Grafika: PCh24.pl
Ilekroć wracam myślami do tych obrazów, a z wiekiem zdarza mi się to coraz częściej, mam przed oczyma te dwa światy. I chociaż, Bogu dzięki, nie było dane mi żyć w żadnym z nich, znam je przecież tak dobrze. Jak wielu z mojego i nie tylko mojego pokolenia, poprzez doświadczenia bliskich, dokumenty, filmy, książki i edukację, czuję je i widzę tak wyraźnie.
Pierwszy obraz przepaja sielska niemalże atmosfera międzywojnia. Okresu, który w mojej wyobraźni ukształtowały opowiadania rodzinne i filmy z cyklu W starym kinie. Komedie pełne atmosfery zabawy i beztroski lat dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku.
Kiedy z kolei czyta się i przegląda gazety jeszcze z lipca i sierpnia 1939 roku, to aż do ostatnich dni owych pamiętnych wakacji niemal nic nie zwiastowało wrześniowej tragedii. Ludzie siedzieli w kawiarniach, rozmawiali, czytali prasę, pili kawę, śmiali się i bawili upojeni promieniami słońca i gorącym jeszcze latem. Wszyscy tacy eleganccy i dobrze wychowani, dorośli, młodzież i rozbawiona dziatwa… Wszyscy tacy sympatyczni i przywiązani do swojego codziennego zabiegania i ludzkich, niewinnych przyjemności…
I takimi zastaje ich ten grom spadający z jasnego nieba, o czym świadczą gazety z owego pierwszego i kolejnych dni września. Początek gehenny i otwarcie się drzwi do innego świata. Pamiętne słowa radiowego komunikatu: A więc wojna! Dziś rano o godzinie piątej minut czterdzieści oddziały niemieckie przekroczyły granicę Polską, łamiąc pakt o nieagresji (…) Odtąd wszyscy jesteśmy żołnierzami!
Któż z nas ich nie słyszał lub nie czytał? Do tego widok żołnierzy niemieckich łamiących nasz szlaban graniczny, odgłosy syren, widok bombardowanych miast i tłum ludzi uciekających w różnych kierunkach…
Kiedy myślę w tym kontekście o naszych zachodnich sąsiadach, równie nieodmiennie mam przed oczami dwa przeciwstawne obrazy. Z jednej strony porządek, punktualność, solidność w każdym calu i wysoką kulturę narodu, od którego moglibyśmy się wiele nauczyć, i w ciągu naszych dziejów rzeczywiście się nauczyliśmy.
Ot, choćby najsolidniejszej na świecie sztuki bibliograficznej, z którą żadna inna równać się nie może. A wspaniałe gotyckie katedry i czyste, zadbane kościoły, malownicze miasta i baśniowe średniowieczne miasteczka, religijny lud Bawarii i maryjna pobożność, której owocem są zaszczepione i na nasz grunt przepiękne nabożeństwa majowe… Słyszę i widzę pobożnych Niemców rozmodlonych w pięknie przystrojonych kościołach. Można ich jeszcze spotkać w tradycyjnych wspólnotach skupionych wokół starej liturgii.
Widzę moich niemieckich przyjaciół, których znam i podziwiam, i niejeden raz widziałem na modlitwie, na kolanach przed fatimską figurą Najświętszej Maryi Panny z różańcem w ręku. Słyszę śpiewy pobożnych Niemców przywiązanych do rzymskiego Kościoła…
I drugi obraz, który jak czarne, olbrzymie ptaszysko rzuca cień na ten wielki i powołany do wspaniałych czynów naród. Ten potwór to nie tylko narodowy socjalizm czy komunizm, choć oba wyszły z Niemiec. To tylko dzieci innego monstrum, któremu w rzeczywistości na imię „reformacja”. To przecież pamiętny bunt Marcina Lutra przeciwko Kościołowi i rewolucja protestancka – pierwsza i rozpoczynająca proces dechrystianizacji Europy – złamały Niemcy i wprowadziły je na bezdroża pychy.
Święty Bonifacy, biskupie i męczenniku, apostole i patronie Niemiec, módl się za swoim ludem i ratuj go przed skutkami Rewolucji!
Sławomir Skiba
Jeden komentarz