Do mego artykułu „Sprawa najważniejsza – nasza pozycja w Europie” otrzymałem interesujące uwagi i komentarze, za które, jak zwykle dziękuję niezależnie od różnicy poglądów. Warunkiem uznania jest odpowiednia argumentacja i ton wypowiedzi.
Negowanie „najważniejszej” sprawy ma swoje uzasadnienie, choćby na zasadzie zdania naszego kapelana księdza prałata Józefa Maja, który kiedyś w czasie dyskusji nad najważniejszymi sprawami zwrócił uwagę, że najważniejsza jest dbałość o zbawienie duszy.
Ale właśnie w tej dbałości tkwią sprawy, które mogą być traktowane jako najpilniejsze w danej chwili, do nich właśnie zaliczyłbym walkę o polskie miejsce w Europie.
W tym dziele, bowiem zawierają się wszystkie wspomniane priorytety, a przede wszystkim odrodzenie moralne i Polski i całej Europy w duchu jej chrześcijańskiej kultury.
Nie jest to sprawa „stracona” jak uważają niektórzy zdroworozsądkowi pesymiści sądzący po natrętnej publikacji zjawisk. Wielka masa Europejczyków, którzy nie wyzbyli się swojej kultury żyje w cieniu wrzaskliwej propagandy nihilizmu przybierającej niekiedy formy rzekomej troski o humanizm, a szczególnie o prawa wolności, które należy odczytywać jako prawo nie tylko wolności, ale i przywilejów dla wszelkiego rodzaju wypaczeń.
„Wolność” ma bowiem różne znaczenia, przypomina mi się przy okazji wypowiedź na ten temat „przygodnego” faceta, który przysiadł się do mego stolika w restauracji we Lwowie jeszcze za sowieckich czasów. Na zdawkowe zaproszenie do Warszawy odpowiedział: – że do Warszawy nie pojedzie, bo w Polsce nie ma wolności, a to, dlatego że jeżeli w Polsce ktoś się napije to pakują go do izby wytrzeźwień, a u nas pełna swoboda – pij ile chcesz i nikt nie ma prawa ci przeszkadzać”.
Silną pozycję w Europie mieliśmy tylko dwukrotnie w naszych dziejach: – raz za Chrobrego, a drugi raz w „złotym wieku” XVI za Jagiellonów.
Nie miałoby to takiego znaczenia gdybyśmy mieli innych sąsiadów, niestety zostaliśmy obdarzeni sąsiedztwem najgorszym z wszelkich możliwych, ale przecież do bezpośredniego zagrożenia z ich strony sami przyczyniliśmy się w znacznej mierze. Zadowoliliśmy się hołdem pruskim w 1525 roku zamiast inkorporacji Prus Książęcych w jakiejkolwiek formie, chociażby przez ożenek Zygmunta Augusta, a z drugiej strony nie zadbaliśmy o utrzymanie niezależnych księstw i miast ruskich pozwalając na kolejne zagarnianie ich przez Moskwę.
Można w tym przypadku zwalić winę na Litwę, która była za słaba żeby konkurować z Moskwą, ale w XVI wieku to już nie Litwa, lecz Polska była stroną prowadzącą tę rozgrywkę.
Poprzestawaliśmy jednak na efektownych zwycięstwach, po których zawieraliśmy wspaniałomyślny dla pokonanych traktat, natychmiast zresztą łamany z ich strony. A już grozę budzi stosunek do tej sprawy ze strony Zygmunta III Wazy, który przy każdej okazji pogrążał polskie interesy.
Stan zagrożenia powstały w wyniku zjednoczenia Niemiec pod pruskim butem i pozostającej pod niemieckim wpływem wielkiej Rosji – tworu moskiewskiej zaborczości jest kontynuowany po dzień dzisiejszy mimo naszej przynależności wspólnie z Niemcami zarówno do UE jak i do NATO.
Fakty, a nie „pakty” dowodzą niezbicie, że dla Niemiec ważniejsze jest utrzymywanie dobrych stosunków z Rosją aniżeli jakiekolwiek inne powiązania międzynarodowe.
Nie znamy treści porozumień niemiecko – rosyjskich i nawet nie wiemy czy istnieją oprócz oficjalnie zawartych umów jakiekolwiek pisane kontrakty.
Całkiem możliwe, że w istniejącej sytuacji wystarczyły porozumienia ustne w ślad, za którymi poszły określone działania.
