większego dzieła. Jako ilustrację obrazującą ważne treści jakiegoś tekstu na przykład…
Pod warunkiem oczywiście, że zdjęcie nie ma charakteru pornograficznego.
A nawet gdyby takowy charakter miało, to publikacja byłaby i tak możliwa. Zwłaszcza dla zilustrowania ważnego społecznie problemu moralnego. Oczywiście po zamalowaniu pierwszo, drugo i ewentualnie trzeciorzędnych cech płciowych pani redaktor naczelnej.
W tzw. dzikich krajach istniało niegdyś przekonanie, że zdejmując i utrwalając czyjś obraz na fotografii, zdjęty i uwięziony w niej zostaje też jakiś fragment duszy fotografowanego. Z tego tytułu dzicy mieli zwyczaj wymuszać od cywilizowanych różnego rodzaju „rekompensaty”, najczęściej w postaci drobnych fantów, lub datków pieniężnych. Nasza cywilizacja niestety odrzuciła tego typu rozumowanie i tępi oparte na nim roszczenia. Piszę niestety gdyż rozwinięcie takiej tradycji zaowocowałoby z pewnością w naszej kulturze wieloma interesującymi i niezwykle ubogacającymi obyczajami.
Okazuje się, że szczątkowe formy tych obyczajów przetrwały w zakamarkach nawet naszej rzeczywistości. Szczególnie wśród urzędników, trzeciorzędnych polityków i prowincjonalnych propagandystów, którzy sami nazywają siebie dziennikarzami i z tego tytułu domagają się różnych dziwacznych serwitutów.
Jednak ich roszczenia z tytułu domniemanej obecności własnego obrazu na cudzym zdjęciu bądź innym dziele sztuki uznawane są przez większość społeczeństwa za dość komiczne przejawy megalomanii. Zwłaszcza w sytuacji kiedy notorycznie odmawiają oni takich samych serwitutów osobom nagminnie przez nich fotografowanym i systematycznie publikowanym dla zysku, korzyści politycznych lub szerzenia swojej propagandy.
Na szczęście takie przykłady pseudo-moralności Kalego zdarzają się w naszej kulturze dość wyjątkowo. Właściwie spotkałem się z takim kuriozum pierwszy raz w życiu, w dniu 2018-03-29 o 14:22, kiedy to Anna Wójcik-Brzezińska (@glossk.pl) wysłała mi następującą wiadomość:
„Wzywam do niezwłocznego zaprzestania łamania prawa i usunięcia z portalu
NIEPOPRAWNI.PL bezprawnie pobranych i przetworzonych zdjęć z moim
wizerunkiem, a także zdjęć będących moją własnością a ukradzionych i
przetworzonych przez autora wpisów zamieszczonych na portalu. Zgodnie z
obowiązującym prawem rozpowszechnianie wizerunku wymaga zezwolenia osoby na
nim przedstawionej. Zwracam uwagę, że autor publikacji bezprawnie pobrał z
mojego prywatnego profilu społecznościowego moje prywatne zdjęcia a także
zdjęcia mojego psa. Zgoda jest podstawowym warunkiem legalności
rozpowszechniania wizerunku.
Przypominam również, że co do zasady, zdjęcie jest przedmiotem prawa
autorskiego, tzn. jest utworem ponieważ można mu przypisać indywidualny
oraz twórczy charakter (zob. art. 1 ust.1 ustawy).”
Czy mi się tylko wydaje, czy pani Ania nazwała mnie tu złodziejem? I co ja mam teraz z nią zrobić? Przecież ona nawet nie ma żadnego prywatnego profilu społecznościowego! Chociaż z przekonaniem godnym Macedońskiego Aleksandra, pisze że ma. Zapewne chodzi jej o publiczną witrynę internetową należąca do Facebooka zatytułowaną: „Anna Wójcik Brzezińska”? No tak to jest jak się nie czyta dokładnie regulaminów i statutów tych wszystkich fujzboków zwanych portalami społecznościowymi. No jest sporo takich kramików w internecie. Sprzedaje się tam złudzenia, uwagę i obrazki porzucone przez różnych frajerów. A nawet zdjęcia ich psa.
