Wynik warszawskiego referendum w sprawie odwołania prezydent miasta, ponad wszelką wątpliwość, został wypaczony. Zaczęło się od wezwania do bojkotu ogłoszonego expresis verbis przez prezydenta Komorowskiego, premiera Tuska i marszałek sejmu Ewę Kopacz. Do bojkotu przyłączył się polityczny i medialny mainstream a także rozliczni celebryci. Ratusz nie zamierzał ułatwiać Warszawiakom oddania głosu. Obwieszczeń o obwodach do głosowania było jak na lekarstwo, utrudniano osobom mieszkającym, ale niezameldowanym w Warszawie, dopisywanie się do spisu wyborców. Trwała akcja zastraszania, przede wszystkim urzędników pracowniczymi konsekwencjami w wypadku ich udziału w głosowaniu. Trzeba pamiętać, że w administracji rządowej i samorządowej zatrudnionych jest w stolicy ponad 100 tysięcy ludzi; dodajmy do tej liczby członków ich rodzin: małżonków, rodziców, także dorosłe dzieci, to uzbiera nam się kilkusettysięczna armia „wyborcza”.
Także akt referendalny nie odbywał się zgodnie z wszelkimi wymogami prawa. Na listach wyborczych znaleziono imiona i nazwiska osób zmarłych, jak w obwodowej komisji ds. referendum w Szkole Podstawowej nr 312 przy ulicy Umińskiego 12 na Gocławiu. Bloger Kruk na „salonie24” podał bardzo znaczące fakty, dotyczące obwodowej komisji nr 86 zlokalizowanej w budynku Szkoły Głównej Handlowej przy ul. Wiśniowej 41 na Mokotowie. Tam „wysoka komisja referendalna”, po podliczeniu głosów, nie wywiesiła na drzwiach komisji wyników głosowania, co było ich „psim obowiązkiem” zgodnie z Ustawą z dnia 15 września 2000 r. o referendum lokalnym (tekst jednolity) (Dziennik Ustaw z 2013 r. poz. 706, art. 59, pkt 5 – Po sporządzeniu protokołu obwodowa komisja podaje niezwłocznie do publicznej wiadomości wyniki głosowania poprzez wywieszenie w swojej siedzibie, w miejscu łatwo dostępnym dla obywateli, jednego z egzemplarzy protokołu głosowania w obwodzie.
Bardzo interesującą informację opublikował Portal Kongresu Mediów Niezależnych, dotyczący porównania sondaży i wyników referendum w dzielnicy Śródmieście. „Według badań sondażowych TNS Polska (podanych 13 października po godzinie 21.00) najwyższą frekwencję odnotowano w Śródmieściu 35,6%, tymczasem według wyników PKW frekwencja w tej dzielnicy wyniosła zaledwie 26,51%”. Różnica wyniosła więc ponad 9%. Dziwne, prawda?
Przypomnijmy także, że po 21.00 w dniu referendum nie podano, aż do ok. 11.00 następnego dnia żadnych tzw. szczątkowych wyników z obwodów, gdzie najszybciej uporano się z liczeniem głosów. Dotarła natomiast wiadomość, że zawiesiły się serwery, jak żartowano w sieci, „ruskie serwery”. Ogłaszając wyniki referendum, przewodniczący Miejskiej Komisji Wyborczej Dariusz Kacprzak, zapytany, dlaczego tak długo trwało liczenie głosów z rozbrajającą szczerością oświadczył, że członkowie komisji umówili się, że nie będą udzielali żadnych informacji na temat prac komisji. A do dwunastoosobowej komisji sześć osób wydelegowała Warszawska Wspólnota Samorządowa.
Dokładnie 5 miesięcy temu, na „3obiegu”, napisałem krótki felieton nawołujący do powołania Obywatelskich Komitetów Wyborczych. Nie przyniosło to niestety żadnego skutku, a dzisiaj po warszawskim referendum, znowu przyjdzie nam żyć w przeświadczeniu, że władza, już po raz kolejny, dopuściła się wyborczych nadużyć, a właściwie fałszerstw. Przedstawiony przeze mnie pomysł na policzenie głosów „na piechotę” absolutnie nie przekracza możliwości organizacyjnych „społeczeństwa obywatelskiego”. Można było zorganizować poligon doświadczalny właśnie teraz podczas referendum w Warszawie, żeby później skutecznie patrzeć władzy na ręce przy kolejnych dużych, ogólnopolskich wyborach. Jeszcze raz powtórzę, że jeśli nie stać nas na organizacyjny wysiłek powołania Obywatelskich Komitetów Wyborczych, to może w ogóle nie warto już chodzić do wyborów. Szkoda czasu i nerwów. Bo urzędująca władza i tak sama siebie bez wysiłku wybierze.
