Analiza najprostszego modelu przepływu strumienia pieniędzy pomiędzy najzwyklejszymi Polakami.
Najogólniej model to odwzorowanie w pewnej skali jakiegoś większego obiektu. W celach poznawczych modele są tworzone, aby w toku oglądu i analizy uproszczonego odwzorowania, opisać jakiś aspekt rzeczywistości materialnej albo nie materialnej.
Spróbujmy zatem zbudować najprostszy model przepływu strumienia pieniędzy pomiędzy najzwyklejszymi Polakami. Inspiracją do przeprowadzenia tego ćwiczenia jest znany wiersz Juliana Tuwima. A zatem wyobraźmy sobie, że Murarz zarobił 100 zł. i natychmiast udał się do Krawca kupić za te 100 zł. marynarkę. Krawiec przerwał na chwile swoje zajęcia i za przed chwilą uzyskane pieniądze kupił żonie buty u sąsiedniego Szewca. Szewc, jakby tylko na to czekał, wywiesił na drzwiach „zaraz wracam” i pobiegł do Nauczyciela zapłacić 100 zł. jako pierwszą ratę za angielski syna. Nauczyciel odetchnął z ulgą i ze 100 zł. w ręku udał się do Mechanika, żeby ten sprawdził szwankujący rozrusznik w jego samochodzie… Itd., itd. Łańcuch osób, do których kolejno trafiała, przez wszystkich uczciwie zarabiana, 100-złotówka można rozbudowywać prawie dowolnie. Można np. wymyślić, że banknot wraca wreszcie do „nadawcy” – Murarza. W zaprezentowanym modelu nie chodzi jednak o przedstawienie sprytnych literacko ogniw powiastki, ale o pokazanie jak dynamicznie może płynąć pieniądz, jeśli nic nie zakłóca jego naturalnego ruchu.
A teraz w zaprezentowanym powyżej modelu wprowadźmy drobną modyfikację: wyobraźmy sobie, że Murarz zarobił 100 zł., ale dla zatrudniającej go zagranicznej firmy i przedmiotowe 100 zł. zostało bezzwłocznie po zaksięgowaniu wytransferowane do kraju macierzystego owego podmiotu. Ta niewielka, jak mogłoby się wydawać, zmiana w kierunku ruchu pieniądza ma jednak daleko idące konsekwencje dla Krawca, Szewca, Nauczyciela i Mechanika – oni po prostu nie zarobią pieniędzy, które, potencjalnie, zarobić by mogli. Nie zarobią, bo strumień pieniędzy popłynął gdzie indziej.
Analiza wyżej opisanych, dwóch prostych, modeli pokazuje jak ważne, z punktu widzenia danego obszaru gospodarczego, ma usytuowanie centrali działającego na tym obszarze podmiotu. Przedsiębiorstwa, instytucje finansowe, korporacje itd. pracują bowiem, przepraszam za przypominanie rzeczy tak oczywistej, przede wszystkim dla zysku swojego a nie „tubylców”. A pieniądz wypływający z danego obszaru gospodarczego niczego w tym obszarze nie kreuje, nie tworzy nowego popytu, nie przysparza bogactwa.
Odwzorujmy nasze modele w większej skali i w tej optyce spójrzmy na wyprzedaż polskich zakładów produkcyjnych. Część z nich została przez nowych właścicieli zamknięta, tak szybko jak było to możliwe. Te które zostały, zyski, w takiej czy innej formie, transferują do swych macierzystych central. Owszem, płacą Polakom za wykonane prace, ale to jest jedynie ułamek pieniędzy, reszta kreuje dobrobyt gdzie indziej. I pieniądze płyną , cash flow, ale otrzymują je Tailor, Shoemaker, Teacher and Mechanic, a nie Krawiec, Szewc, Nauczyciel i Mechanik.
Można powiedzieć: „to już historia, stało się, czasu się nie cofnie”. Spójrzmy zatem przez optykę naszych modeli na Ustawę z dnia 29 stycznia 2004 r. Prawo zamówień publicznych. Pisząc w największym skrócie, ten akt prawny określa zasady i tryb udzielania zamówień publicznych. Reguluje zatem wydawanie wspólnych, niekiedy ogromnych, pieniędzy przez państwowe jednostki organizacyjne i finansowe oraz osoby prawne utworzone w celu zaspakajania potrzeb o charakterze powszechnym. Niestety w tym dokumencie nie ma najmniejszego zapisu zabraniającego dyskryminowania polskich firm. Przy czym, podkreślam, nie chodzi o uprzywilejowywanie naszych przedsiębiorstw, ale o zakaz ich dyskryminacji. Brak takich uregulowań powoduje, że w specyfikacjach istotnych warunków zamówienia często znajdują się warunki z punktu widzenia realizacji przedsięwzięcia zbędne, ale skutecznie eliminujące firmy polskie. Przykład najprostszy: w przetargu na wybudowanie 20 km drogi postawić wymóg wykazania się wielokrotnie większym doświadczeniem, jakiego lokalne firmy mieć nie mogą. Skutek: wygrywa przedsiębiorstwo zagraniczne, a firmy miejscowe, jak najbardziej fachowe, są zatrudniane jako podwykonawcy. No i wykonawca generalny zarabia największe, w dodatku pewne pieniądze a do podwykonawców trafia tylko ich ułamek, albo i to nie. A wszystko legalnie, zgodnie z ustawą.
Przykłady można mnożyć. Wystarczy wspomnieć o polityce sieci sklepów wielko powierzchniowych. Z reguły wykazują zyski minimalne, albo wręcz zerowe, ale budują kolejne obiekty. Bez perspektywy na zarobek? Kierując się altruizmem, jak to nader celnie określił św. pamięci Andrzej Lepper? A skoro zysków nie ma nad Wisłą, to gdzie się podziewają, bo gdzieś być muszą, skoro sieci nie bankrutują?
Czy politycy i ekonomiści nie widzą dramatycznych, gospodarczych konsekwencji wypływu pieniędzy z Polski? Przecież zjawisko to jest wyraźnie dostrzegalne, wystarczy nie zamykać oczu na otaczającą nas rzeczywistość. Jak wyjaśnić krótkowzroczność rządzących Polską „elit”?
Odwołajmy się do przykładu z historii ogromnego państwa. Przez 30 lat na rolnictwo Związku Sowieckiego ogromny wpływ wywierały teorie stworzone przez Trofima Denisowicz Łysenkę. Uczony ten głosił oczywiste głupstwa. Np., że organizmy nie konkurują ze sobą o ograniczone środki, tylko współdziałają , że można użyźniać glebę zupełnie bez jakichkolwiek nawozów, albo, że można zmieniać gatunki zwierząt zmieniając ich dietę. Byle leśnik wiedział, że drzewo odbierając światło pobratymcom utrudnia im egzystencję a nie wspiera. Najprostszy kołchoźnik widział związek między nawożeniem a plonami. Zupełnie przeciętni hodowcy kur czy gołębi wiedzieli, że ich podopieczni karmieni mięsem nie zmienią się w jastrzębie mimo, iż Łysenko głosił możliwość przemiany gajówki, ptaszka wielkości wróbla, w o wiele większą kukułkę, zmieniając gajówce dietę na kukułczą. Możemy się dzisiaj z tego śmiać, ale teorie łysenkowskie były przez dziesięciolecia obowiązujące na 1/6 globu. Rzesze uczonych udowadniało prawdziwość teorii Trofima Denisowicza w tysiącach prac naukowych, a wyrażony publicznie brak wiary w łysenkizm, za Stalina, łamał karierę.
Nihil novi sub sole. Współcześni polscy politycy i ekonomiści są także spętani absurdalną teorią, głoszącą, że pomyślność naszego kraju wymaga totalnej wyprzedaży majątku narodowego. I za nic mają sobie głosy zdrowego rozsądku. To, że jest to teoria głupia i szkodliwa widzą wszyscy poza garstką doktrynerów. Niestety, to ci doktrynerzy, póki co, sprawują w Polsce „rząd dusz”, a jako tacy mają wsparcie karierowiczów z różnych środowisk.
Następne pokolenie będzie się gorszyło i naśmiewało z tego ekonomicznego łysenkizmu, ale wątpliwa to satysfakcja wobec gospodarczego spustoszenia kraju. Idee mają konsekwencje. Forsowane na siłę, głupie, kłócące się ze zdrowym rozsądkiem, rozwiązania, czy to w dziedzinie rolnictwa, czy przemysłu, budownictwa, handlu, przynoszą szkody. Dlatego warto tworzyć i analizować proste modele i za pomocą tego narzędzia samodzielnie badać rzeczywistość, nie ulegając popularnym chwilowo, utytułowanym autorytetom. Owszem, wymaga to pewnej odwagi, ale jeśli historia magistra vitae est, to warto pamiętać casus Trofima Denisowicza Łysenki.
Paweł Milczarek
Tekst opublikowany w tygodniku "Myśl Polska" nr 51-52/2012