Co więc z tym zrobię? Ano wezmę przykład z prokuratora w sprawie moich zawiadomień o przestępstwie i nic nie będę robił. Zdążyłem się przyzwyczaić do wybryków pani Ani. Taki to już nasz skierniewicki folklor… W końcu próbowała już w swojej gazecie, ku uciesze lokalnej gawiedzi; robić ze mnie wariata i bandytę, a nawet terrorystę, bezkarnie oskarżała o próby gwałtu, oraz pobicie jakiejś bliżej nieokreślonej funkcjonariuszki MOPR-u oraz podpalenie jakiegoś urzędu w Makowie…
Poczytajmy więc jeszcze co dalej pisze pani redaktor ANW:
„Nie jest prawdą, że jeśli zdjęcie umieścimy w sieci to zrzekamy się praw do tego utworu i będzie mógł z niego korzystać każdy. Co do zasady, na każde wykorzystanie czyjegoś utworu potrzebna jest zgoda autora (ew. posiadacza praw autorskich majątkowych, jeśli twórcy przekazał komuś prawa autorskie). Autor dopuścił się złamania szeregu przepisów w związku z powyższym wnoszę jak w meritum. Proszę jednocześnie o poinformowanie o sposobie rozwiązania problemu.
Moje zdjęcia stały się ilustracją następujących publikacji:
-Jak skierniewicki MOPR szyje mi brudne buty. Przygotowanie pod pacyfikację?
http://niepoprawni.pl/blog/godny-ojciec/jak-skierniewicki-mopr-szyje-mi-brudne-buty-przygotowanie-pod-pacyfikacje
– Atak, szczęście, orientacja seksualna i żadnej satysfakcji – część pierwsza
http://niepoprawni.pl/blog/godny-ojciec/atak-szczescie-orientacja-seksualna-i-zadnej-satysfakcji-czesc-pierwsza
– Prawdy „Ani Trochę” – czyli Głos Skierniewic kontynuuje nagonkę na Godnego Ojca
http://niepoprawni.pl/blog/godny-ojciec/prawdy-ani-troche-czyli-glos-skierniewic-kontynuuje-nagonke-na-godnego-ojca
– Sprostowań już się nie publikuje.
http://niepoprawni.pl/blog/godny-ojciec/sprostowan-juz-sie-nie-publikuje
– Szkoła manipulacji na przykładzie tekstu pani redaktor ANW”
http://niepoprawni.pl/blog/godny-ojciec/szkola-manipulacji-na-przykladzie-tekstu-pani-redaktor-anw
Albo wiem! Eureka! Mogę coś jednak zrobić dla pani Ani i pro publico bono zarazem. Właśnie przyszedł mi do głowy pomysł na wykonanie i publiczne zaprezentowanie mojego autorskiego dzieła pod tytułem: „Collage Edukacyjny”, na przykładzie którego wszyscy będą mogli zdobyć jeszcze większe rozeznanie w dziedzinie obrotów praw autorskich w naszej rzeczywistości, oraz praw do znaleźnego.
Jak postanowiłem tak zrobiłem 🙂
Niniejszy collage jest samodzielnym dziełem artystycznym podlegającym ochronie prawej zgodnie z ustawą z dnia 1994.r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Został on skomponowany w celach edukacyjnych z fragmentów zdjęć użytych tu na prawach cytatu. Wszystkie zdjęcia z których pochodzą niniejsze cytaty należą do mnie i również stanowią moja własność intelektualną podlegającą ochronie prawnej. Zdjęcia wykonałem osobiście w przestrzeni publicznej, lub w moim prywatnym domu za pomocą aparatu „Nikon”. Fotografowane przeze mnie przedmioty: wycinki z gazet, meble, sprzęty gospodarstwa domowego, komputery, monitory i obrazy w danym momencie na nich się znajdujące są legalne. Udostępniam niniejszym moje dzieło do swobodnego kopiowania, rozpowszechniania i cytowania na podstawie licencji „open source”, nie wyłączając zastosowań komercyjnych.
Jestem ojcem. Bronię rodziny przed pedofilią instytucjonalną
3 komentarz