Zbierając materiały na temat siekierezady na cmentarzu wojennym nr 101 w Libuszy, zob. artykuł http://gorliceiokolice.eu/2016/12/siekierezada-na-cmentarzach-wojennych-w-libuszy-burmistrz-miroslaw-wedrychowicz-i-sadecki-konserwator-zabytkow-krystyna-menio-w-stronnictwie-barbarzyncow/, przypadkowo dotarłem na cmentarz wojenny nr 104 w Strzeszynie (gmina Biecz). Kilka zdjęć z tej wizytacji, wykonanych 24 listopada 2016 roku, Czytelnicy „Gorlic i Okolic” mogli zobaczyć w ww. tekście. Wówczas, tj. 24 listopada, zinwentaryzowałem dwa wycięte drzewa. Jedno z nich (klon), ponad wszelką wątpliwość, było zdrowe jak przysłowiowy dzwon:
Drugie drzewo (robinia akacjowa) rzeczywiście należało wyciąć. Pień tej robinii, jak widać na zdjęciu, był właściwie całkowicie spróchniały:
Z dokumentacji (skmbt_c22016121416200, skmbt_c22016121414180, skmbt_c22016121414170 ) otrzymanej od urzędnika UG w Bieczu Sylwii Dudek wynika, że na tym cmentarzu wojennym zakwalifikowano do wycięcia jeszcze dwa drzewa (dąb czerwony i kolejny klon). 24 listopada 2016 roku te drzewa rosły jeszcze na tym cmentarzu, co widać na załączonych obrazkach:
Dokumentacja, z którą od dzisiaj można zapoznać się na tym portalu wynika właściwie dokładnie to samo, co zasygnalizowane zostało w sprawie siekierezady na cmentarzu wojennym nr 101 w Libuszy. Dendrolog Marcin Janik wychodzi przed szereg i miast zajmować się wyłącznie stanem fitosanitarnym drzew, pozwala sobie na „wycieczki” analityczne dotyczące stanu substancji architektonicznej cmentarza. Pomijając ocenę robinii akacjowej, która rzeczywiście była w stanie kwalifikującym ją do usunięcia, pozostałe drzewa dendrolog przeznacza do eksterminacji, strasząc ich wywrotem lub destrukcyjnym wpływem systemu korzeniowego na posadowienie ogrodzenia i nagrobków. Natomiast Aleksandra Rak (WUOZ Delegatura w Nowym Sączu) i Sylwia Dudek (UG w Bieczu), autorki PROTOKOŁU Z OGLĘDZIN DRZEW, sporządzonego 1 lutego 2016 roku, wbrew faktom, poświadczyły nieprawdę, że „wszystkie drzewa znajdują się w nie najlepszym stanie zdrowotnym”. Zgoda, co do robinii akacjowej, ale pień wyciętego klona świadczy o czymś przeciwnym. W sprawie dęba czerwonego i drugiego z klonów brak jakichkolwiek dowodów na ich zły stan zdrowotny, KWALIFIKUJĄCYCH TE DRZEWA DO WYCIĘCIA. . W każdym razie dendrolog Marcin Janik tych dowodów nie dostarczył, wbrew oświadczeniu Aleksandry Rak i Sylwii Dudek. Dociekliwym Czytelnikom polecam także porównać ww. protokół z protokołem z oględzin na cmentarzu wojennym nr 101 w Libuszy. Można sprawdzić, jak bardzo podobne są to teksty; te same frazy, te same sformułowania, bez mała jedna wypowiedź sporządzona przez kalkę w dwóch egzemplarzach, ale dotycząca dwóch różnych miejsc. Fakt ten dowodzi, że urzędnicy traktują takie wizje lokalne jako zło konieczne, bo i tak wiadomo, że na drzewa (zwierzchnicy) wydali wyrok i nikt nie zamierza ich ratować. Liczy się pozbawiony jakiejkolwiek empatii ekologicznej i republikańskiej papier – nawet poświadczający w dużej części nieprawdę i nieliczący się z wątpliwościami. Nikt w przyszłości nie będzie dochodził szczegółów. Drzewa zostaną wycięte i szukaj wiatru w polu.
Decyzję, zezwalającą na wycięcie 4 drzew z cmentarza wojennego nr 104 w Strzeszynie podpisał tym razem (poprzednio w Libuszy – na cmentarzu wojennym nr 101 – podpisała kierownik Krystyna Menio), z upoważnienia Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Krakowie, starszy inspektor mgr inż. arch. Witold Król., podając, jak poprzednio (w Libuszy) Krystyna Menio, co najmniej wątpliwą, a właściwie, w dużej części kłamliwą, podstawę prawną (że niby drzewa, m. in. zagrażają ludziom, etc.). Można i tym razem odnieść wrażenie, że prawdziwą podstawą prawną, uzasadniającą siekierezadę w Strzeszynie była idee fixe burmistrza Mirosława Wędrychowicza, który, remont, zniszczonych i zdewastowanych cmentarzy wojennych z I wojny światowej, wymagających de facto kapitalnego remontu wszystkich ich części składowych (ogrodzenia, nagrobki), postanowił zacząć od wycięcia w pień w wszystkich drzew, nie bacząc na ich stan fitosanitarny i historycznie ugruntowany wizerunek. I co najgorsze znalazł w tym dziele sojusznika w dendrologu Marcinie Janiku i urzędnikach: Krystynie Menio, Witoldzie Królu, Aleksandrze Rak czy Sylwii Dudek.
