I my słyszeliśmy, że trwają prace nad ustawą, która kosztami mandatów z fotoradarów będzie obciążała właściciela pojazdu. A ponieważ obserwujemy, jak wielu objawy tzw. nihilizmu prawnego, to jedno z drugim szybko powiązaliśmy i wyszło nam, że to kolejny „wyższy” etap jawnego łamania zasad Konstytucji. Jako nie specjalista w dziedzinie prawa nie jesteśmy w stanie przeprowadzić wywodu, który odwołując się do odpowiednich paragrafów udowodni, że tak jest. Niemniej wychodzi nam intuicyjnie, że podstawowa wartość wolności i sprawiedliwego państwa to ta, która nie obarcza nas winą (i karą) za czyny niepopełnione.
Działania takie nie są jakoś szczególnie przypisane do danej formacji politycznej, środowiskowej etc. Cechują każdą grupę polityków, którzy w rządzeniu państwem najchętniej wybraliby zasadę „chodzenia na skróty” jako tę która daje efekty szybkie i jednoznaczne. Co do konsekwencji prawnych, społecznych a nawet psychologicznych (moralnych) mniejsza, bo przecież nie dotknę one pomysłodawców (albo realizatorów pomysłu, który powstał gdzie indziej), których ochrona prawna jest bezdyskusyjna, bo wynika np. z immunitetu.
Sztuka rządzenia państwem w tzw. demokracji, to sztuka lukrowania kłamstw. A im słodszy lukier, tym szybciej kłamstwo nabierze cech prawdy (i nadziei) w uszach słuchających. Z czasem w toku zaogniającej się walki politycznej i wyborczej kłamstwa stają się coraz bezczelniejsze, a po pewnym czasie (choćby dzisiaj) są już tak bezpardonowe, ze stają się… statystyką, nad którą tzw. szary obywatel nie ma już cierpliwości się pochylać. Że jej brak widać za każdym razem przy okazji kolejnych wyborów, w których udział bierze daleko mniej niż 50% uprawnionych. W ramach lukrowania kłamstw polityki czarne może być białym i vice versa, na którym to symbolicznym zabiegu buduje się równoległe światy. W jednym żyją oni- politycy i ich dwory (np. biznesowi akolici), w drugim my obywatele. Światy te mają niewielkie szanse na spotkanie się, chociażby z tego względu, że jedna strona świadomie je separuje. Przykład? Niech ktoś spojrzy na prowadzenie kampanii wyborczych. To, co powinno być elementem ich podstawowym, czyli rzeczowe debaty i kampania na prowincji jest marginalizowane, bo przecież nie można nazwać kampanią wyreżyserowanych do cna wyjazdów w „teren”, kiedy to od pospólstwa polityk jest oddzielony przez skamielinę własnej retoryki, zamknięciem na argumenty strony przeciwnej i własnymi ochroniarzami.
Oczywiście zaraz po wyborze na stołki rządzący zapominają o obietnicach z co najmniej z trzech powodów. Po pierwsze są doskonale świadomi własnych kłamstw i rozpoczynają grę na przetrwanie. Będąc wilkami walczą z sobie podobnymi z innych watah. To dotyczy tzw. starych wyjadaczy. Po drugie, co dotyczy tych mniej świadomych, z przerażeniem zauważają oni w jakie bagno wdepnęli. Zaczynają rozumieć, z jakim wysiłkiem i osobistym niemal zagrożeniem związana jest próba nawet niewielkich zmian w układzie, o skruszeniu monolitu nawet nie wspomnimy. Po krótkim okresie aktywności sami, albo pod wpływem perswazji dochodzą do wniosku, że lepiej uprawiać „Teraz k… ja”, bo nawet czteroletnia kadencja to dobre apanaże a i wiele innych ukrytych przed oczami tzw. opinii publicznej możliwości, które w przyszłości dadzą jakieś dodatkowe profity.
Mała dygresja dot. Napieralskiego. To nie żaden reformator, który poległ w trosce o demokrację, chociaż tak twierdzi. To młody wilczek, który poznawszy wilcze reguły i wilczy szaniec próbował przedwcześnie podgryźć starego przewodnika stada. No niestety nie udało się.
I po trzecie wreszcie, a dotyczy to grupy zdecydowanie najgorszej, zapominają o obietnicach, bo cierpią na nieustającą polityczną amnezję. Ci nie są już kunktatorami, cynikami, czy jak w przypadku drugiej grupy naiwniakami. To są nihiliści najgorszego sortu. Kłamstwo przeżarło im charaktery, stało się częścią osobowości tworząc postawę, która nie rozróżnia już dobra od zła. Dobre jest tylko to, co jest dobre dla nich, złe co jest dla nich złe. W tak pojętym świecie nie ma miejsca dla innych. Inni to ci, którymi się rządzi i którzy tworzą przedmiot intelektualnych zabiegów (indoktrynacji) polityki i podmiot (sic) materialnego jej zabezpieczenia. Na nas spoczywa obowiązek łożenia na skompromitowany układ, co egzekwuje się z brutalną bezwzględnością przy pomocy całej hordy systemowych hien pozostających na usługach wspomnianych wilków.
Naprawdę zwierzęcy stał się ten nasz folwark, w którym można działać zgodnie z prawem (i dla własnej korzyści), które utraciło swój moralny, nakierowany na innego człowieka, fundament.
Z pozdrowieniami red. nacz. Liber
rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję