W toku awantury związanej z nowelizacją sądownictwa jakoś bez większego echa przemknęła informacja, że PiS wycofało się z pomysłu opłaty drogowej.
W sumie, to nie ma się czemu dziwić. Opozycja totalitarna raczej nie ma powodów chwalić się sukcesem, bo tym samym przyznałaby, że wbrew totalnej narracji jej głos nie jest ignorowany przez „pisowską dyktaturę”. A jeszcze ten i ów mógłby pomyśleć wtedy, że albo nie ma jednak dyktatury, albo też opozycja czynnie w niej uczestniczy. Zwłaszcza, że ponoć sam projekt został przygotowany w 2015 r. przez PO.
PiS też się nie ma czym chwalić. Przygotowało gniota i pod naciskiem krytyki musiało się z niego wycofać. W dodatku uzasadnienia wołają o pilną wizytę u laryngologa.
„My jednak wsłuchujemy się w to, co mówią ludzie. Przed nami inne ważne reformy, w związku tym wycofujemy się z tego, co nie oznacza, że nie będziemy szukać w inny sposób środków, żeby wesprzeć samorządy” – powiedziała szefowa gabinetu politycznego premier Beaty Szydło, Elżbieta Witek. Dodała, że ludzie „martwili się, że paliwo podrożeje w okresie wakacyjnych wyjazdów”.
„Zapadła decyzja o wycofaniu ustawy benzynowej. Będziemy szukać innych metod na zgromadzenie środków potrzebnych na budowę. Na pewno nie będziemy sięgać do kieszeni obywateli” – oznajmił prezes PiS, Jarosław Kaczyński. W podobnym duchu wypowiadali się szef klubu PiS Ryszard Terlecki czy wicemarszałek Sejmu Joachim Brudziński.
Słowem – wsłuchiwali się, dotarło, że lud się burzy i przeciwko czemu, ale już nie koniecznie dlaczego. No to przypomnę – po pierwsze krytycy wskazywali, że podniesienie cen paliw spowoduje automatyczny wzrost cen wszystkich artykułów. Wykazywali przy tym daleko posuniętą niewiarę w zapewnienia, że to koncerny paliwowe wezmą na siebie ciężar nowego podatku.
Wskazywali także, że nowy podatek oznacza dodatkową biurokrację księgową dla przedsiębiorców. A skoro biurokracja – to pewnie wkrótce kontrole i kary. A najbardziej irytował zapis, że kasa z podatku celowego decyzją ministra może zostać przeznaczona na inne cele. O okresie wakacyjnych wyjazdów raczej mówili w kontekście terminu wprowadzania podatku – żeby lud się nie połapał.
Bardzo natomiast podobają mi się deklaracje „niesięgania do kieszeni podatników”. Serio – to prawdziwie nowa jakość, trzymam za słowo. Zanim jednak wzniosę łuk triumfalny i wygłoszę laudację, poproszę o bardziej szczegółowe informacje – skąd kasę weźmie rząd? Handel ropą, gazem, złotem, diamentami, medyczną marihuaną czy jeszcze innymi cennymi surowcami?
Bo bez tego, to jednak nadal rząd w budżecie ma tylko tyle, ile zabrał z kieszeni podatników. Względnie – na ile ich zadłużył, co i tak na jedno wychodzi.