Kto okazał się niewydolny w procesie wychowawczym, tak sztucznie oddzielonym od dydaktyki? Szkoła, czy rodzice?
Zamiast wstępu.
Uważam, że w pracy pedagogicznej szkół powszechnych w jednakowym stopniu należy skupiać się na nauczaniu i na wychowaniu. To, że nasze dzieci uczą się w szkole, jest oczywiste. Nie zawsze oczywistą była wychowawcza rola szkół. Znaczenie, jakie nadawano problemom wychowawczym w szkołach, możemy prześledzić po zmianach nazw, odpowiedzialnego za ten obszar ministerstwa.
Za Wikipedią:
Od roku 1944 do 1966 – Ministerstwo oświaty.
Od 1966 do 1972 – Ministerstwo oświaty i szkolnictwa wyższego.
Od 1972 do 1987 – Ministerstwo oświaty i wychowania.
Od 1987 do teraz, (czyli końcówka PRL i III RP) – Ministerstwo edukacji narodowej z czasowymi dodatkami, jak ‘sport’( 2001-2005), ‘nauka’( 2005-2006).
Każda nazwa niesie z sobą znaczenie, priorytet, misję. W omawianym obszarze ma to niebagatelne znaczenie dla decyzji czy zachowań wszystkich uczestników procesu kształcenia i wychowania.
Tylko raz po II wojnie św., przez 15 lat, ministerstwo uwzględniało w nazwie jedność procesu kształcenia i wychowania. Cóż, były to lata, które chcielibyśmy zapomnieć z innego powodu, jednak ja nie tęskniąc za tamtym czasem, wolałabym zachować w nazwie ministerstwa – oświatę i wychowanie.
Spójrzmy na znaczenie tych ważnych słów, za „Słownikiem języka polskiego” PWN.
Oświata, jako – stan, proces upowszechniania wykształcenia i kultury w społeczeństwie.
Wychowanie, jako – całokształt zabiegów mających na celu ukształtowanie człowieka pod względem fizycznym, moralnym i umysłowym oraz przygotowanie go do życia w społeczeństwie.
Edukacja (z łac. educatio), jako – wychowanie, głównie pod względem umysłowym; wykształcenie, nauka (czasem z odcieniem ironicznym).
Które z tych słów jest bliższe oczekiwaniom rodziców i pedagogów?
W obecnym MEN mamy tylko dział administracji rządowej – "oświata i wychowanie", co oznacza, że mentalnie pozwoliliśmy na rozerwanie jedności. Zmiana paradygmatu i priorytetów rodzi określone konsekwencje.
Chętnie zapoznałabym się z badaniami dotyczącymi wpływu zmian nazw ministerstwa na efekt społeczny – rosnących, czy malejących liczb problemów tzw. trudnej młodzieży, która stawała się później ‘trudnymi rodzicami’. Zapoznałabym się, jeśli takie badania były prowadzone. W moim odczuciu taki wpływ istnieje.
Pamiętam wiele dyskusji medialnych i środowiskowych wokół przejęcia przez rodziców odpowiedzialności za wychowanie dzieci, i postulujących skupienie się szkół tylko na nauczaniu. Czy to, że rodzice coraz głośniej wyrażali niezadowolenie z ‘wychowywania’ ich dzieci przez aparat PRL-lu (w końcówce ich oficjalnych rządów) spowodowało usunięcie „wychowania” z nazwy ministerstwa? Nie wiem. Ten aspekt również zostawiam uwadze badaczy.
Faktem jest, że ‘doskonalenie się’ w programach nauczania, zajmowało ministerstwu, a przez to nauczycielom/pedagogom ogromną energię. Wychowanie, jako domena rodzicielskiej odpowiedzialności, bardzo szybko po tej zmianie, w szkole zajęło „drugie miejsce”.
Tymczasem opinię publiczną wstrząsały (i niestety do dziś wstrząsają) coraz dramatyczniejsze obrazy zachowań młodych ludzi w szkołach i poza nimi. Wstrząsa bezradność nauczyciela lżonego przez uczniów w klasie. Wstrząsa coraz młodszy wiek ‘młodocianych’ przestępców. Wstrząsa coraz większy udział dziewcząt w aktach agresji i samo destrukcji (nikotynizm, alkoholizm, narkomania, …).
Kto okazał się niewydolny w procesie wychowawczym, tak sztucznie oddzielonym od dydaktyki? Szkoła, czy rodzice?
W czym problem?
Nauczyciele zaczęli oczekiwać, że to rodzice powiedzą swoim dzieciom o podstawowych zasadach dobrego zachowania oraz wpoją im powszechnie uznane wartości. Stąd w zadaniach wychowawczych szkół, realizowano potrzeby „wyższego rzędu” (np. wychowanie przez sztukę). Kierunek na pewno dobry i właściwy, jednakże rzeczywistość wychowawcza w szkołach ukazywała elementarne braki w stosowaniu zasad współżycia społecznego u młodych ludzi. Pewną ochroną przed spiętrzeniem trudności wychowawczych była znajomość ucznia od pierwszych klas podstawówki, co pozwalało nauczycielowi właściwie reagować w problemach pojawiających się u niego w klasie 7-mej, czy 8-mej.
Sytuacja zmieniła się po reformie systemu,http://www.sciaga.pl/tekst/45848-46-zmiany_w_systemie_oswiatowym_w_polsce_po_1990_roku, kiedy nauczyciel stawał przed nieznanymi mu wcześniej osobowościami Samo zreformowanie systemu oświatowego niewiele zmieniło w myśleniu kadry pedagogicznej, na temat roli wychowawczej szkoły. Rozliczani byli z wyników edukacyjnych, a mimo to, każdy pedagog czynił codziennie swoją wychowawczą powinność. Ci sami nauczyciele tworzący dotychczasowe modele programów wychowawczych dla klas 4 – 8, w trakcie podziałów szkół na podstawowe i gimnazja, tworzyli później kadrę gimnazjów. Nie było łatwym zadaniem dla grona pedagogicznego nowego etapu kształcenia, szybkie dostosowanie się do kumulacji tak trudnych problemów wychowawczych związanych z tym etapem rozwoju młodego człowieka.
Gimnazjum jest szkołą, która otacza swoją opieką dydaktyczną, wychowawczą i opiekuńczą, młodzież w najtrudniejszym okresie ich rozwoju psychofizycznego. Okres dorastania obejmuje wiek od 11 – 12 do 17 – 18 lat, więc gimnazjalista (od 13 do 16 lat) jest w środkowej fazie tego okresu.
Psychologia rozwojowa tak widzi okres dorastania:
„Zmiany w wyglądzie fizycznym (wzrost i rozbudowa ciała) powodują zwiększenie zainteresowania własnym ciałem. Jedni z nastolatków skupiają się na swojej sile i sprawności fizycznej, drudzy na atrakcyjności wyglądu. Przeżycia emocjonalne w wieku dorastania charakteryzuje duża intensywność, a zarazem ich zmienność. Nastolatki doświadczają wielu silnych przeżyć emocjonalnych, bardzo zróżnicowanych, często nie zdając sobie sprawy z tych zmiennych (jakby bezprzedmiotowych) nastrojów. Biegunowość rozciąga się od skrajnej depresji po wybuchy wściekłości. Młody człowiek podważa istniejące autorytety, w związku z wzrastającym krytycyzmem poddaje krytycznej ocenie poglądy i zachowania dorosłych.
Konflikty powstają głównie wskutek hamowania wzrastającej potrzeby samodzielności, rygorystycznej kontroli, różnic w poglądach. Pozycja wśród rówieśników staje się ważniejsza od aprobaty dorosłych. Grupa rówieśnicza nabiera nowego znaczenia w życiu młodego człowieka – staje się miejscem, gdzie można podzielić się swoimi emocjami, tajemnicami, nadziejami i problemami, z osobami podobnymi do siebie. Grupa pomaga w znalezieniu własnej tożsamości. Akceptacja grupy wpływa na satysfakcję z indywidualnych osiągnięć, wzrost pewności siebie i szacunku do samego siebie. Samorzutnie uformowane grupy stwarzają czasami poważne problemy wychowawcze, ponieważ wytwarzają własny system wartości oraz skrupulatnie przestrzegane reguły, często odbiegające od społecznie akceptowanych wzorów współżycia między ludźmi.
Młody człowiek naśladuje wzory zachowań społecznych podawane przez media. Często obserwować można na przemian zachowania „dorosłe” i „dziecinne”. Wzrasta też zainteresowanie osobami płci przeciwnej.”
W gimnazjach akty agresji czy wandalizmu, oraz wiele innych negatywnych zjawisk, to nie tylko zła wola uczniów, a najczęściej trudności z poradzeniem samemu sobie z przejściem przez opisany wyżej okres dorastania.
Jednocześnie każdy z dorosłych powinien zdawać sobie sprawę z konieczności nowego spojrzenia na skutki, wynikające z tego burzliwego okresu dorastania dla efektów dydaktycznych (i nie tylko), oraz z konieczności szczególnej troski o warunki dla w miarę bezpiecznego przejścia tego etapu pod względem wychowawczym.