Ale niech żywi nie tracą nadziei… Poniżej, raz jeszcze, przypominam proponowany przeze mnie mechanizm działania Obywatelskich Komitetów Wyborczych.
Na poziomie centralnym powinien zostać powołany sojusz wyborczy wszystkich patriotycznych sił obywatelskich: partii politycznych, fundacji i stowarzyszeń (np. Solidarni 2010), ruchów społecznych (np. Ruchu Społecznego im. prezydenta Lecha Kaczyńskiego), środowiska „Radia Maryja”, Klubów „Gazety Polskiej”, wszelkich organizacji i środowisk niezależnej polskiej prasy, etc. Ten sojusz powinien powołać Krajową Obywatelską Komisję Wyborczą. W każdej gminie należy powołać Gminne lub Miejskie Obywatelskie Komisje Wyborcze i równolegle, w powiatach, Powiatowe Obywatelskie Komisje Wyborcze i dalej Wojewódzkie Obywatelskie Komisje Wyborcze.
Do każdej, powtarzam każdej Obwodowej Komisji Wyborczej musi być delegowany przedstawiciel (lub dwóch) tzw. „mąż zaufania” i musi patrzeć na ręce członkom OKW. W takiej OKW, prawdopodobnie, najtrudniej sfałszować wybory. Jej członkowie, nawet pomimo różnic politycznych, zazwyczaj bardzo dobrze się znają i w zasadzie nie są skorzy do wyborczych fałszerstw. Mężowie zaufania, zasiadający w Obwodowych Komisjach Wyborczych sporządzają dokładny protokół po podliczeniu głosów, fotografują także protokoły i obwieszczenia o wynikach głosowania. Takie protokoły muszą obligatoryjnie trafić do Gminnej/Miejskiej Obywatelskiej Komisji Wyborczej. Tutaj podliczamy głosy i wyniki przekazujemy do Powiatowej Obywatelskiej Komisji Wyborczej i znowu to samo, podliczamy i przekazujemy wyniki do Wojewódzkiej Obywatelskiej Komisji Wyborczej, a stamtąd do Centralnej Obywatelskiej Komisji Wyborczej.
Widzę w takim systemie same zalety, przede wszystkim nie liczymy głosów na rosyjskich serwerach! Właściwie na każdym poziomie takiej obywatelskiej struktury można głosy policzyć „na piechotę”, co wbrew pozorom ma swoje liczne zalety. Konfrontacja wyników podanych przez PKW z wynikami, które zweryfikujemy jako społeczeństwo obywatelskie, musi dać odpowiedź, czy wybory zostały sfałszowane, czy odbyły się zgodnie z demokratycznymi przykazaniami. Zaletą zdublowania przez Obywatelską Komisję Wyborczą instytucji państwowej (PKW), powołanej do liczenia głosów, stanowi fakt, że będziemy mieć w ręku także ewentualne dowody (np. protokoły mężów zaufania i zdjęcia obwieszczeń z wynikami) na wyborcze fałszerstwa. Bo wyniki muszą się zgadzać na każdym poziomie tej struktury: w gminie, w powiecie, w województwie i w Polsce. Nie do przecenienia będzie aspekt propagandowy całej akcji, który stworzy nacisk na władze i wzbudzi strach potencjalnych fałszerzy.
To jasne, że nie odkrywam Ameryki. Chciałbym jednak przypomnieć, że najbliższe wybory, jeśli zostaną sfałszowane i/albo przy korycie pozostanie liberalno-lewacka opcja, stracimy, być może bezpowrotnie szansę na podjęcie choćby próby zbudowania suwerennej i sprawiedliwej Rzeczpospolitej, co udało nam się „koncertowo” zaprzepaścić po 1989 roku.
A wracając do warszawskiego referendum, to moim zdaniem jego inicjator, czyli Warszawska Wspólnota Samorządowa, winien złożyć wniosek o ponowne przeliczenie głosów w całej Warszawie, „na piechotę”, bez serwerów. Casus Śródmieścia jest niestety bardzo wymowny. A poza tym Lemingrad nie może spać spokojnie!
Dziennikarz i wydawca. Twórca portali "Bobowa Od-Nowa" i "Gorlice i Okolice" w powiecie gorlickim (www.gorliceiokolice.eu). Zastępca redaktora naczelnego portalu "3obieg". Redaktor naczelny portalu "Zdrowie za Zdrowie". W latach 2004-2013 wydawca i redaktor naczelny czasopism "Kalendarz Pszczelarza" i "Przegląd Pszczelarski". Autor książek "Ule i pasieki w Polsce" i "Krynica Zdrój - miasto, ludzie, okolice". Właściciel Wydawnictwa WILCZYSKA (www.wilczyska.eu). Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
4 komentarz