Ochrona zdrowia nie jest priorytetem dla rządzących. Donald Tusk w swoim expose A.D. 2012 nawet się o niej nie zająknął. Czego zatem my pacjenci możemy się spodziewać w 2013 roku po tym ważnym dla nas systemie ochrony zdrowia?
Czy 2013 przyniesie jakieś zmiany na lepsze dla pacjentów – nie sadzę. Jest kryzys. Rośnie poziom bezrobocia. Wpływy z obowiązkowej składki zdrowotnej będą niższe. NFZ zakontraktuje mniej świadczeń. Nie będzie płacił świadczeniodawcom za nadwykonania. Sytuacja finansowa NFZ i świadczeniodawców będzie w 2013 roku gorsza niż w latach poprzednich. Ochrona zdrowia nie jest priorytetem dla rządzących. Donald Tusk w swoim expose A.D. 2012 nawet się o niej nie zająknął. W przeciwieństwie do obywateli, dla których to właśnie zdrowie jest najważniejsze, co pokazują kolejne edycje badania Diagnoza społeczna. Czego zatem my pacjenci możemy się spodziewać w 2013 roku po tym ważnym dla nas systemie ochrony zdrowia?
POZ czyli podstawowa opieka zdrowotna – dalej będziemy ustawiać się w kolejkę o 4tej rano, żeby dostać numerek do lekarza. Od pana Kazia będzie można kupić numerek za 20 zł. Lekarz POZ dalej nas nie będzie leczył ani diagnozował. Pozbawił by się własnych przychodów, bo system stawki kapitacyjnej za usługi w POZ sprawia, że lekarz konkuruje z pacjentem o własne przychody. Im mniej wyda na diagnostykę tym więcej dla niego samego zostanie. Wypisze skierowanie do specjalisty – niech nas leczą wyżej w systemie (i drożej).
Spora część Pacjentów nie pokona bariery wstania o 4 rano i dostania się do lekarza POZ. Tych będzie leczył aptekarz przy pomocy leków bez recepty, których sprzedaż wzrośnie. Jak sprawa będzie poważniejsza pójdziemy po pomoc do szpitalnego oddziału ratunkowego – SORu. SORy to wentyl bezpieczeństwa dla niewydolnego systemu. Mnóstwo pacjentów zawdzięcza im zdrowie lub życie. Pacjenci czekają wprawdzie kilka godzin na pomoc, ale omijają za jednym zamachem co najmniej 3 kolejki – do lekarza POZ, do specjalisty i do diagnostyki. SORy z punktu widzenia pacjentów są bezcenne. To w nich właśnie będziemy się leczyć w sytuacjach przymusu skorzystania z pomocy medycznej. Szkoda, że z powodu generowania dla szpitali finansowych strat SORy są zamykane.
AOS czyli ambulatoryjna opieka specjalistyczna – to najwęższe gardło tego systemu. Tu będziemy czekać na wizytę miesiącami a w niektórych specjalnościach nawet latami. Wielu z nas nie wytrzyma czekania i pójdzie do kwitnącej obok prywatnej poradni specjalistycznej, płacąc z własnej kieszeni za wizytę, diagnostykę i leczenie. Sektor prywatny to jedyny rozwijający się obszar medycyny. Jak doczekamy do umówionej wizyty nasz problem będzie często już rozwiązany poza systemem.
Ale jest też cień nadziei. W październiku 2013 wejdzie w życie Dyrektywa o prawach pacjentów w transgranicznej opiece zdrowotnej. Nie będziemy musieli prosić Prezesa NFZ o zgodę na leczenie za granicą dla świadczeń trwających krócej niż jednodniowy pobyt w szpitalu. Tak więc na wizytę u specjalisty, diagnostykę i medycynę jednego dnia możemy jechać za granicę ale także do ośrodków w Polsce, w których nie ma kolejek. Będziemy musieli za to leczenie zapłacić. Ale NFZ będzie musiał w świetle Dyrektywy zwrócić nam tyle ile płaci świadczeniodawcom z którymi podpisał na daną usługę kontrakt. Oczywiście NFZ nie zwróci nam od razu naszych pieniędzy, ale będzie można zacząć zbierać faktury za usługi świadczone prywatnie i podjąć próbę wyegzekwowania dopłaty od NFZ w sądach. Potrwa to kilka lat, ale jak pojawi się pierwszy rozstrzygający wyrok – wygrają wszyscy pacjenci.
