praktyka a pobożne życzenia.
Ochy i achy nad naszą prezydencją w eurokołchozie mnożą się z różnych stron.
Pożyteczni idioci będący bezwarunkowymi zwolennikami UE łkają pod niebiosa z podniecenia jaki to zaszczyt nas spotyka.
Rząd się tym chwali jakby to była jego zasługa ta cała prezydencja a tymczasem wynika to po prostu z normalnej rotacji. Tusk już snuje wizje jaka to Polska będzie znana na całym świecie po tej prezydencji i jakim to dyplomatycznym mocarstwem się stanie.
Jakie są więc realne wyniki i oddziaływanie prezydencji na i dla przeciętnego mieszkańca eurokołchozu sprawdziłem na sobie w praktyce. Otóż przez ostatnie pół roku prezydencję miały Węgry. I co ? I nic. Nie wiem ani milimetr więcej od tej prezydencji o Węgrzech niż wiedziałem wcześniej. Węgry nie wydają mi się ani odrobinę bardziej znane lub bliskie niż przedtem. Żadne znaki na niebie i ziemi nie wskazują dla mnie żeby Węgrom miało od tego chociaż tyci tyci przyrosnąć jakieś znaczenie międzynarodowe, itp.
Jak się więc okazuje to całe rzekome znaczenie prezydencji to pic na wodę i fotomontaż. Bo nie widzę żadnego powodu, żeby takich jak powyżej uwag nie mógł za pół roku pod koniec polskiej prezydencji napisać przeciętny Klaus, John, Jose, czy Jean.
No oczywiście dla Tuska and Company ma to znaczenie wyborcze bo będą poklepani po plecach przez parę znanych osób, pokażą się świetle reflektorów i jęczących z zachwytu funkcjonariuszy zaprzyjaźnionych mediów co jak liczą przyniesie im głosy wyborców.
A cała prezydencja do czego się sprowadzi ? Do tego, że wydamy ciężkie pieniądze na to żeby banda eurokratów to znaczy chciałem napisać najlepsi synowie Europy mogli w "pocie czoła" debatować, dyskutować, omawiać, koordynować, wzmacniać, przyśpieszać, polepszać, itp. A potem wybrać się na dobrą wyżerkę i na "zasłużony" odpoczynek w dziesięciogwiazdkowych hotelach. I odlecieć na kolejną debatę np. o globalnym ocipieniu w odrzutowcach produkujących spore ilości tak "zwalczanego" przez nich CO2 ….