JE Radosław Sikorski powiedział: Moim zdaniem najlepszą metodą na zachowanie suwerenności jest odpowiedzialność. Naturalnie tak daleko idące ingerencje Brukseli musiałyby mieć legitymację demokratyczną, na przykład z poziomu Parlamentu Europejskiego.
Zacznę od tego, że bardzo lubię p.Radka Sikorskiego. Często Go broniłem – lub czynnie (jeszcze 20 lat temu w Sejmie) popierałem. Często też krytykowałem za działalność w MSZ. Potem – dzięki nieocenionym WikiLeaks – odkryłem, że tak naprawdę działał o wiele lepiej, niż można było sądzić z Jego oficjalnych działań i wypowiedzi…
…ale obecnie jestem coraz bardziej zaniepokojony. A Jego wywiad, udzielony "Rzeczpospolitej" był wręcz porażający.
Mniejsza już o to, że p.Minister wykazał się ignorancją w kwestiach, na których doprawdy powinien się lepiej znać (a jeśli się nie zna, to spytać Żony, p.Anny Applebaum, która płaci podatki w USA). Przeraził mnie taki fragment:
Czy Bruksela powinna mieć prawo ingerowania w budżety państw unijnych?
Jesteśmy na samym początku dyskusji o tym, co powinno się zmienić, aby zapobiec kryzysom w przyszłości. Będzie teraz mnóstwo demagogii, wołania, że każde ograniczenie prawa do nieodpowiedzialności jest naruszeniem suwerenności. Moim zdaniem to nieuczciwy argument, bo za każdym razem, gdy ktoś bierze pożyczkę, podpisuje umowę o pracę czy zawiera związek małżeński, to ogranicza swoje pole działania. Moim zdaniem najlepszą metodą na zachowanie suwerenności jest odpowiedzialność. Naturalnie tak daleko idące ingerencje Brukseli musiałyby mieć legitymację demokratyczną, na przykład z poziomu Parlamentu Europejskiego.
Nie boi się Pan, że unijna ingerencja w budżety narodowe de facto oznaczać będzie bezpośredni wpływ Brukseli na politykę poszczególnych państw?
A czym to się różni od klasycznych instrumentów, z których korzystają banki wobec firm, które nie spłacają swoich należności? Wzywa się zarząd firmy i wskazuje, na czym oszczędzić, a co sprzedać.
Otóż jest prawdą, że każdy, kto podpisuje umowę, ogranicza swoje pole działania. Jednak tylko w zakresie umowy. Tymczasem Traktat Lizboński w ogóle nie przewidywał np. kontroli budżetów euro-stanów przez Brukselę.
Następne zdanie przypomina słynna frazę marxistowską: „Wolność to uświadomiona konieczność”. Nie wiem, co ma wspólnego suwerenność z odpowiedzialnością – ale proszę zwrócić uwagę, że tu po zdaniu: „najlepszą metodą na zachowanie suwerenności jest odpowiedzialność” następuje zdanie: „Naturalnie tak daleko idące ingerencje Brukseli musiałyby mieć legitymację demokratyczną, na przykład z poziomu Parlamentu Europejskiego”.
Otóż między tymi zdaniami jest jakieś przerażające niedopowiedzenie: „…a skoro nie są odpowiedzialne, to będzie musiała nastąpić ingerencja Unii”. I gadanina o „legitymacji demokratycznej” jest równoważna bredzeniu, że Hitler po przyłączeniu części Polski do III Rzeszy mógł wysiedlać Polaków tylko, jeśli będzie miał „legitymację demokratyczną”; Reichstag, gdzie Polaków byłoby 8%, na pewno by to d***kratycznie zatwierdził.
Druga wypowiedź jest już całkiem zakłamana. Owszem: jeśli jestem winien bankowi, to bank może – jeśli robi mi uprzejmość i, powiedzmy, rozkłada należność na raty – tego i owego żądać. Ale bank! A przecież poszczególne zadłużone euro-stany nie brały pożyczki od UE!!!!
Odnoszę wrażenie, że dramatyzm sytuacji zamącił mocno w głowie p.Radkowi. A przecież to tęga głowa.
Nie jest dobrze…