Będziemy dalej stać w kolejce do specjalistów po zaświadczenie o chorobie przewlekłej i o leczeniu. Bez tego zaświadczenia lekarz POZ ani inny lekarz nie wystawi nam recepty na leki refundowane. Co jeszcze możemy zrobić, żeby ominąć kolejkę w specjalistyce? Możemy poszukać tzw. dojść. Pójść na prywatną wizytę do specjalisty – ordynatora albo lekarza szpitalnego oddziału. Jest nadzieja, że położy nas na kilka dni w szpitalu po to żeby zrobić badania, na które w normalnych warunkach czekalibyśmy kilka miesięcy.
Szpital – tu też się nic nie zmieni na lepsze – jeśli mamy pecha i potrzebujemy leczenia szpitalnego będziemy się leczyć w zatłoczonym i zadłużonym szpitalu. Niektóre szpitale zbankrutują. Niektóre szpitale z publicznych staną się prywatne. Te które mają kontrakt z NFZ pod koniec roku będą odsyłać pacjentów, którzy mogą czekać. Dalej nie będzie można zapłacić za leczenie w publicznym szpitalu. Raczej nie będziemy mieli szans na ratowanie zdrowia. Będą nas w szpitalu ratować jedynie w sytuacjach zagrożenia życia. Pacjenci żeby się dostać do szpitala będą szukali tzw. dojść – przez prywatne praktyki lekarzy, ordynatorów czy dyrektorów szpitali.
Szpitale będą wybierały bardziej opłacalnych z perspektywy wyceny NFZ chorych. Latwe, niepowikłane przypadki i zabiegi będą realizowały prywatne szpitale albo gabinety mające kontrakt z NFZ. Jak coś się nie uda, pacjent „trudny” albo z powikłaniami trafi na leczenie do dużego szpitala pełnoprofilowego. Te będą się najbardziej zadłużać. Dla tych szpitali pacjent będzie nie pożądanym Klientem, za którym idą pieniądze tylko problemem, który powoduje narastanie szpitalnego długu. W tych warunkach pacjent nie będzie szanowany i nie będą przestrzegane w szpitalu jego prawa.
Leki – pacjenci będą dalej kupować leki refundowane płacąc za nie 100% ceny w aptece. Dlatego, że lekarze nie będą chcieli ryzykować kary i wypiszą im receptę pełnopłatną, dlatego że nie podpiszą umowy na wystawienie recept z NFZ, dlatego że lekarz nie będzie miał zaświadczenia od specjalisty o chorobie pacjenta i o jego leczeniu i w końcu dlatego, ze lek jest zarejestrowany w ograniczonym zakresie wskazań, w których jest stosowany.
Szpitalom nie będzie się opłacało wydawać leki w programach lekowych, ponieważ będą musiały pokryć straty leku wynikające z wielkości opakowania leku – drogi lek otwarty i niepodany w całości pacjentowi (bo podawany stosownie do masy ciała) będzie wyrzucany a jego koszt obciąży szpital.
Refundacja leków to tylko 15% całkowitych wydatków z budżetu na zdrowie, a Minister Zdrowia zajmuje się głównie tą częścią systemu, nie wprowadzając istotnych zmian w świadczeniach pozalekowych, które konsumują 85% funduszy przeznaczonego na zdrowie. Zgodnie z zasadą Pareto należałoby się w pierwszej kolejności zająć tym co stanowi największy wydatek dla budżetu i tam szukać przede wszystkim oszczędności. Jak dotąd jest odwrotnie – oszczędności z wydatków na leki ratują pogarszającą się sytuację w świadczeniach zdrowotnych.
Profilaktyka – nic nie wskazuje na fakt, żeby w 2013 roku miała zalać nas fala edukacji zdrowotnej i profilaktyki. A w kraju o niskich wydatkach na zdrowie takim jak Polska to powinien być najbardziej zadbany obszar zdrowia publicznego, ponieważ daje największe korzyści za cenę najmniejszych nakładów. Co więcej, na ten cel płyną do Polski poważne fundusze unijne, za które można i należy prowadzić duże ogólnopolskie publiczne kampanie edukacyjne i prewencyjne w wielu obszarach. Czy widać takie prowadzone z rozmachem kampanie? Owszem, widać, jeśli mają prywatnych albo samorządowych fundatorów. Bardzo często my pacjenci profilaktykę uprawiamy za własne pieniądze i tak też będzie w 2013.
Zmiany – zmiany wprowadzone w 2013 będą polegały na redystrybucji istniejących środków – zabraniu kardiologii po to żeby dać pediatrii, rehabilitacji, opiece paliatywnej, przesunięciu oszczędności z leków na in vitro. Nie będzie istotnych zmian systemowych zwiększających finansowanie ochrony zdrowia. Nastąpią za to wewnętrzne zmiany w zarządzaniu instytucjami podległymi Ministrowi Zdrowia – powstanie Agencja Taryfikacji która wchłonie Agencję Oceny Technologii Medycznych i Centrum Monitorowania Jakości w ochronie zdrowia. NFZ ulegnie decentralizacji – podziałowi na mniejsze regionalne oddziały kreujące własną politykę zdrowotną w regionach. Nic się nie wydarzy w sprawie uporządkowania zdrowia publicznego. Nic się wydarzy w sprawie poprawy jakości w ochronie zdrowia. Nie ma klimatu do poprawy jakości skoro nie ma konkurencji i jest wielki niezaspokojony popyt na usługi nawet tej kiepskiej jakości. Zmiany będą miały powierzchowny często pozorny charakter i nie wpłyną na poprawę ani jakości ani dostępu pacjentów do opieki zdrowotnej na żadnym z jej poziomów.
Jedyną istotną systemową zmianą jest wprowadzenie z opóźnieniem i przeszkodami systemu weryfikacji ubezpieczenia eWUŚ. To pierwszy element na drodze do informatyzacji ochrony zdrowia. Daleko jeszcze do elektronicznej dokumentacji pacjenta, e-recepty, rzetelnych danych o ilości i jakości realizowanych świadczeń. Bez informatyzacji nie będzie w dalszym ciągu zarządzania zdrowiem publicznym, kosztami, kontroli nad efektywnością systemu. Nic nie wskazuje, żeby w 2013 miał nastąpić istotny dla pacjentów postęp w tym obszarze.
A jak na niezmieniające się od lat status quo będziemy reagować my pacjenci? Czy będziemy cierpliwie czekać w kolejkach i akceptować substandard w ochronie zdrowia. Czy zabierzemy głos w sprawie nieprawidłowości i powiemy jak sobie wyobrażamy standard ochrony zdrowia? Polska jest krajem o tzw. niskim poziomie kapitału społecznego i stopniu rozwoju społeczeństwa obywatelskiego – ludzie niechętnie się zrzeszają i podejmują działania dla wspólnego dobra, nie potrafią współpracować i mają do siebie niski poziom zaufania. To zjawisko dotyczy krajów regionu, jest typowe dla krajów postkomunistycznych. Mamy w Polsce niezmiennie niskie od początku transformacji i jedne z najniższych w Europie wskaźniki uogólnionego zaufania, aktywności obywatelskiej, pracy na rzecz społeczności lokalnej i skłonności do zrzeszania. Słabość i niemoc organizacji pacjenckich wynika właśnie z niskiego kapitału społecznego i niskiego potencjału wykorzystania przywileju partycypacji w praktyce.
Jeśli pacjenci i organizacje pacjenckie nie pokonają swojej bierności, niemocy i braku współdziałania – utkniemy jako pacjenci w tym zastanym status quo na wiele lat. Administracja publiczna widząc bierność najbardziej zainteresowanych nie ma żadnej motywacji do wprowadzania niepopularnych zmian, które grożą jej utartą pozycji politycznej w kolejnych wyborach. Mamy więc zjawisko błędnego koła, które możemy przerwać tylko sami – MY Pacjenci. W przeciwnym razie nie tylko rok 2013 ale wiele kolejnych lat będzie latami pacjenckiego pecha.