Oba cmentarze (w Libuszy i Strzeszynie) znajdują się właściwie na odludziu. Wokół nich lub blisko obok rosną inne drzewa, dużo drzew. Przez mieszkańców te cmentarze odwiedzane są rzadko. To prawda, że korzenie drzew rozsadziły i ogrodzenie, i okoliczne nagrobki, ale ww. składniki architektury stałej cmentarzy uległy zniszczeni także z innych powodów. Wszystko na tych cmentarzach trzeba poddać renowacji, a jeśli tak, to piękne klony i dęby, nierzadko ponad stuletnie należało ocalić od wycięcia i ująć w projekcie renowacyjnym. Powinny stać w zadumie nad grobami żołnierzy i tyle. A ogrodzenia i tak trzeba odbudować, co widać na moich fotografiach.
To nie jest tak, jak stwierdziły urzędniczki Aleksandra Rak i Sylwia Dudek, że ww. drzewa „nie stanowiły układu komponowanego” cmentarzy wojennych.W tym oświadczeniu pobrzmiewa totalny absurd intelektualny i brak szacunku dla żywej tradycji historycznej i przyrodniczej. Dendrolog Marcin Janik sugeruje, żeby po wycięciu starszych drzew posadzić nowe. Tylko po co, panie dendrologu? Ten wniosek, to jakaś aberracja. Jeśli drzewa zagrażają zdrowiu i życiu ludzi, wytnijmy wszystkie lasy w pień, bo grzybiarze przecież giną jak mrówki, przywalani, padającymi konarami w polskich lasach. I broń Panie Boże, nie sadźmy kolejnych drzew, bo za chwilę będą stanowić znowu zagrożenie.
Kłamstwami, matactwami, manipulacjami i nadużyciami w dokumentacjach, które opublikowałem na tym portalu (cmentarze wojenne nr 101 i 104 w Libuszy i ) powinien zająć się w trybie nadzorczym Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Bo Mirosław Wędrychowicz (burmistrz Biecza) i Krystyna Menio, i Witold Król w strukturalny sposób wystąpili, na cmentarzach wojennych w Libuszy i w Strzeszynie, przeciwko dziedzictwu narodowemu, a zrobili to ot tak, od niechcenia. I zamordowali m. in. stuletnie dęby.
Można powiedzieć, że w Bieczu nie zdarzyło się nic nadzwyczajnego. Gorlicki „samorząd” terytorialny wespół z przedstawicielami, o zgrozo, Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, wycina – w ostatnich latach – w pień drzewa na cmentarzach nie tylko w Bieczu, ale także w Gorlicach, w Łużnej czy w Wilczyskach. A jeśli tak, to oznacza, że to nie są incydentalne i przypadkowe akcje.
PS. Dendrologowi Marcinowi Janikowi do sztambucha!
Postraszył pan „wywrotem” dęba czerwonego na cmentarzu wojennym w Strzeszynie. Chciałbym panu przypomnieć, jak wygląda system korzeniowy tego gatunku drzewa. Jak napisano na stronie http://lasydrzewa.blox.pl/2014/07/Dab-Czerwony.html:
Dąb Czerwony (…) wykształca palowy system korzeniowy i dzięki głęboko zakorzenionemu korzeniowi głównemu oraz dobrze rozwiniętym korzeniom bocznym. Dąb Czerwony dobrze trzyma się w podłożu przez co potrafi opierać się nawet silnym wiatrom.
A jak wiadomo, zob. http://www.ekologia.pl/wiedza/slowniki/encyklopedia-lesna/typy-systemow-korzeniowych:
Drzewa o silnie rozwiniętym korzeniu palowym skuteczniej mogą opierać się działaniu silnych wiatrów oraz korzystać z wody i pokarmów znajdujących się głębiej w glebie.
Szanowny panie dendrologu Janik! Te stuletnie dęby czerwone, które rosły w Libuszy i Strzeszynie na cmentarzach wojennych, osłonięte lasem albo zagajnikiem, tylko trąba powietrzna o niespotykane sile, rodem z Ameryki Północnej, wyrwałaby z korzeniami. No, chyba, że były ciężko chore, ale tego nigdzie pan nie stwierdził i nie udowodnił. Pańskie opinie dendrologiczne, to zwykła kpina z wiedzy i tumiwisizm.
Więcej na temat siekierezady w powiecie gorlickim tutaj:
http://gorliceiokolice.eu/tag/polska-siekierezada/,
http://gorliceiokolice.eu/tag/siekierezada-w-wilczyskach/,
http://gorliceiokolice.eu/2015/10/konca-siekierezady-w-wilczyskach-nie-widac/,
http://gorliceiokolice.eu/tag/parafia-pw-sw-stanislawa-biskupa-i-meczennika/.
Jeden komentarz