Dowody są dość liczne, i aż dziw bierze, że prezydent „III Rzeczpospolitej” Andrzej Duda w trakcie swojej wizyty nie odpowiedział Niemcom na ich zarzut w stosunku do Polski rządzonej przez Kaczyńskich „ o niechęci w stosunku do Niemiec”, że to nie Polska tylko Niemcy są winne słusznie powstałym w Polsce nieufnościom w stosunku do niemieckiej polityki wschodniej.
Jak bowiem zrozumieć budowę kosztem wielokrotnie przewyższającym trakt lądowy – bałtycką rurę gazową, tylko po to żeby Polskę ominąć?
Jak inaczej rozumieć niemieckie jednostronne umowy na dostawę gazu skazujące Polskę na płacenie najwyższych stawek Rosji?
Jak rozumieć popieranie Putina mimo prowadzonej przez niego polityki agresji?
Jak rozumieć niemieckie, decydujące poparcie dla dyskryminującej polską gospodarkę polityki unijnej w czasie, w którym niemiecka gospodarka korzystała z przywilejów dostosowawczych i to będąc w warunkach znacznie lepszych od Polski?
Jesteśmy gotowi do dobrosąsiedzkiej współpracy z Niemcami i dajemy na to aż nazbyt liczne dowody, ale to Niemcy muszą zmienić swoje nastawienie do Polski i nie tylko do Polski, ale do wszystkich krajów położonych na wschodniej rubieży UE.
Podobnie ma się sprawa z przyjmowaniem uchodźców, zarzut „egoizmu narodowego” postawiony Polsce powinien spotkać się z natychmiastową ripostą w postaci stwierdzenia, że to Polska przez wieki przyjmowała wszelkiego rodzaju uchodźców prześladowanych w innych „cywilizowanych” krajach europejskich z Niemcami na czele. Przyjęliśmy między innymi 3 miliony Żydów wypędzonych z Niemiec i Rosji i chyba komu jak komu, ale Niemcom nie wypada tego mówić przedstawicielowi narodu, który jako jedyny w osamotnieniu przeciwstawił się wspólnej agresji niemiecko rosyjskiej ponosząc największe ofiary w obronie ludzkości.
Rola prezydenta „III Rzeczpospolitej”, który chce prowadzić politykę obrony polskich spraw, jest nie do pozazdroszczenia. Ma przeciwko sobie obecny rząd i wspierający go układ, a co najgorsze siły zewnętrzne ingerujące już bez żadnych osłonek w sprawy polskie.
Brakuje mu stosownej siły państwa, o czym właśnie pisałem w przytoczonym na wstępie artykule.
I dlatego traktuję ten problem jako najważniejszy w naszym obecnym położeniu, a szczególnie mając na względzie naszą przyszłość.
Już dzisiaj mamy stan, w którym istnieją niepowetowane straty, jeżeli jednak w najbliższym czasie nie nastąpi zasadniczy przełom w rządzeniu Polską to grozi nam nieuchronna katastrofa.
Na tym tle chciałbym zwrócić uwagę na nieodzowność udzielenia polskiemu społeczeństwu rzetelnej informacji o naszym położeniu.
Przez pół wieku było ono karmione kłamstwem bolszewickim, na całe szczęście jego wyraz był tak prymitywny i tak oczywiście sprzeczny ze stanem faktycznym, że ludzie mu nie wierzyli.
Współcześnie mamy do czynienia z kłamstwem bardziej wyrafinowanym, popartym kuszącym blaskiem mirażu wszelkiej szczęśliwości i życia ułatwionego i dlatego jest ono trudniejsze do zwalczenia.
Jednak dzisiaj już widać dość wyraźnie prawdziwe oblicze i to daje nadzieję na dokonanie przełomu.
Miarą współczesnej sytuacji jest jeden z komentarzy do omawianego artykułu stwierdzający, że partia, która ogłosi nieodzowność przymusowego poboru do wojska przegra z kretesem wybory. Bowiem według obowiązującej reguły w wyborach należy wyłącznie posługiwać się obiecankami, że tylko dajcie nam władzę a my was uczynimy natychmiast szczęśliwymi bez żadnych obowiązków.
Mamy, zatem królestwo kłamstwa triumfującego.
Przy okazji muszę sprostować, że nie pisałem o „przymusowym” poborze, ale o powszechnym, a to jest różnica, podkreślając konieczność wprowadzenia specjalnego systemu szkolenia. Radzę staranniej czytać teksty.
Jeden komentarz