Ze strony młodych w każdym geście, w każdym spojrzeniu, widać nieme wołanie: „Ty mi nie mów, jak mam robić, ty rób, jak mówisz”
Wszyscy wiemy, że dzieci najszybciej uczą się i wychowują, przez samą obserwację dorosłych. W każdej sytuacji, którą obserwują. Pani w sklepie, pan w autobusie, pani woźna w szkole, aktor, kultowy piosenkarz, zaradny złodziej, (który jeszcze nie ‘wpadł’, a jak ‘wpadł’, to też ma legendę), osoby najbliższe, na co dzień, czyli rodzic, który mówi, to, co mówi (o wszystkim, a przede wszystkim o nauczycielu, którego nie poważa) i wreszcie nauczyciel, który ma różne miary ocen do takich samych sytuacji – to podręcznikowe przykłady na wzór zachowania dla młodych ludzi w tym okresie rozwojowym.
Młodzi mniej zdają sobie sprawę z tego, że wśród dorosłych, którzy „tak im urządzili świat”, są jakieś władze, a do tego polityczne. Do tego dorastają później, w dużym stopniu lekceważąc jakiekolwiek wybory „władz” w swoim kraju.
Na nic się zda unikanie odpowiedzialności wszystkich dorosłych, za wzorce, które młodzi widzą w tym czasie dorastania.
Wyjście z bezradności
Nie można zarzucić ministerstwu edukacji, że nie przygotowało odpowiednich dokumentów regulujących działania wychowawcze w szkołach. W Statutach szkół dumnie wiszą podstawy Programów Wychowawczych, które każdy z wychowawców realizuje ‘po swojemu’; Programy Profilaktyczne, słuszne w treściach, a realizowane bez powodzenia; oraz rokrocznie wybierane Zespoły Wychowawcze. Z dokumentów łatwo się rozliczyć. Papier jest cierpliwy. Kto by tam pomyślał o tym, że coraz więcej godzin lekcyjnych jest ‘rozbijanych’ przez trudne do opanowania zachowania uczniów? Na zachowania uczniów w czasie przerw koniecznością stało się wprowadzenie stałego monitoringu, nawet w WC.
Dorośli z pedagogów, stali się bezradnymi strażnikami swoich podopiecznych. Tego, jak dziecko zachowuje się w szkole, rodzice nie widzą. W domu przecież jest taki/taka spokojny/a, zamyka się w swoim pokoju, w niczym nie przeszkadza.
Czas sobie biegnie w pętli trzyletnich okresów edukacyjnych, zakończonych świadectwem ukończenia. Czasami ministerstwo ‘poprawia’ to i owo w trosce o dobro dziecka, żeby było mniej treści do zapamiętania, zrozumienia, żeby było więcej wskazań do warunkowego przepuszczania z klasy do klasy …itp..
Nie dziwi więc, że termin „edukacja” nawet słownikowo ma „czasami ironiczny odcień”.
Tak na marginesie, jeszcze jednym tematem dla dociekliwych badaczy, mogłoby być ustalenie, kto imiennie odpowiadał za zmianę nazwy ministerstwa od 1987 roku?
Chcieć, to móc
Komu najbardziej powinno zależeć na satysfakcji z uczestnictwa w procesie, który odbywa się w murach polskich szkół? Zapytałam retorycznie, gdyż nikt nie odpowie, że mu nie zależy. Nie powie tak minister, nie powie burmistrz miasta, nie powie rodzic, nie powie nauczyciel, nie powie uczeń. Wszystkim zależy. Aż dziw bierze, że wszyscy chcą dobrze, a nikt nie może?
Celem tej publikacji jest pokazanie tych, którzy zechcieli móc. Nie tylko w prywatnych szkołach możliwe jest wspólne działanie, zgodnie ze wspólnie ustalonymi wartościami, priorytetami, celami, zadaniami. Zapraszam do zapoznania się z przypadkiem dostosowania programu wychowawczego do wyzwań na tym etapie kształcenia – w jednym gimnazjum publicznym,. Celem opisanych zabiegów była zmiana „mentalnych map” wyobrażeń o procesach zachodzących w relacjach nauczyciel – uczeń – rodzic.
Uzyskanie porozumienia na gruncie przekonań i wartości, to niepowtarzalna okazja do wywierania pozytywnego wpływu na osobowość dziecka i ucznia, która przekłada się na satysfakcję z codziennych kontaktów oraz z efektów dydaktycznych.
Opis zawiera rzeczywiste działania rozpoczęte w 2000 roku, z jednoczesnymi sugestiami, że gdyby upowszechniać ten przykład przez powielanie w innych gimnazjach (oraz na innych poziomach nauczania), to łatwiej byłoby osiągnąć zmianę systemową. Wtedy korzyści z procesu oświatowo-wychowawczego byłyby widoczne i trwałe.
cdn.