Treść powyższego zdania jest obecna i dominująca w znaczącej większości blogerskich notek. O tym toczy się dyskusja – jak to będzie okropnie kiedy w końcu przegramy.
Treść powyższego zdania jest obecna i dominująca w znaczącej większości blogerskich notek. O tym toczy się dyskusja – jak to będzie okropnie kiedy w końcu przegramy. Są oczywiście blogerzy którzy konsekwentnie tłumaczą, że sprawa pomiędzy PiS a PO skończyć musi się w sądzie, w którym cały rząd Donalda Tuska znajdował się będzie w ławie oskarżonych. To są jednak chlubne wyjątki. Większość blogerów prawicowych szykuje się na męczeństwo już teraz, a po wczorajszym wyroku sądu to już zaczęli wręcz ćwiczyć cierpiętnicze miny w lustrze. I obstawiają, która z nich będzie lepiej wyglądać na tym szafocie, na który zawloką ich siepacze z PO.
Myślenie takie, działania zeń wynikające, jeśli nie są celową prowokacją obliczoną na zmiękczenie zwolenników PiS muszą być wynikiem jakichś deficytów emocjonalnych lub po prostu masochizmem. Przyznam, że mnie one nie pociągają, z tego właśnie względu, że nigdy się przesadnie mocno masochizmem nie interesowałem.
W tym miejscu wypada przytoczyć zapomnianą anegdotę, którą podaje Andrzej Bobkowski w „Szkicach piórkiem”. Pisze oto Bobkowski o swoim ojcu, który w czasie wojny bolszewickiej znalazł się był w okrążeniu wraz ze swoim oddziałem. Nie był w nim dowódcą, ale jednym z oficerów. Dowódca zaś, którego nazwisko uleciało z mej pamięci, miał w swym charakterze silny rys tragizmu. Kiedy okazało się, że wszędzie dookoła są bolszewicy zaczął przemawiać do swoich oficerów w te słowa; Panowie, oto nadeszła chwila, musimy teraz umrzeć, ojczyzna nam tego nie zapomni. Słysząc to podniósł się z trawy zdenerwowany jak nie wiem co ojciec Andrzeja Bobkowskiego, człowiek trzeźwy i praktyczny. Podniósł się i rzekł coś w ten sens mniej więcej; proponował bym jednak, by zamiast drogi do nieba wybrać jakiś inny, bardziej przyziemny sposób ratunku. Zbiło to z pantałyku dowódcę z tragicznym rysem w charakterze i zgodził się on, acz niechętnie, poszukać takiego przyziemnego sposobu. Znalazł się on bardzo łatwo, okazało się bowiem, że kiedy zdecydowanie i gwałtownie poderwie się żołnierzy do ataku, a ci wrzeszczą w niebogłosy i przeklinają, a do tego mają nastawione w kierunku wroga bagnety, to wróg ten sam szuka przyziemnych wyjść z trudnej sytuacji i znajduje je nader szybko. Oddział w którym służył stary Bobkowski wyszedł z tej historii cało, a jego dowódca nie doczekał się śmierci na polu chwały.
Powyższa historia jest ilustracją dwóch sposobów rozumienia sukcesu i dwóch sposobów na zaistnienie w zbiorowej pamięci. Otóż – skromnym moim zdaniem – nie ma się co wybierać do nieba przedwcześnie, bo nie my decydujemy o terminie zakupu biletu, rezerwacji zaś nie przewidziano. Ogłaszanie zaś takich zamiarów publicznie nie ma już żadnego sensu, bo świadczy tylko o słabości oraz o głupawej wierze w procedury i sprawiedliwość sądów. Trzeba znaleźć sposób na to, by wygrać sprawę. Nie wiem jaki, ale jakiś na pewno jest. Będzie pewnie rozprawa w drugiej instancji i nie sądzę by zakończyła się takim samy orzeczeniem. Sądzę bowiem, że ten pozew to po prostu nękanie, w dodatku uporczywe. Przed wyborami prezydenckimi mieliśmy pozew i ja dokładnie pamiętam jak lamentowała nad przegraną w sądzie pani Kluzik, bo czyniła to w mojej obecności. Była ona wtedy autentycznie zdruzgotana tym wyrokiem i bała się, że kolejna sprawa przeciwko Pis także zakończy się niekorzystnie. Tak się nie stało, wszyscy to pamiętamy.
Nie wszyscy jednak pamiętają, że nie sposób przekonać ludzi do jakiejś idei głosząc jej klęskę i rychły koniec, a zwycięstwo obiecując ewentualnie za grobem lub w zakamarkach własnego serca. To jest program upiorny i fałszywy. Nie ma w nim nic ciekawego i podawany jest zwykle, tak sądzę, do wiadomości publicznej, przez prowokatorów.
Nie mogę się także zgodzić z tym co tu dziś piszą w salonie ludzie przekonani, że wyrok warszawskiego sądu to triumf demokracji, bo były przecież rozprawy przeciwko Środzie i Kutzowi. To nie to samo drodzy, bo tu jest powtórka sprzed wyborów prezydenckich, proces w trybie wyborczym, obliczony na efekt propagandowy, kampanijny, proces który stwarza pokusę, by już zawsze pozostać przy tej metodzie i stosować ją przed każdymi wyborami. Pomyślmy więc co zrobić, by tę tendencję odwrócić. Pomyśleć o tym powinni przede wszystkim politycy PiS, szczególnie zaś ten pan, który jest szefem kampanii, a powinien grać tytułową rolę w przedstawieniu według Andersena zatytułowanym „Księżniczka na ziarnku grochu”.
Wszystkich oczywiście zapraszam na stronę www.coryllus.pl i zachęcam do kupowania książek Toyaha i moich.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy