Wbrew powszechnym poglądom i rozpuszczanym mitom rola modela to cięzki i niewdzięczny kawałek chleba.
Dzisiaj ledwo wróciłam z koni i zakupów, zostałam ubezwłasnowolniona w charakterze modela. Wbrew powszechnym poglądom i rozpuszczanym mitom jest to cięzki i niewdzięczny kawałek chleba.
Po pierwsze, prawie udławiłam się herbatą, ale i tak mogę się cieszyć, że córka mi na nią zezwoliła. Przecież uciekało najlepsze światło!
Po drugie, nie zdążyłam zapakować zakupów do lodówki i Bébé błyskawicznie zorientowawszy się w sytuacji, zeżarła sześć parówek cielęcych, delikatesowych na jutro, wskutek czego zostało jeno czternaście, która to liczba nie daje się podzielić przez cztery.
Po trzecie, po zapakowaniu mnie w szereg fałdzistych szat oraz zawicia na głowę, mało się nie zabiłam na schodach, kiedy zdążałam do pracowni.
Po czwarte, wytrzymanie w pozycji klęcznej, z wychyleniem do przodu (św.Weronika), było nie do utrzymania, szczególnie po koniach dzisiaj, za co zostałam cierpko skrytykowana za brak kondycji.
Po piąte, miałam niesłuszny wyraz twarzy – takiego wyrazu twarzy św.Weronika na pewno nie miała, kiedy podawała chustę Chrystusowi. Skąd dziecko czerpało informacje, jaki wyraz twarzy miała święta – trudno powiedzieć.
Po szóste, szata stworzona na poczekaniu z prześcieradła, fałdzistej spódnicy i płóciennej chusty przez cały czas sie zsuwała – pojęcia nie mam, jak te starożytne niewiasty sobie z tym radziły. Ja sobie nie radziłam. Szczególnie irytujące było tzw.zawicie, które zsuwając się ujawniało włosy na jeża – zgadzam się przy tym z uwagą córki, że św.Weronika na pewno włosów na jeża nie miała.
Przed nosem miałam postawione w charakterze niedoścignionego wzoru zdjęcie postaci św.Weroniki z drogi krzyżowej. Tak to jednak jest z rzeźbami, że materie, które na pomniku trzymają się bezproblemowo, w realu trzeba by chyba przybić gwoździkiem. Nic nie chciało się trzymać i to mimo że starałam się nie ruszać.
Córka w międzyczasie latała wokoło trzaskając zdjęcia i narzekając, że nie ma odejścia i perspektywa jest do chrzanu.
Krytykowała mnie też, że zamiast pochylić się w półklęku z wyciągniętymi rękami, przez co osiągnęłabym pożądany efekt suplikacji, niepotrzebnie utrzymuję sie w pionie, przez co całość wygląda, jakbym proponowała sprzedaż tej chusty. Być może, miała rację, ale mimo to, nie chciałam zaryć nosem w podłoże. Zawsze miałam fanaberie.
Prowadzona przez nas żywa dyskusja sprowadziła psy,przekonane, ze omija je jakaś świetna zabawa. Próbowały dołączyć do towarzystwa, ale zostały brutalnie przepędzone, bo właziły w kadr.
Kiedy wreszcie mogłam z powrotem stanąć na nogi, okazało się, że przede mną jeszcze jedna rola – niewiasty płaczącej. Rola była całkiem prosta – szczególnie w porównaniu z poprzednią. Jednak był pewien szkopuł.
Niewiasta płacząca zakrywa twarz rękami. A ja nie zdązyłam tych rąk umyć po powrocie ze stajni.
Jednak do umycia rak musiałabym odwinąć z siebie te metry materiału, potem je znowu zawinąć, a tu światło ucieka. Tak więc dziecko nie pozwoliło mi na żadne antrakty cynicznie przypominając, ze przecież lubię koński zapach.
Ta sesja zdjeciowa trwała na szczęście krócej niż uprzednia.
W każdym razie ucieszyłam się, kiedy oświadczyła, że do postaci Chrystusa mnie nie zaangażuje i zanim zmieniła zdanie, dałam nogę.
P.S.Córka przeczytawszy powyższy tekst zażądała sprostowania. Mianowicie twierdzi, że naturę ma łagodną, już nie mówiąc o tym, że ma wpojony szacunek wobec starszych, w szczególności zaś, rodziców.
Ponieważ też mam łagodną naturę, sprostowanie zamieszczam.