W nim zaś nie brakuje udzielnych księstw, które już dawno (mniej więcej w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia) złożyły obediencję Absurdystanowi ochoczo wchodząc na ścieżkę post-rozumu, wiodącą całkiem poprawnie politycznie ku post-prawdzie. Amerykańskie uniwersytety są prawdziwą kopalnią przykładów potwierdzających dominację za Oceanem Króla Absurdu. To on każe widzieć za pozornie banalnym zimowym krajobrazem, „ważne zagadnienia badawcze”, otwierające nowe perspektywy w zakresie „feministycznych studiów postkolonialnych i feministycznej politycznej ekologii”.
W 2016 roku grupa „naukowców” z University of Oregon opublikowała wyniki swoich kilkuletnich badań finansowanych z wielomilionowego grantu National Science Foundation (jedna z największych państwowych, grantodajnych instytucji w USA) na temat „feministycznej glacjologii”.
Być może większości czytającym ten tekst słowo „glacjologia” kojarzy się z sympatyczną osobą docenta Koziełło – glacjologa występującego w jednym z odcinków „Czterdziestolatka”. Ktoś może zerknąć do słownika i przeczytać, że glacjologia to nauka zajmująca się lodowcami na świecie. Ale to już jest passe. Dzięki zespołowi amerykańskich uczonych z Oregonu kierowanych przez Marka Careya dowiadujemy się bowiem, że „istotnym, a pomijanym aspektem ludzkiego wymiaru lodowców i zmian w globalnym klimacie jest relacja między lodowcami a gender” oraz że pilnie trzeba zwrócić uwagę na takie pojęcia jak „władza, sprawiedliwość, nierówność i produkcja wiedzy w kontekście lodu, zmian zachodzących w lodowcach i glacjologii”.
Pokłonom Królowi Absurdowi (a jego drugie imię zaczyna się na „B”) nie ma końca. Dotowani milionami dolarów „uczeni” z Oregonu piszą dalej, że „ramy feministycznej glacjologii zapewniają solidną analizę gender, władzy i epistemiologii w dynamicznych socjo-ekologicznych systemach, prowadząc w ten sposób do bardziej sprawiedliwej nauki oraz interakcji między człowiekiem – a lodem [human-ice interactions]”.
Odcinamy więc rozum i dalej już jedziemy bez trzymanki: „Obliczone na dłuższą perspektywę poleganie na wiedzy pochodzącej z perspektywy nauk przyrodniczych zmarginalizowało głosy kobiet i kultur na całym świecie, które żyły w świecie lodowców”. Kolejny etap to odbicie (nie powiem czego) i wyjście z progu: „Struktury władzy i dominacji stymulowały również pierwsze, na duża skalę wiercenia rdzenia lodowców, czyli te archetypiczne maskulinistyczne projekty, by dosłownie penetrować lodowce i pobierać z nich próbki do pomiaru i eksploatacji lodu w Grenlandii i Arktyce”. Dłuuugi lot (w oparach absurdu) i lądowanie z telemarkiem: „Lodowce nie mają płci, ale retoryka stosowana wobec nich mówi nam wiele o tym, co ludzie myślą o nauce i o płci” (wywiad M. Careya dla magazynu „Science” w marcu 2016).
I pomyśleć, że człowiek zżymał się na to, że w projektach nagradzanych do 2015 roku przez Narodowy Program Rozwoju Humanistyki (NPRH) łatwiej było otrzymać wieloletni grant na badania malarstwa skalnego w Nepalu, a nie np. na dzieje okupacji niemieckiej w Polsce, gdy miliony dolarów płyną wartkim strumieniem na finansowanie frapującego zagadnienia „feministycznej glacjologii”.
Lodowców w Polsce mało, ale mamy przecież stoki narciarskie. Te zaś również stanowią wdzięczny temat do pozyskiwania funduszy na „badania naukowe”. Można chociażby odwołać się do studiów dr. Marka Stoddarta z Memorial Univeristy na Nowej Fundlandii (Kanada), który na łamach „International Review for the Sociology of Sport” opublikował artykuł pt. „Konstruowanie zmaskulinizowanych przestrzeni sportowych: narty, gender i przyroda w Kolumbii Brytyjskiej, Kanada”. Kanadyjski „uczony” streszcza swoje ustalenia, konstatując, że „socjologia sportu dostarczyła znaczącą liczbę badań na temat gender i społecznej nierówności w sportach na otwartym powietrzu”. Jednak to za mało, bo „za mało uwagi poświęcono zagadnieniu jak społeczna konstrukcja krajobrazu kształtuje relacji władzy napędzane kwestią płci”.
Stoddart pędzi w dół z prędkością godną najlepszych alpejczyków: „Krajobraz wysokogórski jest miejscem na uprawianie atletycznej, szukającej ryzyka maskulinizacji. Zaawansowane tereny narciarskie i znajdujące się tam ośrodki są również miejscami zmaskulinizowanymi. Z kolei mniej ryzykowne obszary narciarskie mogą być interpretowane jako „neutralne genderowo” (gender – neutral) sfeminizowane przestrzenie. Poprzez zjazd na nartach, uczestnicy konstruują znaczenie płci i miejsca, uprzywilejowując zmaskulinizowane wersje sportu”.
Zjazd dokończony. Daleko w tyle pozostawiony zostały takie „konstrukty społeczne”, jak prawda i zdrowy rozsądek. Ale jakież perspektywy badawcze! Już widzę te tematy: „Modernizacja Wielkiej Krokwi a zmaskulinizowany dyskurs kulturowy w Polsce”, „Loty narciarskie a globalne ocieplenie klimatu”, „Kombinezony skoczków narciarskich w perspektywie genderowo – neutralnej aerodynamiki”. Tylko pamiętajcie potencjalni grantobiorcy – copyright by!
Grzegorz Kucharczyk
Źródło: http://www.bibula.com/?p=93113
3 komentarz